Dzidki.
Właśnie jestem po rozmowie z gościem który przyszedł do mnie na rozmowę o pracę. Branża IT.
W skrócie chłopak nie pracował nigdy w zawodzie, jest na 2 roku studiów inżynierskich i generalnie z rozmowy wynika, że właścwie jak to zazwyczaj wie niewiele z tendencją do nic.
Nie mniej, każdy kiedyś taki był i gdzieś tej roboty się musi nauczyć. Stanowisko takie, że wielkiej odpowiedzialności nie ma.
Rozmawiamy i wszystko jest spoko, no i dochodzimy do wiadomej najlepszej kwestii czyli wynagrodzenia.
Chłopak mówi, że sam woli umowę zlecenie bo wtedy pensja brutto = netto bo zus pokrywa mu uczelnia itp. Jak najbardziej okej i zrozumiałe podejście.
No to przechodzimy do stawek.
Proponuje chłopakowi prostą propozycję. Umawiamy się na kwotę 5200 za miesiąc, W ramach tego dostaniesz 20 dni urlopu płatnego czego normalnie na umowie zlecenia nie masz. Po 3 miesiącach jak nabierzesz trochę doświadczenia zwiększymy wynagrodzenie do 5500. Czy odpowiada Ci taka propozycja, a jeśli nie to jakie są Twoje oczekiwania.
Na to chłopak mi odpowiada, że on nie po to studiuje żeby zaczynać od takich niskich pieniędzy i że skoro nie płacimy podatku dochodowego to on by oczekiwał pensji na poziomie minimum 9000-10000.
Patrzę się na niego troche zdziwiony i mu mówię, że jego oczekiwania są abstrakcyjne. Jego wiedza nijak się ma do takich pieniędzy i że właśnie z powodu korzystnych przepisów proponuję mu i tak wyższą stawkę + płatny urlop którego normalnie by na zleceniu nie miał.
Gość stwierdził, że to nie jest uczciwe i że za taką kase nikogo nie znajdę.
No cóż podziękowałem mu, życzyłem powodzenia i spotkanie dobiegło końca.
Przyznam, że różne osoby miewałem na rekrutacji ale gościa który chciałby 10k nie znając podstaw swojej pracy to jeszcze nie :D