Historia z dziś, koleżanka miała ważną sprawę do załatwienia z urzędem telefonicznie w zawiązku z wysłanym pismem w pewnej sprawie, termin 14 dni minął, to dzwoni co i jak tam, dzwoni z roboty, więc miałem okazje być świadkiem.
~rekonstrukcja zdarzeń:
11:00 dzwoni, nikt nie odbiera, dzwoni do skutku
11:40 połączenia są odrzucane.
12:05 Połączenie jest odebrane, ale chyba nie umyślnie, bo nikt się nie odzywa tylko słychać głosy jakby w oddali:
- To jak byłaś z Kaśką na zakupach to ten teges… w tym tegesie
- no tak, ale wyjazd był taki i owaki
- Nie no ja bym jednak to tamto w tej sprawie
- Ale ona nie mogła zrobić tego i owego, co to za kolerzanka
I tak przez ponad pół godziny siedzieliśmy na podśłuchu, aż chyba ktoś się skapnoł i rozłączył.
Cały czas pierdolenie o 99% prywatnych spraw.
12:40 znów nikt nie odbiera
13:27 odebrali… moigła się dowidzieć w swojej sprawie…
PS. Specjalnie nie podaje dokładnego urzędu, tylko podpowiem że związany z sądownictwem.