Oto John Snow. Wspaniały lekarz, propagator stosowania higieny w medycynie (tak, kiedyś nie widziano związku między brudem a chorobami), stosowania znieczulenia (tak, kiedyś cięto na żywca, dając rzemienny pasek, twarde drewno lub kawałek ołowiu do gryzienia), ale przede wszystkim: pionier epidemiologii.
Dzięki jego tytanicznej pracy oraz bystrości myślenia, udało się znaleźć źródło wody odpowiadające za epidemię cholery w londyńskim Soho, przez co uratował tysiące ludzi.
Mógł, jak inni lekarze jego czasów, poprzestać na wyjaśnieniu wszystkiego tzw. miazmatyzmem czyli "złym powietrzem". Zamiast tego, ślęcząc nad mapami i statystykami, coraz bardziej zawężał miejsce prawdopodobnego źródła epidemii.
Jego ciekawość prawdy i chęć leczenia ludzi doprowadziła do stawiania go dzisiaj w jednym rzędzie obok Pasteura, Listera czy Kocha, jako ojców dzisiejszego podejścia do transmisji chorób zakażnych.
Ale wiecie: zakolak.
I dlatego wszyscy kojarzą, że "on nic nie wie"