"Światomówstwo" - Rozdział III "Głuchołazy"
Hobby
1 r
9
Hej, dzidki. Długo nie kontynuowałam serii, ale może tym razem uda się dodawać kolejne rozdziały moich gryzmołów pisanych do szuflady z większą częstotliwością. Podobnie, jak poprzednie rozdziały dodaję do działu "Hobby", ponieważ nie jest to pasta, a po prostu lubię sobie hobbystycznie popisać coś innego.
P. S. Zdecydowałam się na autorski bestiariusz, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
P. S. Zdecydowałam się na autorski bestiariusz, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Rozdział III
"Głuchołazy"
Po sycącym, mięsnym posiłku z sucharami i miodowym, krasnoludzkim piwie, Gorm, Sylga i Styr spali, aby zregenerować siły przed dalszą wędrówką, podczas gdy Aegir siedział na zimnym kamieniu otulony dodatkowo płaszczem krasnoluda, aby nie wyziębić swojego podstarzałego ciała podczas warty. Być może nie sprawiał wrażenia wytrwałego ze względu na lata, jakie wyryły mu już dosyć głębokie bruzdy w twarzy, ale był jednym z najcierpliwszych i zahartowanych zaklinaczy, jakich można było spotkać w zakonie. Nieustannie nasłuchując i obserwując otoczenie obozu zwijał w palcach lisek w rulon. Co jakiś czas spoglądał na swoich towarzyszy. Z Gormem czy Sylgą realizował już parę misji i wiedział, że może na nich liczyć. Ale od bardzo, bardzo dawna nikt z ich trójki nie dostał pod opiekę kolejnego Naznaczonego, żeby wyszkolić go na zaklinacza zakonu, dlatego nie był pewien, czy tym razem podołają zadaniu.
Spojrzał na Styra, który przewracał się co jakiś czas z boku na bok, a niekiedy rozciągał nogi na chwilę po to, aby znowu je podkulić i zwinąć się w kłębek. Młodzik wydawał się niepewny swoich umiejętności i zagubiony, co sprawiało, że sam Aegir nie był przekonany, czy nie za wcześnie został wysłany na praktyki. Z jednej strony rozumiał decyzję Hallvarda, że każda para rąk do pomocy jest teraz w cenie… ale z drugiej strony, jeśli na świat przychodzi coraz mniej naznaczonych, to jaki jest sens pospiechu i wysyłania ich na niemalże pewną śmierć? Oni sami niedługo opuszczą ten świat z racji swego wieku lub ich ciała lada moment przestaną być całkowicie zdatne do walki czy szkolenia młodych. Ktoś musiał ich zastąpić, a młodych przeszkolić. Nic nie było czarno-białe. Każda z decyzji pociągała za sobą inne ryzyko, co czyniło je trudnymi. W innych grupach zaklinaczy sytuacja wcale nie wyglądała wiele lepiej. Ale oni byli jednymi ze starszych – może poza Gormem, który był w kwiecie wieku, a jego siła była lepsza, niż kiedykolwiek przedtem. Więc dlaczego Hallvard uznał, że lepiej, aby to właśnie Sylga – najstarsza z nich wszystkich i najbardziej zrzędliwa z całej grupy – przeszkoliła tego wychudzonego szczypiora? Może Hallvard też z racji swojego wieku nie myślał już racjonalnie. Z jednej strony był jednym z najwyżej postawionych mędrców w zakonie, a z drugiej – wiek z każdym zaczyna robić swoje od pewnego momentu, a później tylko postępuje.
„Oby tylko nie podzielił losu Rylecka i Azdarda” – pomyślał w duchu Aegir i cicho westchnął. Jeśli ktoś ginie na misjach to niestety są to najczęściej adepcji na zaklinaczy. I to nawet Ci nieco bardziej doświadczeni. A co dopiero może czekać takiego młodzika, jak Styr, który został zbyt szybko rzucony na głęboką wodę. Bez treningu mentalnego.
Wyraz twarzy Aegira zrobił się na kilka chwil nieco bardziej martwy. Zaczął wspominać Rylecka, nad którym sprawował opiekę przyjmując go na praktykę. Zginął rozerwany szczękami Wija, gdyż inkantację zaklęcia przerwał mu piasek, który trafił mu go gardła, kiedy Wij szybko wybił na powierzchnię, a młody zaklinacz się zadławił. Starszy mężczyzna był wtedy zbyt daleko, aby rzucić ochronne zaklęcie obszarowe i nie dosięgnął Rylecka, a dodatkowo chłopak instynktownie zaczął uciekać w przeciwnym kierunku. Nie lepiej było z Azdardem – chłopakiem, którego ponad 20 lat temu miała na przyuczeniu właśnie Sylga. Chłopak był bardzo pewny siebie i odważny, pojętny i dosyć szybko przyswajał nowe informacje. Jednak zbyt duża odwaga go zgubiła, kiedy zaatakował ich Zmiennokształtny. To był ten moment, kiedy niedoświadczona osoba powinna zachować szczególną ostrożność. Niestety, Azdard do takich nie należał. Jego śmierć była zbyt okrutna nawet do tego, aby odgrzebywać ją z pamięci. Aegir wzdrygnął się i postanowił nie zagłębiać się znowu w myśli. Wrócił do obserwowania obozowiska.
***
Po paru godzinach nagle przestał słyszeć dźwięki. Nie… to nie mogło być to. Nie w nocy. Posiwiały mężczyzna zerwał się na równe nogi i wykonał dwa duże skoki w kierunku Gorma, po czym uderzył go kijem, którym się podpierał w hełm, w którym rubaszny krasnolud zawsze spał dla bezpieczeństwa. Wojownik nic nie usłyszawszy i odczuwszy jedynie rozchodzące się po głowie fale wynikające z uderzenia kijem w metal zerwał się na równe nogi i chwycił za młot i masywną tarczę, z którą przysunął się blisko śpiącego jeszcze młodzika i wymierzył mu w bok kuksańca swoją szeroką stopą. Styr ocknął się i zaczął coś wołać do towarzyszy, po czym oniemiały szybko złapał się za gardło. W tym samym czasie coś niewielkiego pomknęło w ich kierunku i zanim zdążyło się wynurzyć z cienia i zaatakować, krasnolud uderzył to młotem odrzucając na dobre kilka metrów. Wystraszony młodzieniec oparł się na siedząco plecami o krasnoluda, po czym stanął na równe nogi nie odrywając pleców od towarzysza i pozostając skulonym tak, aby nie wychylać się znad Gorma.
W międzyczasie, kiedy Aegir uderzył krasnoluda w hełm i kot zdał sobie sprawę z tego, że nie słychać żadnego dźwięku, skoczył na brzuch śpiącej Sylgi, która po zaledwie rzuceniu okiem na sytuację szybko zaczęła się orientować, co musiało się wydarzyć i nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów pomału podniosła swój krótki miecz, na którego rzuciła zaklęcie niewymagające inkantacji i zbliżyła się wraz z kotem do Aegira. Szybko zlustrowała sytuację z młodzikiem, za którego była odpowiedzialna, bo o kogo, jak kogo, ale Gorma martwiła się najmniej – nie z braku troski, ale tego, że jako jedynemu zaklinanie przychodziło naturalnie i nie wymagało inkantacji ze względu na jego specyficzną przeszłość, dlatego w tej walce był ich filarem. Ze starszym mężczyzną wymierzyła porozumiewawcze spojrzenia i podobnie, jak jej uczeń już uczynił, również ona stanęła plecami do towarzysza i wykonali kilka powolnych kroków w kierunku krasnoluda, którego raz za razem atakowało co najmniej jedno szybkie, małe stworzenie.
„Pewnie ten chudzielec odruchowo krzyknął lub wydał inny zwracający uwagę dźwięk” – pomyślała z pogardą i niedowierzaniem stara zaklinaczka, ale teraz nie było czasu na denerwowanie się na głupotę nowego. Zaatakowały ich Głuchołazy – niewielkich rozmiarów, ale dosyć szybkie potwory, które potrafiły wyciszać otoczenie tak, że wszystkie istoty żywe poza przedstawicielami ich gatunku nie były w stanie usłyszeć żadnego dźwięku, co dodatkowo pod osłoną nocy było tym bardziej na ich korzyść. Mogły podejść bardzo blisko swoich ofiar, a niewielki rozmiar wraz z niemożliwymi do usłyszenia krokami, mimo leżących na ziemi liści i gałęzi, tworzyły bardzo niebezpieczną mieszankę. Tak wielu zginęło już przez to, że zlekceważyło niepozornego Głuchołaza. W dodatku były dosyć skoczne i mogły wpisać się na niewielkie obiekty mimo tego, że były pozbawione górnych łap i poruszały się tylko na dwóch dolnych.
Po chwili Sylga poczuła, jak coś dosyć mocno przyciska się do jej łydki. Zerknęła w dół – był to najeżony ze strachu kot, który nie mogąc usłyszeć dźwięku i będąc zdanym jedynie na swój wzrok i węch musiał czuć się bardzo niepewnie. Nastroszona na jego grzbiecie sierść elektryzowała się poprzez ocieranie o wełnianą spódnicę staruszki.
***
Styr wyciągnął swój długi miecz i trzymał go obiema rękoma. Strach przeszywał całe jego ciało. Dlaczego nie mógł usłyszeć żadnego dźwięku? Czy może po prostu wydał niemy krzyk? Co się w ogóle dzieje? Przecież jako jeden z Naznaczonych miał dosyć dobrze wyostrzone zmysły. O ile nie pogrążał się w objęciach Morfeusza, miał dosyć wyostrzony słuch. Dlaczego teraz go zawodzi? Czy po prostu dźwięk z otoczenia był tak głośny, że ogłuchł czy po prostu ktoś zaklął jego zmysł tak, że tego nie poczuł? Nigdy nie spotkał się z podobną sytuacją i nawet nie wiedział, kto może być ich przeciwnikiem. Po chwili poczuł blisko swojego pasa mocne uderzenie ramieniem Gorma. Prawdopodobnie wykonał cios w stronę przeciwnika, którego Styr nawet nie widział. Nie miał pojęcia, z czym przyszło im się mierzyć ani jak to może wyglądać. Miał jednak bardzo złe przeczucia.
Po chwili tuż przed jego twarzą znalazł się kij przy pomocy którego Aegir odtrącił skaczącego w kierunku Styra przeciwnika. Młodzikowi serce biło jak szalone i aż czuł, jak krew przepływa przez jego żyły, zaś zimny pot spływa mu po skroni i nawilża kawałek tuniki w okolicach pach. Oddechy stawały się coraz płytsze i szybsze. Starał się dostrzec jakikolwiek zarys w ciemnościach.
„No już, pozbieraj swoje myśli i zastanów się, co powinieneś zrobić, aby jak najlepiej odnaleźć się w sytuacji” – powtarzał sam do siebie.
Rozejrzał się naokoło ostrożnie kątem oka i dostrzegł, że Sylga oraz Aegir trzymają się blisko Gorma.
„To znaczy, że też nie mogą zaklinać swoich ciał ani broni… chwilę! Biorąc pod uwagę siłę uderzenia ręki Gorma o mój nadal bolący bok… czy on może zaklinać swoje ciało lub oręż w sytuacji, kiedy my nie możemy?” – szczypiorka nagle olśniło i poniekąd był rad, że tak mocno oberwał w bok. Aby przetrwać, należy chronić plecy krasnoluda, gdyż tam nie sięga ich wzrok. Biorąc pod uwagę bezruch, w jakim wszyscy się znaleźli, prawdopodobnie nie tylko on nie może nic słyszeć. Dalej czuł się mocno niepewnie, ale zaczął wpatrywać się w ciemności tak intensywnie, jak tylko mógł. Zachwiał się i po przestawieniu nogi o pół kroku poczuł pod stopą pękającą gałązkę. Po chwili w jego stronę wyskoczyła bestia, ale młodzik odruchowo zabrał szybko nogę z zasięgu i schylił się, aby uderzyć stworzenie mieczem, ale nie trafił. Za to Aegir wykonał cięcie. Nie było ono jednak wystarczające, kiedy monstrum zwiało w ciemność. Aegir pociągnął młodego jedną ręką do siebie i zbliżył lampę do twarzy po czym zaczął powoli poruszać ustami:
„Głuu…oo..zy.. są… śleee…pee…” – taką wiadomośc odczytał po ruchu warg wartownika. Zrozumiał ogólny przekaz. Musi poruszać się bardzo ostrożnie i nie wydawać dźwięków, jeśli przeciwnik ma ich nie zlokalizować. To znacząco utrudniało walkę biorąc pod uwagę, że jest ciemno, a jedynym źródłem światła, jakie mieli przy sobie była latarnia Aegira.
Krasnolud bezwiednie zaklął swój nos i szybko wciągnął powietrze nosem, aż jego zarost się poruszył. Odwrócił głowę w lewą stronę, po czym wpatrywał się w ciemność, aż zaczął widzieć niewielką sylwetkę Głuchołaza… nie, czekaj! Dwie!
„Cholera!” – zaklął w myślach.