"Światomówstwo" - Rozdział II "Krasnolud"

17
"Światomówstwo" - Rozdział II "Krasnolud"
Hej, Dzidki. W sumie nie wiedziałam do końca, czy kontynuować serię i wstawiać ją tutaj, gdyż nie jest to pasta, a moje autorskie gryzmoły, które piszę sobie najczęściej do szuflady i niektóre właśnie tam umierają leżąc sobie latami. Jednak kilka osób pytało mnie o kontynuację, więc po 5 miesiącach zebrało mi się w końcu na powrót, żeby dać z siebie te 30%, skoro już jakiś czas temu wróciła wena.

A że moim hobby jest między innymi pisanie, to dochodzę do wniosku, że dodam to w dziale "Hobby" (podobnie jak poprzednią część). W każdym razie życzę miłej lektury, jeśli komuś zechce się czytać kontynuację. Link do pierwszego rozdziału, który już pewnie się zakurzył, zamieszczam w komentarzu.
Rozdział II

Krasnolud


Gorm maszerował pewnym siebie krokiem idąc ramię w ramię z Sylgą i wesoło pogwizdywał przyglądając się pogodnym wzrokiem ptakom latającym z jednego drzewa na drugie – zapewne przynoszących patyki do wicia gniazd. Zaczerpnął głębokim wdechem powietrza. Co jak co, ale węch miał dobry nie tylko, jak na krasnoluda. Łatwo mu było stwierdzić po samym zapachu czy są śledzeni czy też nie. Kot, który za nimi podążał z całą pewnością nie miał typowego dla tych zwierząt zapachu, ale nie dało się od niego wyczuć również woni Zmiennokształtnego, co sprawiało, że krasnolud czuł się spokojny. Zerknął na kociaka spode łba. Zaskoczone zwierzę odwróciło od niego wzrok i zaczęło podążać po drugiej stronie Sylgi, aby ukryć swój łepek za jej obszerną spódnicą. Gorm wrócił do podziwiania gałęzi drzew i tętniącego na nim życia, co przypomniało mu o jednej ciekawej pieśni zasłyszanej niegdyś w wiosce niziołków i zaczął wygwizdywać jeszcze pogodniejszą melodię. Sylga nie lubiła tego przyznawać, bo z jednej strony nieokrzesany krasnolud często ją irytował, ale też jego obecność pomagała grupie rozluźnić się podczas ich zwiadów, a kiedy nie miała głowy zaprzątniętej tysiącem myśli, znacznie bardziej wyostrzały się jej zmysły i była bardziej wrażliwa na otaczające ją bodźce. Jednak prędzej dałaby się spalić, niż przyznałaby się na głos czy podzieliła z kimkolwiek.

- W sumie… pierwszy raz widzę Naznaczonego wśród krasnoludów. Zawsze słyszałem, że to niemożliwe wobec tego ludu… - zaczął nieśmiało Styr nerwowo łapiąc palce jednej z dłoni i wykręcając je delikatnie w celu uspokojenia. Czuł się dosyć niezręcznie jako nowy członek drużyny i pomimo wstępnego szkolenia pod okiem Hallvarda, czuł się bardzo niepewnie.

Grom zaśmiał się krótko, po czym zwolnił, aby klepnąć wystraszonego młodzika po plecach w przyjacielskim geście na rozluźnienie. Jednak praktykant był przeraźliwie chudy i chwiał się jak pojedyncze źdźbło szczypioru muskane przez nieco silniejszy wiatr. Nie był przygotowany na gest krasnoluda i poleciał do przodu jak długo strasząc tym samym idącego obok Sylgi kota, który pognał w trawy i stamtąd zaczął obserwować całe zdarzenie z dużą dawką ostrożności.

- Czemu Rada przydzieliła mi opiekę nad taką pierdołą.. – zaczęła Sylga, ale Aegir przerwał jej podnosząc do góry wyprostowaną dłoń, po czym pomógł wstać młodzieńcowi.

- Gorm, uważaj na młodego, dopiero do nas dołączył, a ty już chcesz przyczynić się do zmniejszenia populacji Naznaczonych – rzekł do krasnoluda i szczerze się zaśmiał.

- Hallvard musiał nie karmić podopiecznego – powiedział na głos, ale chyba bardziej sam do siebie, niż do Aegira, po czym zwrócił się do młodzieńca – Ze mną nie zginiesz, nabierzesz masy i jeszcze będzie z ciebie kawał chłopa. Kto jak kto, ale nikt nie zna się na przyrządzaniu dziczyzny w piwie i miodzie tak, jak ja – po czym wskazał kciukiem w stronę swojej klatki piersiowej ukrytej pod długą, gęstą brodą.

- Koniecznie musisz wziąć go pod swoją opiekę, aby nam chłopak się wyrobił i wyrósł na dobrego zwiadowcę – odpadł Aegir mierząc od stóp do głów młodzika.

Sylga westchnęła ciężko, ale nic nie powiedziała. Kot podszedł niepewnie w jej stronę i wszyscy ruszyli dalej przed siebie.
- Wracając do twojego pytania, Styrze – zaczął beztrosko Grom – to owszem, krasnoludy są jedynym ludem, wśród którego nigdy wcześniej nie narodził się od tysiącleci żaden Naznaczony. Nawet nikt by nie przypuszczał, że to może się zdarzyć. Toteż, kiedy się narodziłem moi rodzice myśleli, że jestem zwyczajnie chory i zaczęli poszukiwać pomocy u miejscowych znachorów, jednak dla wszystkich to, co działo się z moim ciałem było niezrozumiałe. Odznaczałem się nie tylko wyostrzonymi zmysłami, ale również mogłem dosyć długo wytrzymać bez snu czy w końcu charakteryzowała mnie większa tężyzna fizyczna, niż moich rówieśników. Nie chorowałem ani razu, jednak rodzice uznali to za dobry omen i tak przeżyłem ponad 60 lat mojego życia. Dopiero podczas jednego z pojedynków między klanami jeden z sędziów dostrzegł, że moje zmysły i tężyzna wzmacniane są poprzez bezwarunkowo używaną moc magiczną. Tak, jakbym nieświadomie zaklinał własne ciało. Zostałem wtedy zdyskwalifikowany, gdyż uznano to za oszustwo.

- I co się stało potem? – zapytał zaciekawiony Styr pochylając się nad krasnoludem, chociaż tak naprawdę nie było takiej potrzeby, ponieważ jego głośny i tubalny głos byłyby w stanie bez problemu usłyszeć nawet sarny oddalone od nich na odległość pół mili.

- Wezwano wtedy Hallvarda, gdyż podejrzewano, że jako znawca tajników zaklinania będzie mógł stwierdzić, czy rzeczywiście to, co zrobiłem mogło być uznane za oszustwo. Żebyś Ty jeszcze młody widział jego zdziwioną gębę! – podniósł głos Grom wyraźnie rozbawiony na same wspomnienie wyrazu twarzy zaklinacza tak bardzo, że aż mała łezka pojawiła się w kąciku jego oka – Jako młodzieniec starałem się wtedy nie roześmiać i zachować powagę sytuacji, chociaż mina tego dziadygi patrzącego na mnie z otwartymi ustami i nie wiedzącego, jak zareagować chyba już nigdy nie zniknie z mojej pamięci. Hallvard poprosił, abym jeszcze raz zawalczył, gdyż nie był pewien, czy to nie jakaś pomyłka. Zrobiłem, co powiedział, dałem z siebie, ile mogłem – w końcu co jak co, ale nikt nie lubi przegrywać. Po wygranym pojedynku powiedział, że to niemożliwe.

- Co było niemożliwe? – zapytał szczypiorek.

- To, że nie dość, że po raz pierwszy w historii świata Naznaczonym okazał się potomek krasnoludów, to jeszcze nie musiał uczyć się zaklinania. Prawdopodobnie ze względu na to, że krasnoludy są urodzonymi wojownikami z bardzo dobrym wyczuciem zmian, jakie zachodzą w ich ciele i nie myślą za dużo, taki kawał garnka jak Grom nauczył się zaklinać mimowolnie nie rozmyślając o tym ani trochę – wtrąciła uszczypliwie Sylga.
- Nie przejmuj się tą starą babą i jej humorami, chociaż przyznam, że ma trochę racji – w boju działamy dosyć instynktownie i nie analizujemy nadmiernie całej sytuacji. To pewnie dlatego tak się te wszystkie sprawy potoczyły – podsumował Grom kładąc przyjacielsko wielką dłoń na ramieniu podstarzałej wiedźmy, która zaczynała się już garbić po godzinach ciągłej wędrówki.

- Naznaczeni pojawiali się do tej pory jedynie wśród ludzi, elfów, niziołków i niektórych mieszanek tych ras z innymi, ale nigdy nie u krasnoludów. Przez setki lat twierdzono, że są pozbawione jakiegokolwiek magicznego potencjału – wrodzonego czy też nabytego – zakończył Aegir.

- Słyszałem o tym od Mistrza Hallvarda, jednak nawet nauczając mnie nie wspomniał o tym, że krasnolud też może zaklinać.

- Ponieważ Hallvard nigdy tak naprawdę nie uznał Gorma za prawdziwego zaklinacza. Bardziej miał to za błąd w funkcjonowaniu świata, wyjątek, który nie powinien był się wydarzyć – dorzucił Aegir – U nas, ludzi, a także u elfów Naznaczeni trafiają się znacznie częściej, niż u niziołków czy mieszańców.

- Tak mi przykro... – zaczął Styr, ale chwilę potem weszła mu w słowo Sylga posapując coraz ciężej ze zmęczenia i starając się robić to jak najciszej, aby jej duma nie ucierpiała:
- Jakby Gorm się w ogóle tym przejmował.

Krasnolud zaśmiał się donośnie i uśmiechnął do Sylgi, po czym rzekł:
- To prawda. Myślisz, że obchodzi mnie ego jakiegoś zarozumiałego pryka studiującego większość życia księgi w swojej wieży i myślącego, że jeśli czegoś nie ma w nich zapisanego, to znaczy, że nie miało prawa ani razu się wydarzyć?

***

Mimo wszystko młodzieniec spuścił wzrok i zaczął patrzeć pod nogi. Aegir zaproponował postój, żeby napełnić bukłaki wodą z rzeki i zjeść kilka sucharów dla uzupełnienia sił. Chłopiec siadł na pniu przewalonym przez burzę, a obok niego po chwili spoczął Grom zarzucając mu rękę przez szyję, przyciągając trochę do siebie i podsuwając bukłak z cieczą o intensywnym aczkolwiek ciekawym i słodkim zapachu.

- Miodowe krasnoludzie. Łyknij sobie – po takim trunku nawet Sylga wyjęłaby kija z tyłka.

- Bardzo śmieszne – odpowiedziała wiedźma i wróciła do konsumowania swojego suchara. U jej stóp leżał kot spoglądając z pogardą w stronę Styra, jakby dalej kpiąc z tego, jak łatwo wywrócił się od klepnięcia po plecach.

Młodzieniec wziął jeden duży łyk i mocno się zakrztusił, ale krasnolud poklepał go po plecach i szybko przeszło. Pierwszy raz napił się trunku, nigdy wcześniej tego nie robił. Postanowił wziąć jeszcze łyka. Z jednej strony nieco paliło go w gardle, a jednocześnie przyjemnie rozgrzewało. Słodkawy smak doskonale dopełniał całą kompozycję i sprawiał, że robiło mu się nie tylko cieplej na ciele, ale i na duchu.

- A nie mówiłem? – rzekł pogodnie krasnolud, po czym wychylił do końca zawartość bukłaka dwa razy większego, niż podał młodemu.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.1095929145813