Dziś przeglądając skrzynkę mailową trafiłem na wyjasnienie jakie musiałem napisać poprzedniemu pracodawcy w związku z "wypadkiem w pracy" xD Kilka osób już zna tą historię, ale porwany sentymentem wrzucam ja na szersze forum.
Rok 2017- początek grudnia. Manewry lokomotywą 6DG w stacji Kraków Prokocim PRD. Maszynista w delegacji (ja blisko domu). Od 3 dni słyszę od niego "Kurwa jak mi się nie chce robić. Poszedłbym na jakieś L4".
Dzień czwarty.
Wracam z manewrów na lokomotywę. Maszynista ściągnął buta i masuje się po górnej części stopy. Teatralne "oj jak boli, oj jak boli".
-Co się stało?
-Byłem srać i kopnąłem w coś co wystawało z ziemii. Oj jak boli, oj jak boli.
Pokazał mi stopę- była lekko zaczerwieniona od długiego pocierania- ogólnie było widać ślady palców jakby próbował rozdrapać by było bardziej czerwone xDD Oczywiście buty typu sztyblet, więc nie było szans, żeby akurat coś mu się stało- nie wiem jak długo i jak mocno by kopał. Jednak znam to uczucie i mówię:
-Czego byś nie zgłaszał, potwierdzę każdą wersję, ale zamiast mówić, że byłeś srać w krzakach. Powiedz, że robiłeś oględziny lokomotywy, potknąłeś się o główkę szyny i wywróciłeś. Ja to potwierdzę.
-Nie. Zobaczysz, ja załatwię, że nam tu toi-toi postawią.
Zadzwonił do dyspozytora, że miał wypadek w pracy i uszkodził nogę. Dyspozytor zaproponował, że zadzwoni po karetkę, ale dzielny maszynista zadeklarował, że wytrzyma z tym baaaardzo ciężkim bólem.
Praca na kolei to w 99% sranie po krzakach. Przynajmniej w ruchu towarowym, ale człowiek rozgarnięty zawsze skorzysta z nastawni by skorzystać z toalety w razie potrzeby.
Mówię mu: chuja załatwisz toi-toia, a znając procedury w naszej firmie, to wprowadzą to jako kolejne zagrożenie w pracy i żeby temu zapobiec będą nam kazali chodzić we dwóch, by jeden drugiego nadzorował i za rękę trzymał, by sobie drugi nogi nie złamał srając...
Po kilku dniach dzwoni BHPowiec:
-Panie Tomaszu. Maszynista podczas pracy z panem doznał urazu i siedzi na l4 wypadkowym. Musi pan napisać wyjaśnienie.
Dzwonię do maszynisty:
-Jaka jest wersja?
-Że poszedłem srać i w coś kopnąłem.
*KURWA MAĆ, CO ZA ZJEB* pomyślałem.
Usiadłem przy komputerze by napisać wyjaśnienie... Klasyka gatunku: w dniu tym i tym, w stacji takiej i takiej podczas przerwy w pracach manewrowych... CO TU KURWA NAPISAĆ? MASZYNISTA POSZEDŁ SRAĆ W KRZAKI? Nie no... Burza mózgów... Jak w sposób dyplomatyczny napisać, że poszedł w krzaki srać... Kilka minut później udało mi się ładnie to określić:
"Maszynista udał się w pobliskie zarośla za potrzebą fizjologiczną"
JA PIERDOLE XDDD Co teraz? xDDD
15 minut później, po naprawdę mocnym rozmyślaniu: "Z WIADOMYCH PRZYCZYN NIE MOGŁEM BYĆ BEZPOŚREDNIM ŚWIADKIEM ZDARZENIA. Podpisano: Tomasz."
Napisanie 4-6 zdań zajęło mi lekko ponad pół godziny... xD
I pyk, jako-tako i do wysyłki.
Dzwoni dzień później BHPowiec:
-Paaaanieeeee Tomaszu.... Paaaaaanieeee Tomaszuuuuu... (Głos człowieka, który ma już wszystkiego dość i brak mu sił życiowych)
-Słucham?
-Paaaaaanieeee Tomaszu...- przeciąga jak człowiek zmęczony życiem.
-Czytał pan?
-Paaaanieeee Tomaszu... Czytałem.
-I jak?
-....*chwila ciszy*... Niech pan tam jeszcze dopisze, że miał odpowiednie obuwie.
Kurtyna.
Wrócił do pracy miesiąc później z opinią człowieka, który "złamał nogę srając". Toi-toia nie postawili.