Sytuacja z marca tego roku, warszawski lokal wegański, No Problem Bracka 20. Niedługo po otwarciu lokalu wchodzę, zamawiam, żeby coś zjeść na szybko i udać się dalej. Siadam przy stoliku blisko drzwi, kelnerka przynosi zamówienie do mojego stolika i zagaduje, czy chcę kupić torbę (wskazuje na wiszącą na wieszaku nieopodal torebkę materiałową na zakupy z napisem: „Feminizm jest dla wszystkich”) i tłumaczy, że teraz zbliża się Dzień Kobiet i bardzo ważne jest, żeby jakoś zaznaczyć walkę o nasze prawa. Przez chwilę jej gadania zastanawiałam się, czy powiedzieć jej, że jestem antyfeministką czy też lepiej to przemilczeć. Skwitowałam więc krótkim „nie dziękuję”, ale dziewczyna zaczęła coś gadać o potrzebie solidarności kobiet, kiedy ich prawa są łamane. Nieco już zaczęłam się irytować i wyjęłam książkę. Rzuciłam jej: „Przepraszam, czy mogłabym w końcu zjeść w spokoju?”, na co ona odparła cicho, że nie musiałam być taka niemiła. Zignorowałam to, pospieszyłam się z jedzeniem, trochę poczytałam, żeby mi nie przeszkadzała i wyszłam.