Wypaliłem się. Uwielbiam zasypiać z nadzieją, że się nie obudzę. I co? Dzień w dzień ta sama chujnia. Jadąc do pracy korki, debile, w pracy debile, wracając z pracy debile, pernamentnie piszczy mi w uszach, taka wysoka częstotliwość. Ludzie się z tego powodu wieszają. Ja jakoś jeszcze na oparach chęci życia ciągnę. Jestem budowlańcem, pracuję sam, zarabiam nieźle, a nic mi się nie chce. Od dawna... Tylko gałąź i sznur. I nie jestem pijany. Narkotyków nie brałem. Wolę pójść do opery i tam się czuję jak napizgany jak na to patrzę. Taki odlot... I tak nikogo to nie obchodzi. W stodole się nie chowałem. Każdy ma swoje problemy. Wypierdalam. Może dzisiejszej nocy wreszcie na zawsze...