Nie ma to jak sobota – pobudka o 4:45, a już od 6:00 w trasie. Na celowniku: 300 km na rowerze.
Wiatr dawał się we znaki, momentami osiągając nawet 50 km/h. Przez sporą część drogi wiał prosto w twarz, więc trzeba było solidnie z nim powalczyć. Ale z taką ekipą? Zwycięstwo było nasze! Na szczęście po południu nieco zelżał. 💨
Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu soboty zaczynałem od leczenia kaca piwkiem...
Jak pięknie można odmienić swoje życie – odnaleźć pasję, która daje radość i zdrowie.
300 km złamane i to że średnią 30+. Czas na kolejne wyzwania!