Siema dzidki, kiedyś wrzuciłem taki tekst, w którym zachęcałem do gotowania na wczasach/wakacjach. Niektórzy ciągnęli łacha, że na wakacjach się odpoczywa i że tylko janusze gotują na wczasach. Abstrahując od tego, że niektórych, tak jak mnie, gotowanie zwyczajnie relaksuje, to jakość w knajpach nad morzem a cena, to już druga historia. Kończac temat. Ja wydałem w lipcu na 8 dniowe wakacje nad morzem w bardzo ładnych apartamencie 100 m od plaży i parkingiem podziemnym dosłownie 4500 zł (na 4 osoby), liczę w tym apartament, paliwo, zakupy, gofry, lody itp. Tak jak wspominałem- gotowałem w domu, małżonka bez przerwy plażowała (bo bardzo lubi) i dostawała zestawik obiadowy prosto na plaże, do tego zimne piwko w lodówce turystycznej i elegancko. Moi znajomi wrócili w zeszłym tygodniu z urlopu nad morzem. Tak samo 4 osoby, apartament, dojazd - wyszło ich około 8,5 tys złotych. Skąd taka różnica, a stąd, że codziennie obiad jedli na mieście (koszt z napojami ok 250 zł), spijali piwka i drinki w barze na plaży, no i więcej dali za apartament, który był w niższym standardzie, ale wynajmowany na ostatni gwizdek. Po co o tym piszę. Bo tak się składa, że dzięki rozdądnemu wydatkowaniu zostało mi ok 5 tys budżetu wakacyjnego i zabieram właśnie żonkę na kilka dni do Grecji. (gotować tam nie będę). Pozdro dla umiejących liczyć hajs.