Tym razem blisko naszej gównianej stolicy do miejsca dozwolonego przez LasyPanstwowe do Bushcraftu.
3 przesiadki 3 godziny pociągiem i 10km przez las. Niby tylko 150km, a jednak droga daleka.
Las piękny, podłoże z mchu i prawie same sosny. Grzybów w opór. Zaczaiłem się w mlodniku, a z drugiej strony otaczało mnie małe wzniesienie. Po zmroku ogień był zakryty że wszystkich stron
Po rozłożeniu sprzętu ( tarp, hama, podpinka i letni śpiwór) i jak już zapadł zmrok okazało się że gdzieś obok jest impreza. Ale szacun gitary grały i był ktoś kto grał na saksofonie. Nikt nie darł ryja, nie było dupopolo, w sumie zajebiście.
Las nie jest jakoś mocno zasadzony więc pięknie widać rozgwieżdżone niebo. Ogień strzela, co prawda dowalilem za dużo drewna i trochę za duże się zrobiło, ale klimat pierwsza klasa. A jak już weszły ziemniaki z ogniska i Kiełba... Cymes.
Jak już większość się wypaliła czas spać. Błędem było oszacowanie że będzie dość ciepło w nocy . Takiego wała.... 5 stopni. A ja w letnim śpiworze, co prawda uratowała mnie podpinka pod hamak ale 2 pare skarpet trzeba było założyć... Dupa mi prawie odmarzla. Nauczka na przyszłość..
6 rano pobudka i 10km przez las na pociag.
Jak ktoś jeździ do lasu to już lepiej zabierać sprzęt jesienno zimowy.
Się rozpisalem... Ale może kogoś zainspiruje żeby też spędzał tak wolny czas.
AHOJ z Wami.