Ziemia Święta - Ta część już nie jest normalna.

7
Ave Dzidowcy. 
Męczenia relacji z Ziemi Świętej ciąg dalszy, ale rozstajemy się z upośledzonym poradnikiem "Jak chodzić po Jerozolimie, by nie dostać w mordę" i bierzemy się za problematykę lokalnych społeczności. Parafrazując temat tej relacji, zastanawiamy się, "co z tymi ludźmi jest nie tak". Uwaga, długa dzida.

Tych, którzy liczą na coś normalnego, muszę rozczarować. 
Ta dzida to będą w zasadzie pasty z absurdalnymi opowiadaniami o kolejnych największych grupach narodowych w Jerozolimie i ich dziwnych zachowaniach. XD
Pod koniec znajdzie się też mniej durny opis "ulubionej" społeczności na JBZD.

Proponuję zajrzeć do pierwszej dzidy z Jerozolimy, choćby po to, by lepiej zrozumieć to, o czym będę pisać (gdzie to się dzieje, jaką ma wartość historyczną i sakralną).
II
Co jest nie tak z Ruskimi
- Bazylika Grobu Pańskiego. 
Kolejka do Grobu Jezusa na kilkaset osób. Przede mną bezpośrednio stoi kilka ruskich bab. Z wypchanymi wózkami, zupełnie jak nasze. Wyobraźcie sobie swoją drogą taką babę z wózkiem w samolocie, albo jak ten wózek zamykany na plandekę na pokrętło jedzie jako rejestrowany.

Ale dobrze, nieważne, chciała to ma. I to tak wypchany, że pierwszą myślą moją (i myślę że nie tylko moją), było to, że policja sprawdza torebeczki i plecaczki, a gdyby to była babcia-ekstremistka, to by mogła do tego wózeczka napchać osiem bomb i wysadzić to wszystko w powietrze.

Ale ok, nic nie wybuchło, więc uznajmy, że nie była ekstremistką.
Ale hitem było to, że podczas nabożeństwa duchowni wychodzą z kaplicy grobu z Sakramentem Świętym, biją dzwony, chór śpiewa... A tu na całą Bazylikę... 

Jebana futurystyczna babuszka dzwoni do córki na FaceTime. I włącza głośnik XD

I zamiast czekać z jakąś godnością na wejście do Kaplicy Grobu Pańskiego, kilkaset osób w kolejce słyszy, że "ja tiebia nie slyszu"!
A jako, że jedna drugiej nie slyszu (wszystko przez to nabożeństwo, że też nie mogli iść z tą monstrancją gdzie indziej) to obie mordę drą do siebie.
Myślę, że dzięki ostatniemu napływowi gości ze wschodu wszyscy wiedzą, jak głośno potrafi napierdalać ruska baba.
Myślicie że to było najgorsze?
Otóż nie.
Ta sama baba jak już pokrzyczała 20 minut do DOCZERI, zwróciła się do swojej koleżanki i zaczeła śpiewać jakieś ruskie pieśnidło. Piłowała jak grabie o grób. Za nią druga. 
I zamiast śpiewu chóru, napierdalały na całą Bazylikę swoje pieśni, po czym babsko WŁĄCZYŁO YOUTUBA XD i nagranie (prawdopodobnie czajnikiem robione) śpiewających kilku ruskich w jakiejś salce. Na full. Piosenka w 50% składała się z tych samych słów, na które babuszki pomimo nieziemskiego tłoku w kolejce, rozpychały się i biły pokłony do podłogi, powodując, że reszta motłochu była miażdżona przez siebie nawzajem.
- Kaplica Wniebowstąpienia na Górze Oliwnej. Wycieczka ruskich bab wchodzi z batiuszką do środka, jednocześnie ja też wtapiam się w tłum. No i zaczęło się takie przedstawienie, jakiego jeszcze nie widziałam w żadnym miejscu sakralnym, nigdzie.

Generalnie wszyscy ukraińcy, ruscy i inne wschodnie stwory popieprzają po Ziemi Świętej z wielkimi wypakowanymi siatami, najczęściej z izraelskiego odpowiednika naszego Tesco (i tak ten sklep nazywajmy). Bo duże, można fajnie wypchać.
No i słuchajcie... One wchodzą do tej kaplicy... Bardzo małej... Tam na środku leży spory kamień z ostatnim odciskiem stopy Jezusa na Ziemi...

Po czym wszystkie te baby natychmiast padają do kamienia, ale nie po to, by się pomodlić, tylko by jebnąć na niego SIATKI Z TESCO.
Siatki z gównami z Chin, które kupiły na najtańszym arabskim bazarze; z jedzeniem; podejrzewam że jak na ruskich przystało również z podrobioną biżuterią i elektroniką. Gówno z Chin w siatce z Tesco do uświęcenia stopą Jezusa.

Zapierdolony cały kamień. Ruskie baby jeżdżą po nim siatkami dookoła, żeby przypadkiem nie ominąć ani milimetra. Te, które się nie dostały w pierwszej linii, zawodzą po rusku religijne pieśni.

Batiuszka napierdala selfie.

Montypython się chowa.
A co jest na "tak":
- Jest kilku prawosławnych sprzedawców, w uliczce prowadzącej do wyjścia od Bazyliki Grobu Świętego. Mają bardzo dobre ceny, chętnie tłumaczą co jest co, do czego się czego używa. Bardzo przychylnie nastawieni do chrześcijan i zdecydowanie nie naciągacze. 
Szczególnie polecam takiego dziadka na samym początku uliczki, który na wystawie ma między innymi świece.
III Co jest nie tak z Arabami

- Cóż... Zarobiłam klątwę. Tak, klątwę. Od Araba na ulicy XD 

Jako że musiałam się po coś odmeldować poza stare miasto, to później, by iść do muzeum historii Jerozolimy musiałam się znowu przepierdzielić przez całą dzielnicę muzułmańską i chrześcijańską. Było to czwarte przejście tamtędy w ciągu doby.


I w momencie, w którym przyjeżdżasz pierwszy raz, wychodzisz na wieczorny spacer, gdzie sklepy się już zamykają, jest super. Kilkunastu sprzedawców na całym starym mieście zapyta skąd jesteś, skomplementuje coś, by zmiękczyć naiwnego turystę albo po prostu zaprosi do wejścia do sklepu z pamiątkami z Chin łamanym angielskim.

Za pierwszym razem - spoko. Taka uroda wszechobecnych bazarków.
Ale za siódmym, po tygodniu kilkunastogodzinnego chodzenia po mieście w tę i we wtę, w momencie, gdy na ulicy nie widać murów, bo jest tak zajebane muslimowymi bazarami... zaczyna to trochę męczyć.
Zwłaszcza, że za dnia kebaby mają to do siebie, że krzyczą do ciebie, zatrzymują na ulicy, wychodząc przed człowieka, mówiąc że chcą o coś zapytać. Pytanie ma jedną, standardową formułę jak litania i słyszałam je kilkaset razy: "Poczekaj, mam pytanie -> skąd jesteś? -> aaa, Polska, dzhiendoby. Jaksimas. Po czym, nie czekając na drugą odpowiedź, zaczynają: -> aj giw ju gud prajs!"
I lezą za człowiekiem, krzycząc za nim na ulicy i zachodząc mu drogę, żeby zostawił u nich hajs za bezwartościowy badziew. Dosłownie. 
Krzyżyki z drewna wielkości centymetra na centymetr za 50 szekli ~ 60 zł.
Tacy egzotyczni górole, ruchający turystów jeszcze bardziej hurtowo.
Ale wracając. Po moim opisie możecie już sobie wyobrazić, że to naprawdę przestaje być przyjemne w pewnym momencie. Zwłaszcza jeśli ktoś wygląda, że tak powiem, jak czysty aryjczyk i widać po nim, że jest turystą. Wtedy żaden nie odpuści. I tak przez kilometry.

W związku z tym tego szczególnego dnia siódmego, wieczorem, przechodzę dzielnicą chrześcijańską przy Bazylice Grobu Świętego. Do tej pory zapytano mnie tą samą litanią co najmniej siedemdziesiąt razy. Już prawie oczy zamykam, jak widzę naganiacza przed sklepem. Nie wdaję się w dyskusje. 

Ale to też ma swoje minusy, bo i to czasem nic nie daje. I Arab idzie dalej za tobą, jednocześnie... Kląskając jak do konia. 
No, jeśli ktoś akurat nie czuje się kobyłą, można się zdenerwować. Ale dobra, spokojnie, w dupie z ich kląskaniem.
I wtedy następuje kumulacja. Oto wytacza się przede mnie zachodząc mi drogę do kościoła bambusowy final boss. Dziwię się, że nie odblokował złotego skina, bo był to prawdopodobnie tysięczny arab jaki zamiast chociaż wprost powiedzieć, że chce mi coś sprzedać, zaczyna z "pytaniem". W sklepie za nim rozpierdziel taki, że dziada z babą brakowało. Wymieszane w koszach i wyjebane na chodnik, w kałuże, jarmułki, krzyże i arabskie kafelki made in Bangladesh.
Próbowałam gościa ominąć - ni chuja. Zaczyna kolejną część modły skąd jestem. No to się wk... Zdenerwowałam się, i stwierdziłam, że być może weszłabym do jego sklepu zostawić pieniądze, gdyby nie to, że jest tysięczną osobą która zaczyna do mnie dzisiaj tę samą gadkę, w związku z czym teraz na pewno tego nie zrobię.

A jako że mi nie zależy na jego bambusowym zdaniu (nie jestem Karyną, która żąda skruchy) mijam go i idę dalej. Aż tu za plecami słyszę:
"may you have bad luck!", a właściwie "mej ju hew bad lak! Jes, very bad!".
Wszystkim, którzy przypuszczają, że mogą się kiedyś znaleźć na moim miejscu, polecam nauczenie się najbardziej arabskiego z gestów. Łączycie wszystkie palce jednej dłoni i przystawiacie do nich środkowy drugiej.
W tłumaczeniu dosłownym znaczy to tyle, co pozdrów swoich pięciu ojców, a w wolnym tłumaczeniu WYPIERDALAJ.
- Dostałam opierdziel za kucnięcie by pogłaskać zapchlone kitku, które się do mnie łasiło. Do teraz nie wiem za co, ale akurat tego byłam pewna, że islamski dziadek ze wzgórza świątynnego (podporządkowanego muzułmanom) nie wytłumaczy mi po angielsku, co zrobiłam nie tak, więc grzecznie "poszłam sobie czym prędzej".

A później wymiętoliłam innego kotka w chrześcijańskiej dzielnicy. Więc może nie w kotku tu problem.
- Kierowałam się do kościoła Pater Noster na Górze Oliwnej, kiedy  zaczął za mną iść bambus, któremu mówiłam chyba dwadzieścia razy, że nie chcę jego asysty, że mam mapę, że chcę iść sama. Szedł 20 kroków za mną przez pół godziny, ulicą, na której nikogo nie było. 
W końcu weszłam na dziedziniec przed kościołem, za bramę, ale usiadłam tam żeby poczekać, na czy za mną wejdzie. Zaczaił się tuż za bramą, i stał tam kilkanaście minut czekając, aż wyjdę. W końcu weszłam do kościoła i poprosiłam francuską zakonnicę o pomoc. Poszła poprosić przełożoną o możliwość wyjścia z klasztoru, wzięła koleżankę i poszły go ze mną przepłoszyć.
Dziesięć minut dalej czekał przy drugim kościele (kaplicy Wniebowstąpienia - tej od tych ruskich). Nie było nigdzie żywej duszy, drzwi zamknięte, a na drzwiach napis - wejście z biletem.

Jedynym miejscem, gdzie możnaby kupić bilet albo znaleźć kogoś, był budynek obok. Arab za mną (ten "przyczepiony") krzyczał i powtarzał że "not hir" po czym po dziesiątym razie, jak już łapałam za klamkę, podszedł od tyłu i złapał mnie za ramię. 
I, cóż, wydarłam na niego mordę. I widać było, że przyjezdni z Europy zachodniej w swej nieśmiałości nie mają jaj, by się opędzić od cholernych Arabusów. Opierdoliłam go na czym świat stoi.
W związku z tym praktyczny poradnik skutecznego opędzenia się od gościa, który chce okupu za odwalenie się:
1. Nie waż się mnie dotknąć jeszcze raz,
2. Wiem, że tu nie pracujesz,
3. Nie dam ci żadnych pieniędzy,
4. Zbliż się do mnie jeszcze raz albo jeszcze raz za mną pójdź, a natychmiast dzwonię po policję. 
Oddalił się kilka metrów. Progres. Potem oddalił się dalej jak z miejsca do którego chciałam wejść i w którym "no tikets!" wyszedł gość, sprzedał mi bilet i otworzył kościół.
A co jest na"tak":
- Zaaaaajebista kuchnia. Jeśli ktoś będzie, to restauracja Olives, 3 minuty od Bramy Damasceńskiej (poza murami) jest niesamowita. Nie jadłam nigdy nic tak dobrego. Ceny, rzekłabym, polskie, więc jeszcze nie aż tak bardzo źle.

- W porównaniu z Francją, Niemcami i wszystkim innym, co naściągało kebabów, Jerozolima to niebo a ziemia. Czarnych muzułmanów praktycznie nie ma. Jedyni czarni to Etiopczycy, chrześcijanie, którzy nikomu nie wadzą (choć wciąż niebardzo kumają na czym polega chrześcijaństwo i koniecznie w każdym "świętym" miejscu nakurwiają tiktoki błędnie opowiadając w jakim miejscu się znajdują i co tu się stało). Nie zdarza się praktycznie, by tamtejsi Arabowie kogokolwiek napadali; nie napastują kobiet. Nie widziałam tam żadnego, który miałby jakikolwiek problem z prawem, poza tym jednym, o którym pisałam. 
W każdym razie w Jerozolimie mieszanka chrześcijańsko-islamsko-żydowska działa zaskakująco dobrze, aż nie do wiary. Zapewne wielki udział ma w tym fakt, że ichniejsze multikulti działa tak, że jeśli jeden coś odjebie, dwóch pozostałych spuści mu wpierdol. Więc to w zasadzie naprawdę dobrze działająca społeczność jak na częściowo islamistyczną.

- Oni faktycznie uczą się angielskiego i są w stanie dogadać się na tym samym poziomie co inni mieszkańcy. Jest to głównie kwestia tego, że bardzo łatwo zostać stamtąd wypieprzonym, więc każdy stara się dostosować, zamiast oczekiwać, że państwo dostosuje się do niego.
IV Co jest nie tak z żydami

Zacznijmy od tego, że są, powiedzmy, żydzi i izraelczycy. W obu przypadkach dupy nie urywa, ale jest przeogromna różnica między nimi.

a) żydzi, ha tfu, ortodoksyjni. 
Spierdoliny ze slumsów.

Jeśli używamy na dzidce terminu goje, to najlepiej to robić w poprawnym kontekście. Goje funkcjonują głównie w świadomości ortodoksów i w kwestii istotności oscylują gdzieś między poziomem świni i gówna.

Nie przesadzam. W najlepszym razie całkowicie nieortodoksa oleją, w przeciętnym zaczną wyśmiewać/obrażać, w najgorszym polecą w niego jajka i kamienie. Ale tak czy inaczej, z nich po prostu EMANUJE to, że uważają każdego, kto nie wygląda jak oni, za zupełne gówno.
Gniazdo typów o tej strasznej przypadłości znajduje się na południu starego miasta, gdzie jest najwięcej synagog (Hurwa i cztery sefardyjskie).
O co chodzi z sefardyjskimi, za chińskiego smoka nie da się zrozumieć. Teoretycznie są udostępniane do oglądania (to jeden kompleks połączony przejściami), w praktyce każda zamknięta. 
A jednocześnie smutni panowie w pejsach robią kumulację wokół nich. 

No i jako że dopiero trzeciego dnia wypadło mi tam być, i do trzeciego dnia nie miałam do czynienia z chamstwem, to zapytałam kulturalnie W STRONĘ jakichś dwóch pejsatych gówniarzy 20+ czy wiedzą, czy synagoga jest otwierana tego dnia.
Jeden, który nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, szturchnął drugiego, drugi również spojrzał, po czym bez słowa odwrócili się tyłem i zaczęli ostentacyjnie rozmawiać. Zrozumiawszy w końcu, o co chodzi z postrzeganiem gojów, pozdrowiłam ich moim nowym ulubionym gestem i wybyłam, stwierdzając, że pierdolę ich synagogę z całą pejsato-ortodoksyjną zawartością.
Najważniejsza sprawa w kwestii postrzegania żydów.: Ortodoksi są tymi zajebiście religijnymi. Zajmują się praktycznie wyłącznie praktykami religijnymi. I kiedy mówię wyłącznie, mam to na myśli, ponieważ jako nArÓd wYbRaNy nie pracują (no bo jak to tak?), mieszkają w dziedziczonych slumsach, i uważają za wielką zbrodnię i świętokradztwo używanie hebrajskiego. 

Używają za to bardzo podobnego do niemieckiego (heh?) jidysz i żadnego innego. Przy czym jest on taki a nie inny, bo ta skurwiała patologia go używająca to właśnie ci, którzy zdążyli opuścić Rzeszę w stanie stałym i osiedlić się na tamtych terenach.
Angielski może nie jest świętokradztwem, ale z pewnością jest dla nich wysoce obraźliwy, więc gardzą gojami, którzy go używają. 

Nie uznają Izraela jako kraju, ponieważ nie podtrzymuje na odpowiednio fanatycznym poziomie przekonań judaistycznych o żydowskiej rasie panów, którzy powinni tylko się modlić i spać (a nie np.bombardować miasta nieortodoksyjnych podludzi), a jedyną społecznością jaką akceptują są inni ortodoksyjni żydzi. 
Jedyne, co mają do zaoferowania ludziom spoza ich radosnego getta, to wpierdol. 
Na przykład kamieniami, na ulicy. :).

Ich fanatyzm jest kurwa przerażający. Widok przy Ścianie Płaczu albo czytaniu pism religijnych  - przerażający. Zachowują się wtedy mniej więcej tak, że gdyby ktoś zrobił tak w Polsce, wygrałby darmowy bilet w jedną stronę do Tworek.
Zaczynają się kiwać, machać głowami jak dzięcioły, czasem wręcz zginając się prawie w pół. I nie robią tego jak muzułmanie, z jakąś taką... hm, kontemplacją, tylko nakurwiają te skłony na wyścigi, jak w transie. Co niektórzy przy tym płaczą.

Widok dzieci w wieku podstawówki - przerażający. Każde w tym samym stroju z taką samą torbą z gwiazdą i napisami w jidysz, robi "dzięcioła" idąc samotnie ulicą i czytając Stary Testament albo ichniejsze pieśni.

Niepejsate dzieciaki godzinami grają w piłkę, bawią się, robią zakupy do domu, a oni non stop nakurwiają dzięcioła. No i jak to ma być normalne?

I jeszcze takim fanatykom religijnym wystawiamy świece w Sejmie - bo choćby ta baba, która otrzymała chrzest bojowy gaśnicą, była według mojej informacji ortodoksyjną żydówką.

Co jest na "tak"?
Nic. Kompletnie, kurwa, nic. Ja pierdolę, to się w głowie nie mieści. O tym opowiem (z kilkoma filmami do tego, mam nadzieję - w ostatniej części.
b) Izraelczycy (jerozolimscy) pejsatoujemni - jak dla mnie bardzo im daleko do żymian.
Prawdą jest, że ci, którzy już coś sprzedają, sprzedają za majątek - biżuteria, zegarki, hand-made pamiątki. Ale czy rżną przy tym w chuja jak górale/Arabowie? Raczej nie. Wszystko ma certyfikat pochodzenia i jakości. Nie robią w chuja, ale uczciwie, chłodno, doprowadzają do wakacyjnego bankructwa turystów, którzy lubią drogie duperele. Słabe jest to, że mają tam praktycznie monopol na rzeczy wartościowe, banki i kantory, podczas gdy innowiercy obsiadają bazary.

Jednocześnie wciąż są takimi ignorantami, że można się zesrać (posiadając tak silną tożsamość narodową chyba wypadałoby jednak znać faktyczną historię; chociaż z drugiej strony jeśli dało się pejsatych doprowadzić do takiego stanu świadomości jaki mają, to i u normalnych mieszkańców szkoły zrobią sieczkę z mózgu).
Co jest na "tak"?
- Policja naprawdę spoko jak na policję (zapewne dopóki nie dostanie się od nich w mordę), i to w każdej opcji kolorystycznej, bo mają szeroki wachlarz.
Praktycznie nigdy nie legitymują Europejczyków, za to dość często Arabów i niggerów.
Ma to ścisły związek z ludową mądrością pozwalającą ocenić, czy ktoś ma potencjał by randomowo eksplodować. Kryterium tej oceny polega na stwierdzeniu, czy waszmość ma dostatecznie jasną karnację.
Mnie tylko raz zatrzymała baba i tak o z dupy kazała iść w inną ulicę niż szłam, ale to wiadomo dlaczego. Baba babie babą.
Przy wejściu na wzgórze świątynne policjant podprowadził mnie kawałek (na samo wzgórze nie mogą wchodzić, bo to świętokradztwo) i powiedział, co mogę robić.
Właściwie czego nie mogę.
Właściwie parafrazując powiedział, że najlepiej nic nie rób, tylko chodź i oglądaj z odległości XD
Ale miał rację, bo tam, jak z resztą powiedział, nie miałby mi kto pomóc, gdybym niechcąco złamała którąś z zasad.
Do tego policjanci na praktycznie każdych bramkach w mieście życzyli mi miłego dnia i cieszyli się słysząc, że przyjeżdżam z Polski. Połowa powiedziała, że byli w Polsce, głównie w Krakowie i Warszawie.
Ciekawe tylko, czy coś z tego wynieśli w kontekście historycznym.

Na każdych bramkach zadawane jest pytanie o wyznanie. Żaden nie miał ani pół problemu do bycia katolikiem, a i zdarzali się tacy, co życzyli udanej ceremonii Świętego Ognia.
Akurat do takich jerozolimskich, miastowych funkcjonariuszy trudno mieć szczególny personalny problem.
Zdarzyło mi się, że prawie staranowało mnie uciekające monke, właściwie trzy sztuki. Najpewniej coś komuś ukradli. W każdym razie bezpośrednio za nimi biegł policjant-dziadek, który za chińskiego smoka nie mógł ich doścignąć. Ale że powiadomił innych (a jest ich sporo), to do pościgu przyłączyło się dwóch innych, młodych. 
Pewna dyskretna różnica między nimi a IDF polega na braku strzału ostrzegawczego w plecy podczas dalszego pościgu.
- Jeśli zdarzali się jacyś prowadzący sklep starzy jerozolimscy izraelczycy, nigdy nie atakowali przechodniów i nie darli mordy, a kulturalnie czekali na wizytę. Ceny zaporowe, ale przynajmniej ogarniali dupska.

- Spotkałam całych dwóch pejsatododatnich, którzy zasłużyli nie tyle, by o nich powiedzieć, że "jak dla mnie jesteś biały", ale "jak dla mnie jesteś normalny". Za jednym i drugim razem kręciłam się jak nie przymierzając gówno w przeręblu szukając wejścia do synagogi o wdzięcznej nazwie Hurwa i drugiej, mniej reprezentatywnej. 
W jednym i drugim przypadku sami zapytali, czego szukam, po czym zaprowadzili mnie aż do wnętrza, życząc wszystkiego dobrego. 
Tzn.do tej części, w której mogą egzystować baby. 

Ten od Hurwy otworzył za to drzwi do męskiej części (reprezentatywnej) tak absurdalnie szeroko, bym mogła sobie popatrzeć na salę, zanim pójdzie.

- Większość pejsatoujemnych jest w stanie rozmawiać po angielsku i robi to bez większego problemu.
Ale ortodoksom - gaśnica w dupska.

Do następnej dzidy, moi drodzy. Ale że to będzie audiowizualna dzida, to trochę potrwa, więc dziś już tego nie zrobię. 
Spodziewajcie się jej jutro wieczorem, jeśli ktoś ma ochotę.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.10639905929565