Doszło do bardzo ciekawej sytuacji. W jednej z dzielnic miasta doszło do potyczki z Kacapami. Doszło do bardzo bliskiego kontaktu, w tym z bronią krótką, jeden z nich został oskrzydlony przez marines z 36. brygady. Mała dygresja na temat historii. Niestety, nie wszystkie jednostki są takie, ale ten batalion BMP chciałbym wyróżnić w sposób szczególny. To batalion liniowy piechoty morskiej, dowodzony przez przyjaciela Wołynia. Dobrzy ludzie, walczący (w przeciwieństwie do niektórych innych, ale o nich później... AFTER, że tak powiem). Ma pierwszego zastępcę, kolegę Kinda, który osobiście idzie na front ze swoimi ludźmi, oraz grupę dowodzoną przez kolegę Chachę (porządne chłopaki). Chcę, aby byli znani, nie zdradzili swojego narodu i uczciwie wypełnili swój żołnierski obowiązek. Będę kontynuował. Kontakt na stanowisku, 20-30 metrów. Przez ścianę katsap krzyczy na jednego z marynarzy:
- Poddajcie się, Ukraińcy! Masz przejebane!
- Tak, jasne! Pierdol się!
Przerwa. Katsap:
- Więc dajcie nam Azow czy gdziekolwiek tam są, a my was oszczędzimy i pozwolimy wam żyć!
- Zwariowałeś! Ssij!
Naboje do karabinów maszynowych. Ranni po obu stronach. Kacapy się wycofali, nasi poszli się przegrupować.
Z takimi braćmi nic nie jest zbyt straszne, razem damy radę. Szkoda, że nie wszyscy marines byli tacy... w przeciwnym razie oczyścilibyśmy cały Mariu... z całą pewnością. Chciałbym, żebyśmy mieli więcej takich marines jak ten. Ale jak na razie trzymamy się tej sytuacji, którą mamy. Nikt się nie poddaje, pracujemy.