Złote serce 2

2
"O nie moja droga. To ja coś wymyślę." przemknęło przez głowę dziewczyny.
Znów czekała ją wyprawa do miasta. Zniszczone domy i włóczędzy stali się nowym elementem krajobrazu ongiś pięknego rynku. Minęła zniszczoną szkołę, potem kilka grupowych schronisk dla bezdomnych i mały rynek, gdzie można było kupić to, czego nie dostało się na kontrolowanym rynku, gdzie właśnie zmierzała. Zawsze się śpieszyła, kiedy było ciepło wszyscy bezdomni wylewali się z hangaru na ulicę, a ona prawie biegła przyciskając torbę do piersi ze strachu przed nimi. Teraz jednak mróz zatrzymał ich w środku, dlatego mogła spokojnie pokonać ostatnie kilkadziesiąt metrów do centrum. W ruinach bloku coś przykuło jej uwagę, donośny pisk rozlegał się w pobliżu. Nie wiedziała co to może być, postanowiła sprawdzić. W jednym ze zniszczonych mieszkań dostrzegła ruch. Powoli podeszła jeszcze bliżej, by zobaczyć czarnego szczeniaka przywiązanego do nogi od stołu. Kilka metrów obok znajdowała się sterta gruzu - zewnętrzna ściana runęła do wewnątrz. Spod owej sterty wystawała jedynie dłoń, zaciskając w palcach jakiś przedmiot. Kilka spakowanych walizek i krzesło, którego nogi ogryzł szczeniak. Dziewczyna usiadła na tym krześle, a pies wdrapał się jej na nogi. Już nie piszczał. Patrzył mądrymi ślepiami na bladą twarz. Zamyślona głaskała psa, wpatrując się w smugę dymu unosząca się na horyzoncie. Świeże ślady walk w tej części miasta nie mogły oznaczać niczego dobrego. Jeszcze raz rozejrzała się po zniszczonym mieszkaniu, dopiero po dłuższej chwili wyrwała się z zamyślenia. Poczuła jak drętwieje jej twarz. Otworzyła kilka szuflad, cokolwiek znajdowało się tutaj raczej nie było już potrzebne lokatorce pogrzebanej żywcem. W jednej z nich znalazła metalową zapalniczkę. W kilku kolejnych pościel i ubrania. Kiedy otworzyła ostatnią z nich, upuściła zapalniczkę na białe prześcieradło. Usłyszała głuchy, metaliczny dźwięk. Zaintrygowana podniosła materiał, a jej oczom ukazała się pokaźna kasetka. Nie było możliwości zabrania jej ze sobą, musiała jakoś otworzyć ją na miejscu. Taka kasetka robi dość duży hałas, słychać byłoby gruchotanie na jakieś sto metrów wokół. Używając drewnianych szczątków mebli rozpaliła ogień na środku pokoju, prześcieradłem zakrywając dużą wyrwę w ścianie. Nie pomógł nóż, widelec, spinka do włosów też nie sforsowała zamka. Miała już dość, wiedziała że nie może dłużej zostać w mieszkaniu, ogień na pewno zwrócił już czyjąś uwagę. Zdenerwowana wstała i krążyła ściskając pudełko w rękach. W końcu rzuciła nim o ziemię. Wtedy właśnie szczeniak śpiący przy ognisku podskoczył ze strachu. Szybko powąchał kasetkę, po czym zaczął trącać nosem dłoń, sterczącą metr dalej.
- To nie może być aż tak proste... - szepnęła do siebie, po czym postanowiła przełamać się i sprawdzić co skrywa dłoń. Najpierw jednak uwolniła psa. Nie uciekł w siną dal, usiadł obok i przyglądał się z zaciekawieniem poczynaniom nowej pani. Zamarznięta ręka za nic nie chciała się poddać. W końcu jednak udało jej się ją otworzyć, a właściwie oderwać. Dumna z siebie odwróciła się na pięcie i podniosła kasetkę. Wtedy usłyszała za plecami głośny trzask. Rzuciła się do ucieczki, ciągnąc za sznurek, którym przywiązany był pies. Zdążyła wybiec z zawalającego się budynku, jednak drut wystający z osuwającej się ściany sięgnął jej nogi. Rozwieszone prześcieradło zajęło się ogniem, chmura dymu uniosła się powoli w górę. Przerażona dziewczyna próbowała wstać, jednak najwyraźniej poważnie raniła nogę. Do domu wcale nie było daleko, jednak w obecnym stanie podróż zajmie jej przynajmniej godzinę.
- Oooo... A co my tu mamy? - usłyszała skrzekliwy głos za plecami. Odwróciła głowę, jednak jedyne co dostrzegła, to sklepowy wózek wypchany rupieciami. Usłyszała, jak ktoś podniósł kasetkę i nią potrząsnął. Westchnienie pełne zachwytu, po czym owa postać raczyła pokazać się dziewczynie. Kobieta miała wyniszczony organizm przez głód i zapewne "różnego rodzaju środki rozweselające" jak zwykła mówić babcia.
0.049388885498047