Otworzenie europejskiego rynku pracy dla Polaków w 2004 i później to dla p0lek było jak wygrana na loterii. Wiadomym jest że Chadów nie starczy dla wszystkich, więc większość kobiet musiała w tamtym czasie związać się z jakimś beciakiem żeby wieść sobie w miarę przyjemne i dostanie życie. Jednak po zaklepaniu takiego betabankomatu ślubem i przypieczętowaniem tego gówniakiem taki beciak zaczyna być uciążliwy. Przebywanie w obecności nieatrakcyjnego faceta jest dla rozowych frustrujące i męczące a co dopiero kiedy trzeba z takim żyć pod jednym dachem i raz na pół roku dla świętego spokoju uprawiać z nim seks? Koszmar! Wszystkie te kabaretowe skecze i kawały o żonie która zawsze ma pretensje i ciągle boli ją głowa nie wzięły się znikąd. Idealnym rozwiązaniem byłoby wysłać gdzieś takiego beciaczka do pracy żeby wysyłał pieniądze a jednocześnie był daleko i nie męczył księżniczki swoją obecnością. Dawniej na taki komfort mogły sobie pozwolić nieliczne, np. żony marynarzy które znany były z przesiadywania w trójmiejskich klubach i flirtowania z wykidajłami i innymi chadami kiedy mąż był na morzu.
Na szczęście przyszła ona Unia Europejska a wraz z nią otwierający się rynek pracy. Kobitki szybko zwęszyły okazję i czym prędzej spakowały swoich mężów na ogórki do Hansa/budowę do Johna/czy na zmywak do Markusa same oczywiście zostały w Polsce "opiekować" się dziećmi czy pracować w jakiejś gównorobocie. Stosowały przy tym często szantaż emocjonalny "Mirek od Haliny już dawno pojechał","Mateuszkowi trzeba na markowe buty do szkoły", "Sąsiad już dawno jeździ nowym zachodnim samochodem a my dalej starym Polonezem".
Czasami i dzisiaj słychać o różnych patologiach na emigracji typu spanie na paletach w 10 osobowym pokoju, ale na początku wyjazdów naszych rodaków skala tego było dużo większa a mało kto znał język więc często traktowani byli jak bydło. Janusz czy inny Mati pracujący po 10 godzin, 6 dni w tygodniu wracał to przepełnionego pokoju capiącego potem, papierosami i wódą żeby zjeść suchy chleb z paszczetem i wypełnić najważniejsze zadanie. Wysłać euro, franki, funty dla dzieci i ŻONY.
Kiedy niewolnik spełnił cel na który miał zarobić pieniądze jego pani zaraz znajdowała następny kostka brukowa, ogrodzenie, wymiana okien, nowy samochód, zmywarka, na kolonie i korepetycje dla dzieci i tak dalej to była syzyfowa praca która w założeniu nigdy miała się nie skończyć. Kiedy nasz emigrant choć trochę zaczął podskakiwać zaraz był gaszonym tekstem typu "A WIESZ JAK MI JEST CIĘŻKO, JA SIE MUSZĘ ZAJMOWAĆ DOMEM I DZIEĆMI". Jak to bywa w naturze często takiemu wybranka życia przyprawiała rogi ale i na to był szereg wymówek "BO CIEBIE NON STOP NIE BYŁO W DOMU, JA POTRZEBOWAŁAM CIEPŁA I BLISKOŚCI". Często wspólne życie takiego żywiciela i pasożyta kończyło się rozwodem, nie muszę chyba wspominać komu w większości matriarchalne sądy przyznawały opiekę nad dziećmi i przynajmniej połowę majątku.
A nasz beciak kończył sam bo dzieci przez jego obecności nie nawiązały więzi i również widziały w nim tylko bankomat, często ze zniszczonym zdrowiem i psychiką.