Do kuriozalnej sytuacji doszło w środę, 12 października. O 19:40 do TOPR-u zadzwonił mężczyzna, który twierdził, że... zgubił żonę w czasie zejścia Kobylarzowym Żlebem. Ostatni kontakt miał z nią... jakieś 3 h wcześniej. Wówczas poszedł szybciej od niej i czekał na nią na Przysłopie Miętusim. Ponieważ żona nie przyszła, ruszył ponownie w górę, lecz jej nie zastał. Centrala TOPR zasugerowała kontakt z pensjonatem, w którym małżeństwo nocował - i okazało się, że żona właśnie tam dotarła. Problemem jednak okazał się sam mężczyzna, który w jej poszukiwaniu ruszył w góry bez źródła światła. Ratownicy byli zmuszeni go sprowadzać.