Ach jaka dziś mnie sytuacja spotkała.
Miałem kupić syrop w aptece. No i podchodzę w galerii, w kolejce dwie babki i facet. Jedno okienko czynne. No i grzecznie podchodzę, macham książeczką przed nosami i zanim ogarnęli o co kaman to ja już przed okienkiem i z uśmiechem proszę panią o syropem.
I słyszę jak z tyłu się zaczyna jazgot, trzask i kwik. Czekaj mamuś, bo pan ma książeczkę, on musi pierwszy! Może chory? Facet: jak ma książeczkę, to może na głowę chory! I sobie dorabiają historię mojej osoby.
Więc odwracam się i z kitraśnym uśmiechem mówię, że mam książeczkę dawcy i mam pierwszeństwo.
O kurwa. Uruchomili lvl 2. I co z tego! Moja mama ma 82 lata!
No to mówię grzecznie, że przecież mamunia może sobie usiąść na ławeczce, a pani może zaczekać. Że konietę w ciąży też by puścili.
Się baba aż zapowietrzyła. Pani farmaceutka też im tłumaczy, że mam książeczkę i ja pierwszy. Ale oni dalej swoje, że inni też mają książeczki a nie idą jako pierwsi itd. Gość z tyłu też tam coś gardłował.
Końcowo kupiłem syropek, z ucieszonym ryjem zakończyłem zakupy, gościowi co dalej coś tam sapał powiedziałem: nie gardłuj gębą pajacu; i w świetnym humorze poszedłem dalej oglądać w galerii świąteczną atmosferę.
Merry christmas!