Siema dzidki!
Proszę o poradę, rocznik 1992.
Dawno temu, w liceum, podkochiwałem się w takiej jednej.
Przyjaźniliśmy się (chujowo to brzmi z perspektywy czasu, bo nie ma czegoś takiego jak przyjaźń damsko-męska). Starałem się ponad rok o coś więcej, ale nic z tego nie wyszło, może byłem za mało zdecydowany, niepewny siebie..
W międzyczasie wyjechałem na studia do innego miasta i ta dziewczyna przyjechała do mnie na weekend jak byłem na pierwszym roku (jest rok młodsza, więc była wtedy w klasie maturalnej).
Dużo się wtedy wydarzyło, ale dla niej to nic nie znaczyło i stwierdziła, że ona nie może i nie chce nic więcej poza przyjaźnią.
Kilka mięsiecy potem nasza przyjaźń totalnie się rozpadła, ja nie potrafiłem pogodzić się z tym, co się wydarzyło i że to było wielkie nic, plus ona kilka miesięcy po tym wszystkim znalazła sobie fagasa i nasz kontakt zaczął zanikać.
Ja też nie jestem tu bez winy, bo jako 19-20 latek strasznie mnie to sfrustrowało, czułem się beznadziejnie i moje zachowanie i wiadomości do niej wtedy były dalekie od ideału. Ostatnio nawet przejrzałem nasze smsy z tamtego czasu i niektóre wiadomości uważam za zbyteczne, głupie, małostkowe i gówniarskie z perspektywy czasu, niestety, smutek i rozgoryczenie oraz poczucie odrzucenia były w tamtym czasie silniejsze.
I nie, nie wyzywałem jej od k. czy szm., po prostu byłem niemiły (jak to brzmi), niezdecydowany i chyba sam nie wiedziałem do końca, czy chcę kontynuować znajomość czy nie.
Ona na sam koniec znajomości stwierdziła, "że ma nadzieję, że kiedyś jeszcze pogadamy, ale jak widać po moim zachowaniu, nie ma na to szans."
Od tamtego czasu minęło ponad 11 lat, w międzyczasie miałem inne dziewczyny, ale aktualnie jestem sam.
Mieszkamy na dwóch krańcach Polski, ona na zachodzie, ja na północnym wschodzie, łączy nas tylko wspólne miasto rodzinne, więc raczej na spotkanie nie ma szans, bo ona raczej nie bywa tam za często, ja również.
Czasem się zastanawiam, czy warto by do niej napisać, tak po prostu, zapytać co słychać.
W sensie wiem, że ma chłopaka, pracę, jest szczęśliwa (wiem to od wspólnych znajomych), ale czasem mi się śni..
Wiadomo, że na nic nie liczę, poza tym młodsze dziewczyny są ciekawsze i bardziej interesujące niż koleżanki ze szkoły po 30-tce.
Warto?
Czy nie?
Czy może jest to materiał na wizytę u kogoś od łba, bo serio nie wiem, jak można to wszystko wyrzucić z głowy raz na zawsze.