**„Bananowy lot”**
Gdyby w ogrodzie Hesperyd zamiast jabłek złotych
rosły banany – owoce o skórze jak płomienie,
może Dedal ostrzegłby syna: „Nie sięgaj po nie,
bo sok ich pali jak słońce, co skrzydła topi w szkodzie”.
Lecz Hindenburg, kolos dumny, pruł nieba błękit,
w kadłubie – wodór, w sercach – pycha bez miary.
A na pokładzie? Bagaż: marzenia, nektary...
i skrzynia bananów – niby zwykły ładunek.
Nikt nie słyszał szepczących mitów echem:
że bogowie, gdy śmiertelnik sięga po zbyt wiele,
mieszają w owocach słodycz z niebios zielem –
i każdy kęs to przestroga przed ludzkim grzechem.
Ikar spadł. Sterowiec stał się pochodnią na piasku.
Dym niósł zapach spalonej stali, piany i... bananowej masy.
A historyk napisze: „To wodór!”. Lecz poeta doda:
„To hybris – co w ogniu ginie, choć rodzi się ze słodkich owoców lata”.
**\*\***
*Morzeł? Nie. Tylko metafora –*
*że czasem postęp, co w niebo się wzbija,*
*ma smak bananów: słodki, aż do momentu,*
*gdy ogień z nieba przypomni o porządku świata.*