Zbieg ololiczności

8
Czolem dzidowcy.

To mój pierwszy wpis, w którym chciałem podzielić się z wami pewną historią, która przydarzyła mi się w tym miesiącu. Historia o niesamowitym zbiegu okoliczności i bezinteresownej pomocy.


Wstęp:
Wybrałem się z rodzinką na kilkudniowe, objazdowe wakacje po kraju. Ostatnie miejsce przed powrotem do domu to był Gdańsk. Jechaliśmy moim gratem zasilanym podtlenkiem LPG. Ważne w tej opowieści jest to, że to bardzo prymitywna instalacja oparta na mikserze.

Zdarzenie:
Niedziela, późne popołudnie. Jedziemy sobie spokojnie ulicą Jana Pawła II. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle i nagle gaśnie silnik. Próbowałem go kilkukrotnie uruchomić ale nie odpalał. Po przełączeniu na benzynę również nie chciał zaskoczyć. Sytuacja mało komfortowa - za nami sporo samochodów, światła zmieniły się na zielone a my stoimy. Awaryjki poszły w ruch, ja szykuje się do wyjścia z auta i zepchnięcia go na pobocze, kiedy obok mnie wyrasta jakiś facet i pyta, czy auto jest na gaz. Mówię, że tak a on na to, że słyszał jak mi gaz wystrzelił (żona i córka też coś słyszały - ja zupełnie nic) i że wie jak to naprawić. Zanurkował pod auto, podniósł z ziemi jakiś króciec i razem zepchnęliśmy auto na parking (ten człowiek, jego kolega i ich dzieciaki). Okazało się, że miał kiedyś taki samochód i ta usterka jest mu znana. Przynieśli ze swojego samochodu narzędzia, odkręcili filtr powietrza z obudową, poskładali rurki które się rozpięły podczas strzału oraz odblokowali zablokowaną przepustnicę (dlatego nie odpalał nawet na benzynie). Poskładali wszystko do kupy i silnik odpalił. Byłem w szoku i pod dużym wrażeniem sprawności i wiedzy jaką dysponowali.

Zbieg okoliczności:
Jak już ogarnęli samochód, to dotarło do mnie jak ogromny zbieg okoliczności wystąpił:

1. Facet na wakacjach z wiochy pod Wrocławiem spotyka faceta na wakacjach z Bydgoszy, w Gdańsku.
2. Silnik strzelił na ulicy przed blokiem w którym mieszkali w momencie, kiedy wyszli na spacer po obiedzie.
3. Mieli walizkę z narzędziami, wiedzę co się stało i jak to naprawić.

Chwilę porozmawialiśmy, wytłumaczyli mi wszystko odnośnie tego co się stało i jak sobie z tym radzić. Na pożegnanie uścisnęliśmy sobie dłonie i dałem im całą gotówkę jaką miałem przy sobie (niewiele bo jednak bieda motzno).

Uratowali nam bezinteresownie dupę. Bo po pierwsze, obce miasto, niedziela wieczór (humor nie popsuty), następnego dnia planowany powrót do domu.
Oszczędzili mi wzywania lawety, szukania mechanika co zna się na starych gestach i szukania noclegu na kolejne dni.

Pomyślałem jeszcze aby z rozpędu zagrać w totka, ale chyba nie muszę pisać co wygrałem.

To tyle. Trzymajcie się koledzy.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.14422607421875