kiełbasa browary i inne towary

46
Czy Wy też macie wrażenie, że właścicieli wszelkiego rodzaju inicjatyw okołogastronomicznych pojebało? Wszyscy pierdolą, że przedsiębiorcy tacy kurwa biedni, muszą zamykać biznesy o jooj jooj, dokładać muszą z własnej kieszeni, że o pracownika ciężko. A jak to wygląda w rzeczywistości? Centum dużego miasta, miejsce qwasiplenerowe, sezonowe, tysiące ludzi, muzka, klimat itd. warunki wprost idealne dla gastroprzedsiębiorców. Stoi z 10 foodtracków ale klientów zero, myśle sobie oho, pewnie żarcie chujowe. Otóż nie, chodzi o ceny, ceny są proszę państwa POPIERDOLONE, większe niż w restauracjach, i gdyby tam jeszcze ktoś coś zamawiał, ale nie, siędzą ziomeczki pod okapem w telefonach i się normalnie nudzą. No i gdzie tu logika? gdyby ceny były o 20-30% niższe to na spokojnie z czystym sumieniem ludzie by zamawiali, bo jakościowo żarcie nienajgorsze w większości przypadków, zadowoleni klienci by jeszcze napiwek zostawili, pracownikom czas by zapierdalał szybciej, właściciel zadowolony z obrotu mógłby więcej zapłacić, no ogólnie same plusy, ale nie, te zjeby wywindują tak ceny, że to się nikomu nie opłaca. To samo browary w takich miejscach: 21 zeta za zwykłego żywca w butelce? Oczywiście nie mówię, żeby były po 5 zeta, ale 12-15 za piwo chyba byłoby dobrym kompromisem. I tak samo, zero kolejek przy barach mimo naprawdę tłumów w tamtym miejscu. I się ktoś zaraz przypierdoli, że to po to żeby najebańców nie było za dużo, ale jaki to ma sens w przypadku jedzenia? A ludzie kombinują i walą małpki na mieście przed wejściem i się nie ma co dziwić, tylko butelki się walają wszędzie. No po prostu mnie wkurwia takie dziadowanie i pobijanie cen, bo  centrum miasta modne miejsce,  festiwal czy inny chuj. I gdyby jeszcze im ten towar schodził w takiej cenie to bym zamknął modrę, ale wyraźnie nie schodzi. Musiałem się wyżalić.
Wypierdalam.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.15608596801758