Tak, to już ta desperacja kiedy nie wiesz z kim pogadać więc stulejka podpowiada Ci, żeby napisać na jbzdy.
Wstydzę się, że w wieku 28 lat moje małżeństwo jest na krawędzi kompletnego rozkładu a ja nie wiem nawet czy chcę je ratować. Związek z żoną jest kompletną katastrofą, ale wiem że mimo tego żona z niepojętych powodów mnie kocha (jestem jednak dzidowcem więc to już trochę wyczyn) i jedyne co powstrzymuje mnie przed zakończeniem wszystkiego to poczucie bezsilności na myśl, że mimo różnic charakterów jest jednak dobrą i wrażliwą osobą i będzie cierpieć, jak i strach, że sobie coś zrobi.
Wstydzę się, że poznałem kogoś z kim dogaduję się we wszystkich kwestiach, w których z żoną nie potrafimy dojść do porozumienia, i które to przekonują mnie że nie ma przed nami żadnej przyszłości a życie razem to funkcjonowanie na skraju wegetacji. Od prozaicznych spraw życia codziennego przez temperament, poczucie humoru, poglądy, plany na przyszłość, pasje i marzenia.
Wstydzę się, że to nie osoba, z którą wziąłem ślub kończy za mnie zdanie w połowie a ja znam jej odpowiedź zanim ona w ogóle jeszcze pomyśli. Że to nie z żoną mogę porozmawiać o geopolityce albo greckiej filozofii, że to nie z żoną mogę w środku nocy wyjść na rower. Że to nie żona słysząc 'chcę pojechać transsybirem' mówi 'zabierz mnie'. Że to nie żona mówi 'choć pogramy w coś na VRze'.
Nigdy nie zdradziłem żony. Nigdy nie próbowałem wyjść z drugą kobietą poza blisko przyjacielską relację. Nawet nie wiem czy by tego chciała. Wiem, tylko że próba nie byłaby w porządku wobec żadnej z nich. Moja żona zasługuje na wierność tak długo jak jesteśmy razem a Sarah na coś więcej niż żonaty facet. Jest mi źle, że wkopałem się w sytuację z której nie widzę wyjścia a największą ironią losu jest fakt, że gdyby nie żona, nie mieszkałbym na drugim końcu świata i nigdy nie miał najmniejszych szans poznać Sary. Gdyby nie żona nigdy bym jej nie poznał, a nie mogę wprost powiedzieć jej co czuję, również dlatego że jestem żonaty. Życie ty ********
Tak, wiem, już wypierdalam