Siema. Po krótce. Jestem kierowcą. Ale nie wożę bułek wędlin etc a obsluguje specyficzną branże jaka są rolnicy/hodowcy/producenci karm dla gołębi, gryzoni i tym podobnych.
Dzis pokonałem 300 km i dotarłem na Podlasie. Podczas rozładunku zobaczyłem ze na placu leży jastrząb. Na pierwszy rzut oka, martwy.
Pytam Pana odbiorcy co sie stało, niechętnie ale odpowiada, ze cos tam na gołebie sie zasadzał, ze go ustrzelił grabiami, i wogole to "ma kare".
Ogolnie jako czlowiek wrażliwy na krzywdę innych, zwrocilem uwage ze to ptaki ktore są pod ochroną. "A to czemu on dla mnie wyjada gołebie, moje"....
Gdy Pan odjechał w czeluście magazynu postanowiłem zobaczyc jak wygląda ten piekny ptak z bliska. Widze ze oddycha, ze proboje sie zerwac ale nie daje rady. Nienaturalnie ułozone skrzydlo, mysle o ho mamy uraz, ale przeciez zyje.
Wiec nie rozmawiajac wiecej z idiota ktory "daje lekcje umierania" zabrałem owego ptaszka ze sobą.