Ojciec i dziecię akt II cz3

6
O: Mnie? O nic takiego. Chciałbym coś kupić lecz nie wiem czy możesz mi to dać.
K: A cóż takiego?
O To nie takie proste. Nie powiem nim nie zrozumiem co się dzieje.
K: To co widać. Kieruję stąd dusze pragnące odmiany do innych kręgów.
O: Dość to odrażające i po co?
K: Serio pytasz? To piekło. Tu wszystko jest odrażające. Nie wyglądasz mi na przygłupa co przez przypadek wpadł do Styksu i nie na tą stronę co trzeba przepłynął.
O: Być może. Czy to ważne?
K: To akurat mnie nie obchodzi. Wiele widziałem a Ty wcale nie jesteś najdziwniejszy. Kiedy Cię rozgryzę zapłacisz nawet bez pytania za swoją arogancję.
  Kierownik uśmiecha się drapieżnie. Tymczasem dziecko wybiega zza autobusu powodując chwilowy chaos któremu oboje się przyglądają.
K: Moi pomocnicy nic są niewarci. Odpady... Ale trudno na to stanowisko o porządnego upadłego.
O: Nie dziwię się. Nudno tak chyba?
K: Nudno? Tysiące tysięcy lat rutyny a ty mówisz nudno???
Ojciec wygląda na solidnie zdziwionego.
O Tysiące tysięcy? Przecież piekło nie istnieje aż tak długo!
  Kierownik się śmieje przez chwile.
K: Widzisz te dusze?
O: Widzę przecie.
K: Skazane na wieczne błąkanie się po kręgu piekła. Kilka domów, podwórka, droga wychodząca spośród nich i biegnąca nad rzeczką przez pola. A gdybyś tak poszedł nią to po chwil wchodzisz między domy od drugiej strony i widzisz że wróciłeś do punktu wyjścia. Nic nie pamiętają  bo nim tu trafią muszą zapomnieć o czasie.
O: To brzmi nudnie.
K: O tak. I takie jest. W nieskończoność. Tyle że nie wszystkie dusze to załamie. Większość tak... Przestają walczyć. Rozpływają się w rozpaczy. Zanikają. Przestają walczyć. Mistrz wygrywa. Ale to trwa... Musi trwać. A nawet jeśli trwa to nie wszystkie można tak zniszczyć. Są dusze harde. Na nie to nie działa. Albo może zbyt wolno? Nie znam się na tym. Ja tylko wożę.
O: Skoro tak to po cóż wozisz je?
  Pojawia się dziecko i sytuacja się powtarza. Nim znika za autobusem panuje chwilowe zamieszanie wokoło kramu.
K: To Twój chłopak?
O: Tak, to moje dziecko.
K Ładny. Żywy...
O. Zauważyłeś?
K: Dziwne nie spostrzec. Nawet ospałe dusze czują życie i do niego lgną. Budzą się w nich wspomnienia. Wprowadziłeś zamieszanie, które będzie kosztowało krąg całe eony.
O: Nie mam zamiaru płacić.
K: Raczej nie ty zadecydujesz.
O: Ale co z tymi Eonami?
K: Z czasem?
O: Tak. Jak to możliwe?
K: Czas tu rzadko zagląda. Czy raczej prawie wcale.
O: Nie ma tu czasu?
K: O nie. Jest. Musi być. Inaczej wszystko by zamarło i nic by się nie zmieniało. Ale upływa leniwie. Sto lat na każdy dzień w świecie żywych? A może  i tysiąc? Czasami tak, czasami owak. Dużo miejsca by zapomnieć o wszystkim. Nie ma ucieczki bo nie wiesz nie tylko gdzie jesteś ale i kiedy jesteś. A jeśli nie wiesz kiedy to i nie wiesz dokąd.
Ojcowi rozszerzają się oczy ze zrozumienia. Widząc to kierownik uśmiecha się triumfująco.
O: Rozumiem teraz! Dusze tu uwięzione po wieczność rozpływają się w nicość. A ty te, które się opierają zabierasz stąd gdzie indziej?
K: Nie inaczej.
O: Więc po cóż zapłata i dokąd idą?
Kierownik parska śmiechem.
K: Zaprawdę twoje pytania lepsze są od opłaty. To jest piekło. Dusze nie mają stąd ucieczki. Wożę je do innych kręgów. Co najwyżej zamienią jedną katownię na inną.
O: Nie wiedzą o tym?
K: Wiedzą pewnie. Cóż z tego? Czyż za płotem trawa nie jest zawsze zieleńsza? Czyż nie dlatego nie może ich złamać monotonia iż właśnie mają iskrę nadziei? Po milionie lat spoglądania na te kamienice we mgle każdy gotów jest oddać cząstkę siebie w zamian za odmianę.
O: Rozumiem. A opłata?
K: Skoro zrozumiałeś co robię to i zrozumiałeś czemu nie darmo.
O: Bo nic w piekle nie ma darmo?
K: Nic, nigdzie darmo nie ma. Dobrowolnie oddają mi cząstkę siebie. Skoro nie może im nuda i beznadzieja odebrać to muszą z własnej woli się pozbyć.
O: Zaprawdę... Nic nie zostawione przypadkowi.
K: Mistrz nie lubi przypadku. Dlatego nie gra w kości. I nie lubi gdy mu się żywi plączą pośród zmarłych... Ale, ale. Chyba moi pomocnicy skończyli już sprzedawać bilety. Jak to czas czasem szybko mija choć go nie ma... Chodźmy już.
    Kierownik podchodzi do kramu a za nim Ojciec gdy tymczasem zza autobusu wybiega dziecko. Ojciec woła je do siebie więc pędzi pomiędzy stolnicą a beczką i wpadłszy  na Ojca chwyta go za nogi. Tłumek spory dusz skonsternowany zatrzymuje się przed kramem krzykami rozpędzany przez pomocników Kierownika. Niechętnie ale rozprasza się.
O: Nie zmęczyłaś się dziecino?
D: Ani trochę Ojcze!
K. Nic dziwnego. Czasu nie ma to i zmęczyć się nie ma kiedy. Ale dobrze że już przestał biegać. Niebawem wrócimy do niego a tymczasem dokończmy interesy...
Ojciec chowa dziecko za siebie
O: Nie wiem o czym mówisz jeśli chodzi o dziecko ale interes rzeczywiście do dokończenia. Już wiem czego mi trzeba a opłata wniesiona.
K: Co???
  Kierownik zatyka usta dłonią a zdębiali pomocnicy udają że niczego nie słyszeli. Jeden skonsternowany spogląda do wnętrza beczki a drugi łapie za kawał łańcucha i rozpędza pozostałe dusze.
O: Nie troskaj się Kierowniku. Wszak jeszcze nie zakończyliśmy umowy o rozmowie.
  Kierownik robi się czerwony na twarzy.
K: Wiem o tym! Alem się przez Ciebie przed ludźmi ośmieszył pytając!
O: Nie moja to wina!
K. Jak inaczej skoro mi suponujesz iż zapłacone za moją usługę kiedy nawet jej jeszcze nie określiłeś!
O: Bo tak jest. Racz sprawdzić.
K. Sprawdzę! Jak tylko się dowiem co!
O Niech tedy zdadzą sprawę ile dzisiaj zarobiłeś Twoi pomocnicy.
Kierownik spogląda na nich ze złością. Struchlały PK1 wyciąga pomięty i zaplamiony zeszyt spod stolnicy i wodząc paluchem po stronie czyta.
PK1: Dłoni dwadzieścia i cztery, stóp dwanaście, jedna noga i jeden skalp. Do tego ucho i język. Trochę drobnych.
Spoglądając na Ojca który uniósł brwi:
PK1: Drobne to to co wypadnie z duszy podczas opłaty pobrania. Sprzątamy wszystko żeby nic się nie zmieniało na przystanku. Nikt tego nie liczy.
K: Nieważne! Więc czekam aż mi wskażesz gdzie twoja zapłata!
O: Tam gdzie reszta- w beczce!
K: Kłamca! Nic nie oddałeś!
Kierownik spogląda na pomagierów.
SK1 i 2 zgodnie: Tak jest!
O: Tedy liczymy!
K: Remanent!
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Ojciec i dziecię Akt II cz2

4
Dziecko tymczasem obiegło już autobus i o dziwo ożywiło też inne dusze. Wyczuły zdaje się iż dusza jego jest nie oddzielona od ciała i razem z nim biega po mglistej ulicy. Już nie tylko dusza pierwsza ale inne zaczynają się w jego stronę kierować a z zaułków i bram wychodzi ich więcej. Ojciec tymczasem niepostrzeżenie zbliża się od tyłu do kramu Kierownika przed którym w kolejce ustawia się już kilka dusz. Widząc to jeden PK zdejmuje z beczki wieko i zagląda do środka z obojętną miną a klapę rzuca na kocie łby.
K: Pora zacząć! Zapraszam zapraszam! Czym służyć mogę tym służę!
  Dusze w kolejce wydają się niespokojne i oderwane choć stoją karnie to głowy odwracają szukając wzrokiem dziecka. Kierownik rzuca do pomagierów:
K: Dziwnie dziś podniecone...
1PK: Tak, niebywale. Zapewne coś się stać musiało choć tu nic się nie dzieje.
2PK: Spójrz kierowniku na tą małą duszę chłopca. O tam
Wszyscy patrzą na wybiegające zza autobusu dziecko, które przystaje i robi miny do ścigających go niemrawo kilku dusz, po czym gdy się zbliżają odbiegające dalej.
K: Zaprawdę dziwne. Chyba Strażnik Kręgu śpi dzisiaj bo to nie dusza. Wygląda jak chłopiec żywy. Zbyt długo jestem Kierownikiem by tego nie czuć nawet z daleka że żyje.
1PK: Niesamowite... Aż chciałoby się spytać skąd tu gdyby się było głupcem.
Tymczasem dusza pierwsza w kolejce traci zainteresowanie chłopcem i skupia się na Kierowniku. Odzywa się głosem cichym i odległym. Obojętnym lecz zbolałym.
D1: Chcę stąd odejść!
K: No chłopcy, pora do pracy bo klienci się niecierpliwią. Zatem jakie byłoby Twoje pytanie?
D1: Chcę stąd odejść. Zabierz mnie stąd.
K: To kosztuje...
D1: Ile?
K: Otóż to! Mamy to! Pytanie! Gotowa jesteś więc zapłacić  !
D1: Zapłacę.
Kierownik kiwa głową w stronę pomagierów. Ci duszę chwytają  i ciągną do stolnicy. Jeden chwyta ją za dłonie i przeciąga je nad stolnicą. Drugi ściąga z łańcucha spory tasak i wziąwszy zamach jednym cięciem oddziela dłonie duszy od ciała. Dusza osuwa się na bruk a Pomocnik podrzuca odcięte dłonie do góry robiąc nimi fikołka i zręcznie łapiąc w powietrzu. Nie ma krwi a ciało w środku wyblakłe jest jak wymoczone rybie mięso na żółtawych kościach. Kierownik przygląda się beznamiętnie jak jeden z pomocników wrzuca odcięte dłonie do beczki gdy drugi wlecze bełkoczące coś ciało duszy do autobusu gdzie bezceremonialnie rzuca je na podłogę.
K: I już! Pierwszy podróżny dzisiaj! A kogoż to przywiało- zapytam sam siebie może kiedyś gdy wspomnę tą chwilę...
Drugą cześć wypowiedzi Kierownik szepce pod nosem sam do siebie widząc jak z bramy gdzie mieszka Stara Krwawa Strzyga wypływa mała kłębiąca się, czarna chmura i kieruje nad autobus.
PK2: Przecież to sam Strażnik Kręgu!
K: Ani chybi. Ten chłopiec wprowadza większy zamęt niżbym sądził. Lecz nie nasza to sprawa. Różne się dziwy dzieją. Nam trzeba podróżnych szykować.
  Milkną. Następna dusza szeptem coś mówi i kierownik również szepcze po czym załatwiają się z nią tak jak z poprzednią. W tym czasie dusz więcej się pojawia, również w kolejce. Dziecko zatacza kolejną pętle wokoło ciągnąc za sobą już cały łańcuszek dusz. Strażnik Kręgu przepływa nad autobus i tam się zatrzymuje z wolna pulsując i ledwo słyszalnie dudniąc a Ojciec staje za plecami Kierownika.
Kierownik znudzonym głosem tymczasem do kolejnej duszy choć głowę wykręca w kierunku skąd słychać chłopca:
K: Słucham.
D2: Chcę usłyszeć znowu ludzi,,,
K: To coś nowego.
O: Niebywałe...
Kierownik i jego pomocnicy obracają się teraz dopiero spostrzegłszy Ojca. Jeden z nich zaczyna zdziwiony pytać lecz w pół słowa zatyka sobie usta dłonią przerażony. Kierownik spogląda na niego marszcząc srogo brwi.
K: No tak. Tego tylko brakowało. Idź może policz ile ci do końca służby zostało i wróć aż ochłoniesz!
  PK1 Odchodzi zawstydzony do autobusu a tymczasem Kierownik do Ojca.
K: Wybacz może. Zaskoczyłeś go i omal nie spytał.
O: Zatem rozumiem że rzecz to groźna pytać o cokolwiek.
K: Dobrze rozumiesz. Za wszystko trzeba płacić. Za każde pytanie. Takie jest prawo.
O: Zatem nie zapytam cóż się tu dzieje.
K: I całkiem słusznie. Choć zabłądziłeś niechybnie nie w swoje strony to na zbłąkanego mi nie wyglądasz. A ja prace mam.
O: Nie przeszkadzaj sobie. Tylko stoję.
K: Tak jak ten mały biega. Oboje zabłądziliście. I to bardziej niż Ci się zdaje.
D2: Ludzi chcę usłyszeć! Prawdziwą ludzką rozmowę.
K: Tak duszo. Słyszałem. Ale to jakby nie jest w mojej mocy. Nie sprowadzam ludzi na rozmowy tylko wożę. Tu i tam.
O: Dziwne.
Kierownik przez ramię skrobiąc się po głowie.
K: Może i dziwnie lecz tak właśnie jest. Nie mam ludzi, których mogłaby usłyszeć. (do duszy)Odejdź!
O: Mógłbym pomóc.
  Kierownik obraca się bokiem.
K: Jak mniemam duszy bo ja pomocy nie potrzebuję...
O: Wam obojgu. Ona dostanie rozmowę a Ty zapłatę. Ja zaś  odpowiedzi których potrzebuję.
K: Brzmi nieźle.
O: Zatem niech będzie iż wszyscy zadowoleni.
K: Mów!
Ojciec do duszy
O: Jeśli chcesz rozmowy między żywymi idź tą drogą aż na pole przy rzece. Tam czekaj a niebawem pojawią się ludzie by rozmawiać.
D2: Nie kłamiesz?
O: Nie skłamałbym kiedy świadkowie ręce ucinają dla zapłaty.
D2: Idę.
Dusza obraca się z wolna.
K: Hola! Jeszcze zapłata. Jedno uszko weźmiemy jako opłatę. Na drugie sobie posłuchasz!
  Na te słowa pomocnik chwyta duszę za ucho i cięciem odcina je od głowy wrzucając do beczki.  Dusza łapie się za ranę bladą i chce odejść ale to nie koniec. Drugi pomocnik chwyta ją od tyłu.
K: Hola! To zapłata za słowa tego człeka. Ale zdaje mi się że zadałaś jeszcze pytanie jedno... Za dużo mielesz ozorem. Zatem niech będzie zapłatą.
Dusza szarpie się niemrawo w uścisku gdy drugi pomocnik tymczasem siłą rozwiera jej usta i cęgami ściągniętymi z łańcucha wyciąga jej jęzor i wyrywa go z gardzieli. Odpychają ją i pada na bruk.
O: Okrutne...
K: Zapłacone! Zagrajmy więc przez chwilę w otwarte karty. 
  Do pomocników:
Zajmijcie się przez chwilę klientami- ja na bok się udam.
Tymczasem wybiega chłopiec ciągnąc dusze wpadające na siebie i na kram gdzie pomocnicy odpędzają je kuksańcami. Kierownik odchodzi od kramu gdy Ojciec jeszcze przez chwilę za nim zostaje stając tak by zasłonić swym ciałem beczkę nad którą coś robi. Ani Kierownik odchodząc, ani jego pomocnicy zajęci rozganianiem dusz tego nie widzą po czym idzie za Kierownikiem. Pomocnicy w tym czasie opanowują sytuację i zajmują się duszami które w tle coś mówią i widać iż płacą najczęściej dłonią bądź innym członkiem za wstęp do autobusu. Kierownik i Ojciec zatrzymują się o kroków kilkanaście od kramu.
K: Więc w otwarte zagramy. Pytamy bez płacenia a jeśli kto chce zapłaty tedy wpierw się o nią upomni.
O:Zgoda!
K: Więc o cóż chodzi?
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Ojciec i dziecię akt II cz1.

1
Akt 2

Osoby
O i D: Ojciec i dziecię jak w Akcie 1.
  SK: Strażnik Kręgu. W akcie tym wystąpi jako przypomnienie jak w pierwszym akcie ale i jako karzące ramię prawa przybrawszy aspekt i atrybut zwyczajowy dla jego postaci w prawie zapisany.
K: Kierownik- Wysoki i pociągły na twarzy. Z rozbieganym wzrokiem.
PK1 i PK2- Pomocnik Kierownika. Dwóch osiłków w fartuchach skórzanych i koszulach z podwiniętymi rękawami. Buty gumowe.
Statyści- Spory i rosnący tłumek zwykłych dusz. Tym razem do dusze krążące. Ludzie różni z twarzami zastygłymi w grymasie przyjaznym acz budzącym niepokój gdyż nie zmienia się w czasie. Gdy mówią ustami nie poruszają ani innymi mięśniami. Najgorsze zdają się jednak oczy wyglądające niczym ugotowane na twardo kurze jaja- nawet oczy epileptyka gdy je wywróci białkiem do góry nie wyglądają tak martwo i matowo. Skóra ich blada lecz nie biała- zachowuje resztki naturalnego koloru. Chodząc bardziej wydają się unosić nieznacznie tylko zginając nogi w stawach choć chód ten jest powolny i mało zwrotni są w nim to krążą dość nieubłaganie z rzadka tylko się zatrzymując.
Scena: Tak jak było.
Scenografia

Ulica obskurnych kamienic z kamiennymi płytami chodnika i kocim łbem wyłożona ulica. Wszędzie nieodłączna mgła kłebiąca się pod nogami i w zaułkach. Krzywo wbity znak przystanku autobusowego przy jezdni- zamazany przez rdzawe nacieki.

Ojciec i Dziecię pojawiają się w wyjściu z podwórka kamienicy. Ojciec przyklęka przy dziecku przytrzymując je.  Poprawia przesiąknięta krwią opaskę na oczodole. Obserwuje ulicę po której snuje się smętnie kilka dusz.
D: Ojcze. Co się stało z Twoim okiem?
  Ojciec poprawia znów opaskę nie spuszczając z oka ulicy.
O: Nic takiego. Nie przejmuj się moje kochane. Nic mi nie będzie. Musimy wracać do domu.
D: Do domu? A gdzie to?
  Ojciec odwraca wzrok i przez chwilę mierzy niespokojnym spojrzeniem swoje dziecko. Szepce bardziej do siebie niż do niego.
O: Niedobrze. To miejsce nie jest dla duszyczek. Nawet tak czystych. Mgła zaczyna przesłaniać Ci pamięć. Tym bardziej musimy wracać.
D: Do domu?
O: Tak. Ale to nie łatwe. Pamiętaj nie pytaj tu nikogo o nic. Nawet o rzeczy błahe bo wszystko tu kosztuje a zwłaszcza ciekawość. Wszystko może mieć cenę której nie chcemy płacić. Czy rozumiesz?
D; Tak ojcze.
O: Zatem słuchaj. Czekamy. Niebawem powinien zjawić się transport.
D: Transport Ojcze?
O Dziecię... Spróbuj nie pytać choć przez chwilę. Nawet mnie.
Dziecko zakłopotane kręci butem kółko na kamieniach.
D: Przepraszam.
  Ojciec przytula je ostrożnie do siebie nie chcąc zakrwawić jego ubranka.
O: Nie przepraszaj. Wiem że Ci trudno. Ale musisz być grzeczne. I robić co ci każę a niedługo będziemy w domu.
D: Dobrze Ojcze.
O: Więc słuchaj. Transport powinien się pojawić niedługo. Gdy przybędzie mam dla Ciebie zadanie. Na mój znak pójdziesz bawić się z tymi ludźmi na ulicy.
D: Z tymi smutnymi? A oni w ogóle się bawią?
  Ojciec wzdycha ciężka ale kontynuuje.
O: Teraz nie. Ale kiedy ich zaprosisz zaczną. Możesz być pewne.
D: A w co będziemy się bawić?
O: W berka. Lubisz się bawić w berka?
D: Chyba, tak?
O: Pewnie że tak! I oni też. Tylko o tym nie wiedzą. Ale kiedy dam Ci znać podbiegniesz do jednego. Klepniesz go i krzykniesz berek! A później nie dasz się złapać. Oni nie są zbyt szybcy i zwinni. Z łatwością byś im uciekło. Ale musisz być blisko mnie rozumiesz? I transportu. Musisz im uciekać i wymykać się tak blisko jak się da ale nie dać się złapać. To ważne! Czy rozumiesz?
Dziecko przez chwile drapie się w głowę.
D: Rozumiem Ojcze choć nie wiem co to ten transport.
O: Tego to i ja nie wiem ale wkrótce się dowiemy. Tutaj czas nawet jeśli płynie to nie tak jak w domu. Musimy czekać. Tymczasem pamiętaj- na mój sygnał zaczniesz grę i nie skończysz aż Ci nie każę.
    Po tych słowach Ojciec milknie a i dziecko przykuca i razem obserwują ulicę. Tymczasem podczas rozmowy dusze musiały wyczuć iż coś dziwnego czai się w pobliżu bo zaczęły żwawiej się ruszać, choć w ich przypadku niewiele to zmienia. Ot, bardziej nerwowy ruch tu czy tam i dwa kroki szybsze niż inne nim znów wrócą do swojego powolnego rytmu. Z wolna podczas rozmowy grupują się w okolicy wyjścia z bramy. Na szczęście (albo nieszczęście w zależności czyje) pojawia się transport. Jest to stary, rozklekotany autobus w typie tak zwanego ogórka. Skrzypi trzeszczy tocząc się na rozchwianych osiach kopcąc obficie  z rury dymem który niechętnie miesza się z oparami snującymi się po ulicy jak gdyby uważał się za lepszy od nich. Autobus sapiąc dotacza się w okolice znaku przystankowego gdzie uderza w plecy jedną ze snujących się dusz. Ta pada bez słowa na bruk a autobus przekrzywia się wjeżdżając jej na plecy i przyszpilając do ziemi. Dusza niemrawo niczym przypięty do kartonu szpilą okaz żuka próbuje wydostać się bez skutku spod koła drapiąc kocie łby palcami i odpychając się stopami. Tymczasem drzwi harmonijkowe się rozsuwają i po przekrzywionych schodach schodzi Kierownik. Spogląda pod koło na gramolącą się duszę  z zaciekawieniem marszcząc nos. Za nim pojawia się Ekipa Kierownika. Pierwszy taszczy złożony stół który rozstawia obok autobusu a wtedy okazuje się że to wielka, ciężka stolnica na nogach, drugi w tym czasie rozciąga łańcuch od autobusu do znaku drogowego. Wracają do środka wynosząc kolejne akcesoria. Wielką śmierdzącą bekę stawiając obok stolnicy, piły, noże, tasaki i haki które rozwieszają na łańcuchu a na koniec starą kasę biletową którą wieszają na ścianie autobusu. W ten sposób rozstawiają coś w rodzaju kramu tworząc ścieżkę prowadzącą do drzwi autobusu. Ojciec przygląda się temu jeszcze chwilę po czym odwraca do dziecka.
O: Biegnij i zacznij zabawę. Tylko nie daj się złapać!
  Dziecko wybiega i klepie pierwszą lepszą duszę krzycząc niepewnie „Berek!”. Dusza wygląda na skonsternowaną. Obraca się niepewnie. Dziecko przystaje równie niepewne. Ale po chwili dusza zawraca i rusza za nim. Dziecko biegnie dookoła autobusu omijając z daleka Kierownika i jego ekipę zajętych swoimi sprawami i nie zwracających na nie uwagi.
  K: Niemrawie strasznie dzisiaj.
  Ekipa spogląda na swojego szefa. Ten dalej obserwuje duszę uwięzioną pod kołem.
  K: Nie będzie dużo roboty. Już nawet nie wiedzą co się dookoła dzieje.
PK1: To tak jak zawsze.
Kierownik rzuca mu kwaśne spojrzenie.
K: Może. Może tylko tak mi się wydaje. Może czas na urlop...
PK2: E tam, Kierowniku. Nie ma nikogo kto by cię zastąpił.
K: A to niech się góra o to martwi.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Ojciec i dziecię cz2.

0
Strzyga nerwowo drepce w miejscu.
S: Pachnie słodko. I ciało. I krew. I dusza. Nie to co Jego. Stara. Skręcona. Syna wystawia na żer. Co to za dusza? Potępiony?
O: Nie mnie osądzać moja pani. Nie zbadane są ścieżki Jego.
  Strzyga kwęka. W chmurze rozlega się stłumiony łoskot odległego grzmotu. Scena ciemnieje na chwilę. Strzyga strzyże przez chwilę usiskami wystającymi z uszu skóry.
S: Nie wspominamy tu o nim.
O: Nic nie mówiłem.
S: Nic nie mówił a powiedział.
O: Czasami palnę gafę. Ale skoro pytałaś to teraz ja zapytam.
S: Niech pyta ale pozwoli posłuchać chłopca.
Ojciec odwraca się do dziecka ale tak by mieć strzygę na oku.
O: Zaśpiewasz nam?
Dziecko zatrzymuje się i spogląda.
D: Cóż mam zaśpiewać ojcze?
O: Zaśpiewaj „Okop”.
D: Tak ojcze.
Dziecko zaczyna śpiewać hipnotyzując strzygę. Tymczasem Ojciec.
O: Więc cóż z Twoim sąsiadem?
  Strzyga bujając się w takt głosu śpiewającego a później nucącego Dziecka odpowiada głosem zmienionym, przytłumionym.
S: Nie ma go.
O: A gdzie jest?
S: Nikt nie wie. Zabrali go do więzienia.
O: Do więzienia? Czyż nie mieszkał w nim?
S: O nie takiego. Złapali go i uwięzili pomiędzy ścianami. W środku.
O: W środku?
S: Tak mówią.
O: Ale kto?
S: Wilki, niedźwiedzie.
O: Wilki? Niedźwiedzie?
S: I Tygrysy. Cienie na ścianie jaskini. Niech lepiej nie pyta za dużo. Kto o nich pyta ten znika.
O: A gdzie to więzienie? Gdzie szukać?
S: Już mówiłam. W środku. Pomiędzy. W studni bez dna.
O: Cóż to znaczy?
  Dziecko milknie i zaczyna grzebać w kałuży przy trzepaku. Strzyga wychodzi z transu próbując skokiem dopaść do niego lecz czujny Ojciec staje jej na drodze.
O: Cóż to za zabawy moja pani?
S: Niech już nie drażni biednej starej. Czemu daje poczuć a nie dotknąć?
O: To moja krew i tylko przeze mnie będzie przelana.
S: Obaczym.
Ojciec spogląda na drzwi swojego przyjaciela.
O: Nie ma go... A drzwi pewnie zamknięte.
Idzie do drzwi a strzyga za nim. Staje przed nimi i naciska klamkę a później szarpie.
O: Rzeczywiście zamknięte.
S. Tak zamknięta, a ja kluczyk mam!
O: Masz klucz?
S: Oj tak, mam. Jego przyjaciel zostawił. Przechowaj, mówił, dla mnie, nim go zabrali.
O: Czy mógłbym?
S: Znowu pyta?
O: Oj! A tak miło się rozmawiało... Pytam o handel.
Strzyga uśmiecha się tak szeroko że rozdziera przy okazji niechcąca usta  odsłaniając gardziel i szeregi zębów.
S: Handel? No to śmiało, niech pyta. Co chce handlować?
O: Kluczyk na chwil kilka chciałbym.
S:A w zamian? Synek?
O: Bez żartów droga pani. Za kluczyk na chwilę? Słodką niewinną duszyczkę? Dwie bym musiał dać bo za czyn taki i swoją bym strażnikowi oddał.
S:(rozdrażniona): Więc co? Stare gnaty jego ma wziąć?
O: Nie droga pani. Niech pani spojrzy na to dziecko. Tylko z daleka. W zamian za kluczyk. Będzie mogła podejść. Na kroków pięć. I czuć duszyczki płomień. Tak z bliska... Wdychać woń ciała. Słyszeć bicie serca...
S: Na wyciągniętą rękę niech pozwoli.
O: O nie. Zbyt blisko i pokusa za duża. Na kroków trzy i ani mniej.
S: Nie... A może wezwę Strażnika? Zdaje mi się że może i on zna sztuczki by omamić straże lecz synek taki niewinny... Ani go to być nie powinno ani nie umie się bronić. Mam wezwać Strażnika Kręgu? Wydać rozkaz?
  Ojciec przez chwilę wygląda na przestraszonego lecz opanowuje się i spokojnie odpowiada.
O: I cóż z tego będziesz miała?
S: Niewiele...
O: Raczej zgoła nic. Strażnik dziecko oddzieli od ciała i nic z tego nie będzie dla Ciebie. Ani widoku, ani zapachu, ni głosu.
S: Ale dla niego cierpienie wieczne!
O: I cóż Ci po moim cierpieniu skoro masz na progu domu żywe dziecko na wyciągnięcie dłoni?
Ojciec skinieniem przywołuje dziecko i kładzie mu dłoń na ramieniu.
O: Cóż więc. Nie będzie umowy. Pora już na nas.
  Robi kilka kroków w stronę wyjścia. Stara przestępuje z nogi na nogę. Woła w końcu.
S: Niech wraca. Niech będzie jak powiedział. Kroków trzy i nie bliżej. A klucz odda zaraz jak wyjdzie!
  Ojciec uśmiecha się i wraca podchodząc do strzygi.
O: Tak właśnie będzie. Strażnik słucha. Wejdę a kiedy wyjdę wyciągnę do Ciebie pani klucz na dłoni tak byś mogła go wziąć. Chyba że nie będziesz chciała. Wtedy zmienię umowę.
S: Wezmę.
  Podaje klucz ojcu ale ten się cofa.
O: Nie wezmę z dłoni Twojej. Jeszcze by się nasze dłonie zetknęły a nie chciałbym cię kusić...
  Strzyga mamrocze ale rzuca klucz Ojcu.
S: Niech czasu nie marnuje.
O: Idę już. A ty dziecię? Dziecko?
D: Tak Ojcze?
O: Baw się grzecznie nim wrócę. Lecz pani nie przeszkadzaj. Nie podchodź i nie odzywaj się do niej. Zrozumiałeś Dziecię?
D; Tak Ojcze.
 
  Ojciec podchodzi do drzwi i kluczem je otwiera. Wchodzi do środka i przez chwilę się rozgląda. Zagląda do szafy. Podnosi obraz na ścianie by zerknąć za niego. Otwiera skrzynię  na ubrania i odrzuca pościel na łóżku. W końcu siada na krześle i na jednej z leżących tam kart kreśli kilka słów. Wstaje i dłonie unosi do oka. Podważa gałkę i sapiąc i klnąc wydłubuje sobie ją. Trzyma przez chwilę w dłoni. Szarpie krzycząc. Wyrywa je z oczodołu i zataczając się podchodzi do szafy na której je kładzie. Krew spływa z oczodołu. Ociera ją rękawem a kiedy to niewiele daje urywa pas materiału z togi i robi z niego prowizoryczną opaskę pod którą wtyka zwinięty z tkaniny opatrunek.
  Tymczasem strzyga krąży wokoło klęczącego przy trzepaku dziecka, które bawi się rysując jakąś kosteczką znalezioną na ziemi w  piasku. Strzyga obchodzi dziecko. Zbliża się i oddala wyciągając ręce. Chrapliwie wciąga powietrze łowiąc woń dziecka. Szepce do niego niewyraźnie brzmiące słowa- jakieś zachęty lub obietnice. Lecz dziecko na to nie zważa, raz czy dwa tylko rzucając jej spojrzenia. Strzyga robi się coraz bardziej nerwowa. Podchodzi bliżej. Bada granice. Tymczasem nad nimi czarna chmura pomrukuje groźnie choć odlegle i rośnie przewalając się powoli i kłębiąc czernią. Strzyga jest coraz natarczywsza, w końcu przełamuje strach i z wrzaskiem rzuca się na dziecko. Wygląda na to że je dopadnie gdy nieboskłon rozdziera czarna błyskawica pogrążając podwórzec w oślepiającej ciemności. Ogłuszający trzask dudni w studni podwórca niemilknącym echem. Czerń ustępuje. Dziecko jak rysowało tak rysuje, jak gdyby nic się nie stało. Strzyga leży  odrzucona uderzeniem kilka metrów od niego kręcąc się w opętańczym ataku niczym epileptyk.
Po jej ciele i ukradzionej skórze przeskakują łuki ciemności wyginając ciało i wypalając dymiące otwory spopielałej skóry odsłaniające krwawe ciało strzygi dymiące czarnym dymem i popiołem. Strzyga ryczy zaciskając krogulcze palce na kikucie prawego przedramienia gdy tymczasem dłoń upalona za nadgarstkiem drga jeszcze dymiąc obok dziecka. Z domu wypada przerażony Ojciec ale widząc co się na podwórcu dzieje uspokaja się. Odwraca się i zamyka kłódkę na drzwiach po czym podchodzi do dziecka. Spogląda na strzygę, która próbuje gasić pełgające po niej czarne płomienie. Te już przygasają.
O: Mówiłem Ci Pani iż to za blisko. Zbyt wielka pokusa.
Strzyga podnosi się próbując zasłaniać nagość swojego krwawego ciała strzępami spalonej skóry dziewczyny.
S: Niech nie szydzi.
O: Gdzież bym śmiał. Przykre iż strażnik musiał prawo egzekwować ale taki jego rozkaz.
Strzyga już się ogarnęła i spogląda ponuro to na Ojca to na przypalony kikut.
S: Niech milczy. Dość mam jego gadania. Odda klucz i wynocha.
O: Skoro taka Twoja wola to czasu już nie zabieramy. Choć niewiele znalazłem... Tak jak obiecałem...
  Ojciec wyciąga rękę do strzygi na której spoczywa klucz.
O: Jak było w umowie- klucz jest Twój. Weź go sobie.
  Strzyga robi krok w stronę Ojca stojącego przy Dziecku a później drugi lecz rozlega się groźne bulgotanie w chmurze nad ich głowami. Strzyga swój łeb zadziera do góry.
O: Co się dzieje?
S: Strażnik ostrzega nie widzi? Nie mogę podejść bliżej niż na kroków trzy do Ciebie bo syn stoi obok.
O: Cóż więc?
S: Odeślij go.
O: Ani myślę droga Pani. Dziecko ukochane przy mnie zostanie.
S: Jak myśli tedy klucz mam odebrać?
O: Nie mój to problem bo nie jest częścią umowy. Nie odbierzesz? Nie chcesz?
S: Nie mogę!
O:Ależ owszem. Przecie jest tak jak obiecywałem.
S: Zdradzi umowę!
O: O tym już strażnik zdecyduje. Tymczasem. Jeśli nie odbierzesz to odchodzimy. I tak jak się umawiałem zmienię umowę.
S: Zapłaci podwójnie!
O: Nie mnie o tym decydować i nie Tobie. Tymczasem odchodzimy.
S: A klucz?
O: Klucz... Oddam Tobie gdy tylko będzie następna okazja.  Lub przyjacielowi memu do rąk własnych kiedy tylko go spotkam.
Ojciec podnosi z ziemi dymiącą jeszcze łapę Strzygi.
O: A to wezmę jako zapłatę za zdradę!
S: Złodziej. Niech nie myśli że coś zabrał. Dłoń odrośnie a wtedy zaciśnie się jemu pewnego dnia na trzewiach!
  Ojciec chowa łapsko pod togę o oddala się tyłem do wyjścia trzymając za rękę dziecko w drugiej ściskając klucz a na oku strzygę. Strzyga spogląda w niebo lecz chmura nie reaguje.
S: Więc niech idzie! Niech pod nogi uważa! Następnym razem gdy go spotka odbierze klucz. Razem z ręką!
Ojciec i syn wychodzą a strzyga mamrocze coś pod nosem gdy chmura ciemności nad nią przepływa w kierunku bramy. Scena ciemnieje.

Koniec aktu I.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Ojciec i dziecię. Sztuka fantastyczna.

1
Sztuka w aktach czterech na kanwie snu. Długości zacnej więc zapewne wrzucona będzie w cześciach kiedy czasu starczy i chęci.
Ojciec i dziecię

Czyli dużo tam i chwilę z powrotem.






Prolog

Osoby:

Stary (S) Dziadek łysy od szczytu głowy aż po wieniec długich włosów otaczających ową łysinę. Równie długie i zwisające aż na pierś wąsy. Siwy i pomarszczony.
Dziecko (D)- dziecko nieokreślonego wyglądu i wieku. Wzrost może sugerować lat około dziesięciu.
Sylwetka Ino (I). Cień osoby dorosłej
Scenografia
Pokój. W owym pokoju centralne miejsce zajmuje fotel przy dogasającym kominku. Oprócz tego Widać jeszcze stolik niewielki z lampką oliwną, tlącą się przy owym fotelu i cienie sugerujące półki z książkami na ścianie. Za fotelem widać ciemny zarys okna a z drugiej strony równie ciemne wejście do pomieszczenia.
W środku panuje półmrok a raczej trzy czwarte mroku.
Na fotelu siedzi dziadek przykryty kocem, trzymając na kolanach książkę grubą. Kominek i kaganek oświetlają go na tyle wyraźnie że widać go w miarę dobrze. Obok, przy fotelu klęczy dziecko ledwo widoczne bardziej z konturu niż sylwetki. W drzwiach widać zarys jeszcze jednej postaci- ciemny cień osoby dorosłej.

S: I Koniec...
Stary zamyka książkę którą widać czytał na głos
D: Już?
S: No tak.
D: Ale jutro znowu?
S: Jak zawsze słonko.
Od sylwetki w drzwiach głos ściszony:
I: Najwyższa pora. Która to już godzina...
D: Jeszcze chwila? Proszę?
I: Nie ma mowy. Jeszcze umyć się trzeba. Marsz do łazienki albo jutro zamiast czytania będzie łóżko po kolacji!
Dziecko wzdycha ciężko nad swoją niedolą ale posłusznie podnosi się z klęczek i odchodzi w stronę wejścia. Cień przesuwa się na bok by mu miejsca zrobić. W drzwiach jeszcze odwraca się na chwilę w stronę Starca
D: Ale jutro znów czytamy?
S: Oczywiście kochanie.
D: Dobranoc.
S: Dobrej nocy.
Dziecko wychodzi.
I: Ty też się kładź. Nie możesz tak męczyć wzroku. Wiesz co lekarz mówi.
S: Tak, tak.
  Stary odkłada książkę na stolik i szuka przez chwilę czegoś ręką macając w fotelu. Wyciąga stamtąd gazetę.
S: Jeszcze chwila i się kładę. Doczytam wiadomości.
Postać w drzwiach coś zaczyna mówić ale przerywa w pół słowa i macha zrezygnowana ręką:
I: Mów... A zresztą... Spokojnych snów
S: Tobie też..
Postać wychodzi a dziadek nachyla się nad gazetą by widzieć cokolwiek w słabym świetle. Trwa to chwilę. Głowa opada mu coraz niżej a światło sceny przygasa i przygasa...
Akt 1


Osoby:


O:  Ojciec- mąż w sile wieku, z włosem i wąsem słowiańskiem.  Odziany w togę lub podobny strój .
D:  Dziecię- kilkuletnie dziecko z krótkimi miedzianymi włosami ledwo wystającymi spod czapeczki, i szarymi oczyma. Ubrane w marynarskie ubranko z krótkimi spodenkami, czapeczkę pasującą do stroju i czarne trzewiki.
S: Strzyga jako Stara Krwawa Strzyga- jak to krwawe strzygi mają w zwyczaju kobieta stara obdarta ze skóry, krwawą postacią z mięsa,ścięgien i tłuszczu.
SK: Strażnik kręgu jako Strażnik kręgu.
Statyści: Dwie dusze. Kobiety wiszące- zwykłe dusze, nagie. W miarę możliwości zgrabne.
Uwagi:
Jeśli Strzyga nie jest dość stara lub krwawa należy ją ucharakteryzować odpowiednio.

Scenografia


Szary klimat tuż po świcie lub przed zmierzchem. Wszędzie kłębi się szara mgła rozmywająca kontury. Podwórko przypominające czynszową studnię.  Wybrukowane kocimi łbami. Po prawo i lewo oraz naprzeciw drzwi drewniane stare z odpadającą farbą i wypaczone. Na podwórcu trzepak. Za drzwiami lewymi przekrój niewielkiego mrocznego pomieszczenia z kuchnią węglową, łożem przy którym stoi krzesło i szafą ciężką. Nad łożem wisi obraz przedstawiający to pomieszczenie z kimś kto siedzi na łóżku z głową ciężko opartą o dłonie oparte z kolei na kolanach łokciami. Za drzwiami prawymi widok na korytarz odrapany. Przy drzwiach stoi stolik z misą, w której leży tasak zardzewiały. Na ścianie wbite haki do których za ręce przywiązane wiszą dwie nagie kobiety. Wyglądają na omdlałe choć czasem się poruszają. Na podwórcu zaczynają się materializować dwie postacie. Przybierają coraz wyraźniejsze kształty we mgle nabierając realności by w końcu zamanifestować się jako ojciec i jego dziecię. Stoją przez chwilę rozglądając się po scenie.

D: Ojcze? Cóż to za miejsce straszne?
O: Nie lękaj się. Dość lęku w mym sercu więc Ty się nie lękaj.
D: Dobrze nie będę. Ale cóż mam tedy robić?
O: Pomóc mi musisz, lecz nic robić nie trzeba. Nie odchodź nigdzie daleko. Przy mnie czuwaj a jeśli się nudzisz zajmij się zabawą byleś nie odchodziło daleko. Nie dalej niż dziesięć kroków od moich rąk. Rozumiesz?
D: Tak ojcze. Nie więcej niż dziesięć.
O: Tak. Bym cię z oczu nie stracił i z zasięgu rąk moich.
D: Dobrze ojcze.
  Tymczasem zwabiona rozmową lub innym zmysłem pojawia się Stara Krwawa Strzyga. Ostrożnie skrada się korytarzem mimo wiszących kobiet i nasłuchuje pod drzwiami przez chwilę.
S: A kto tam?
O: Nikt.
S: Dobrze czuję jeszcze. Niech nie kłamie. Nie nikt to, tylko duszyczki pachnące niewinnością i mięsem.
O: Być to może, lecz nie kłopotaj się pani. Nie w Twojej sprawie tu jesteśmy.
  Ojciec podchodzi do drzwi lewych i przez chwilę się z nimi siłuje lecz nie ustępują. Dziecię tymczasem bawi się przy trzepaku. Strzyga węszy pod drzwiami:
S: Nie może to być. Żywy chłopczyk!
O (Odwracając się i spiesząc by stanąć między dzieckiem a drzwiami starej): Tak to dziecię moje jest.
S: Synku? Synku niech on porozmawia ze starą, biedną kobieciną.
Dziecko zatrzymuje się i spogląda na ojca.
O: Nie może tak być. To dziecię moje i tylko ze mną będzie rozmawiało. Ja tu je sprowadziłem i ja za nie odpowiadam. Wszystkie koszta ja płacę i wszelkie roszczenia na mnie nie na nie.
S( pod nosem): Cwaniak...
O: Często tak mi mówią.
S: A czego tu szuka On i jego mały, słodki synek?
O: Przyjaciela szukam.
S: W dziwnym miejscu przyjaciela szuka. Niech czeka. Zaraz wyjdę. Odziać się muszę.
O (do dziecka): Baw się, tylko nie odchodź i do nikogo się nie zbliżaj.
D: Tak ojcze.
Dziecko odchodzi dalej. Tymczasem strzyga podnosi tasak z misy i przez chwilę spogląda na wiszące kobiety. W końcu mocnym ciosem wbija go w mostek jednej z nich. Ta  wrzeszczy i zaczyna się szamotać. Strzyga nie zważając na to nacina ją aż do podbrzusza. Nieszczęsna wrzeszczy po czym zaczyna rzęzić, wijąc się jak robak na haczyku. Wisząca obok również zaczyna z przerażenia kwiczeć i szlochać. Wnętrzności parując wypadają ofierze na podłogę. Stara strzyga odsuwa je nogą pod ścianę. Odkłada tasak i zaczyna odzierać kobietę ze skóry. Ta podryguje jeszcze na sznurze ale w końcu milknie i nieruchomieje. Strzyga strzepuje krew ze skóry, po czym zakłada ją jak kombinezon zarzucając kaptur ze skóry na własną głowę dość niedbale. Przez chwilę sceptycznie spogląda na rozcięcie na piersi i brzuchu po czym sięga po tasak i ucina spory kawał spośród jelit wiszących z brzucha kobiety. Odkłada tasak i przewiązuje się nimi w pasie naciągając nową skórę. Tymczasem Ojciec czeka cierpliwie nie zważając na hałasy a Dziecię bawi się przy trzepaku.
Stara uchyla drzwi i wysuwa się na podwórzec.
S: Już jestem. Czego mówił że szuka?
O: Starego przyjaciela moja pani.
S: A jakich to przyjaciół ma w tym zaułku?
O: Tylko jednego jeśli łaska. Jednego mam, który mieszkał naprzeciw dobrodziejki.
S: A to o tego chodzi.
Stara mówiąc powoli przesuwa się tak by wyminąć Ojca i zbliżyć się do Dziecka lecz Ojciec rozmawiając przesuwa się również by stać między nią a nim.
O: Tak o tego. Czy w domu?
Stara rozdrażniona próbuje czmychnąć mimo Ojca lecz ten ją blokuje.
S: A czemu to mi na drodze staje?
O: Już mówiłem droga pani. To dziecko jest moje i ja za nie odpowiadam przed każdym.
S: Dużo pyta a pobawić się z synkiem nie da? To po co go przyprowadził? Kocha go przecież. Czuję od nich ten mdły zapach miłości.
O: A czyż to nie pytanie?
  Strzyga spogląda w górę gdzie nad głowami ich pojawia się niewielka czarna chmura kotłującego się mroku przyciemnianego odległymi antybłyskawicami.
S: Szepce pod nosem: Już przylazł.
O (Spoglądając w górę); Strażnicy dzisiaj wyczuleni na wszelkie umowy.
S: Niech będzie. Odpowie to i ja odpowiem na jego pytania. Bez umowy a później zobaczymy.
  Strzyga oblizuje długim rozdwojonym jęzorem obwisłe wargi swojego „ubrania”.
O: A o co pytałaś droga pani?
S: Po co syna sprowadził do piekła.
O:Ach o to... To dziecko moje i nie miałem z kim ostawić w domu. A gdzie bezpieczniej niż pod okiem rodzica?
S: Odpowiada prawdę ale kręci.
O: Być może. Lecz czy nie pachnie Ci słodko?
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.10487699508667