Mężczyźni mają tego pecha, że urodzili się w czasach być może dla siebie najgorszych - ginocentrycznego matriarchatu, który stawia szereg wymogów, często - z przyczyn niezależnych od jednostki - niemożliwych do spełnienia. Jest to coś z czym należy się pogodzić, po prostu nie trafiliśmy w dobry czas i iść do przodu, starać się być szczęśliwym pomimo niedogodności i umiejętnie zarządzać własnymi oczekiwaniami. Każde pokolenie niosło swój krzyż - wojny, niepokoje, dyskryminacja, plagi. Na nas spadł ciężar podźwignięcia się po rewolucji społeczno-seksualnej, która pozostawiła mężczyzn bez wzorca w postaci ojca, wciągnęła w tryby sfeminizowanej oświaty, narzuciła rolę petenta, przykleiła gębę oprawcy i wyznaczyła wysokość poprzeczek do przeskoczenia. Naszym - facetów - zadaniem jest troszczyć się o innych menów, bo nikt inny tego nie zrobi.
Dobrze by było, gdybyście z całego tego posta wynieśli jedną rzecz - ten anonimowy incel, którego wytykasz palcem dla Ciebie może i jest zabawnym porażkowcem, lub godnym pogardy mizoginem, ale w swoim własnym świecie jest on postacią tragiczną, której Twój głupawy śmiech i obelgi kopią grób, albo wciskają broń do ręki.
Ta Otyła Kapibara (FB)