W pewnej wielkiej korporacji
Lud pracował różnych nacji
Był tam problem z takiej racji
Wspólnej dla nich ubikacji
Słychać wrzaski -ej ty brachu
Weź faktury mi porachuj
-Możesz mi zarequestować?
-Klientow masz accountować
Antek dziś miał targeta
Wysłać maile do marketa
Wypił kawę dysząc nosem
I poprawił papierosem
Szef doń krzyczy -chodź zebranie
Ale Antka ciśnie sranie
Krzyczy więc "Uno momento"
(Muszę zrzucić ekstremento)
W myślach sobie dopowiada
(Jak nie zdążę będzie biada).
A tymczasem w ubikacji
W krępującej jest sytuacji
Sergio, Anthon no i Bronek
Każdy siedzi z nich na tronie
I choć muszą ostro kupę
Każdy swą zaciska dupę
Słychać drobne tam stęknięcia
Lecz potrzeba pierdolnięcia
"Dobrze gdyby ktoś tu srał
Mniej bym wtedy wstydu miał"
Nagle wpada odkupiciel
To odbytów wyzwoliciel
Zasady miał zawsze za nic
Jego dupa nie zna granic
Antek swym to dupskiem sprawił
Że z opresji ich wybawił
Antka to kanonada
Inicjuje instynkt stada
Po kolei w tym kwartecie
Jak opera lecz w klozecie
To zwieracze popuszczają
Dzieci nad morze zsyłają
Litości oni nie znają
Ciągle srają, Srają, SRAJĄ
Morał z tego prosty wiecie
Ludzka rzeczą jest to przecie
Nie wstydź się srać na klozecie
Gdy cię klocek w kiszkę gniecie.