Jan Zbigniew Ossoliński herbu topór miał syna Krzysia. Był to chłopiec wstydliwy, lecz ciekawy świata. Pewnego sierpniowego wieczora roku pańskiego 1600 Krzyś zapragnął doznać chwili uniesienia. Problemem okazał się fakt, iż młodzieniec nie znał żadnej dziewki, a służki w dworku niezbyt były rozmowie, by zainteresować je swą osobą. Chłopiec słyszał o sposobie samospełnienia się i uznał, że spróbuje tych praktyk. Poszedł więc do stajni między konie gdzie czuł się bezpiecznie i zaczął trzepać niczego nieświadomego fallusa. Wnet w stajni nieoczekiwanie pojawił się Zbyszek. Słysząc hałas krzykną z niepokojem, Jaka Kurwa wtargnęła kraść mi konie !? Wtem przestraszony Krzyś wychyliłem głowę zza zadu konia i niewiele myśląc odpowiedział ojcu, konia wale ojcze po brzuchu bo czkawkę ma. Lecz ojciec dupę gołą syna ujrzawszy, zrozumiał przypadłość i opuścił bez słowa stajnie. Od tego czasu gdy Krzyś znikał, stary wołał go krzycząc ,,Krzysiu, walić konia zakończ i przybywaj". Stąd wzięło się te sławetne określenie ,, walić konia "
A tak serio, to sobie to wymyśliłem, ale mogło tak być.