Moja (druga) żona to je luks kobita, czyli o dojrzałości, kulturze i miłości słów kilka.

11
Ponieważ mam gile do pasa i w gnatach łamie na okoliczność pięknej islandzkiej wiosny, od rana byczę się na sofie, przeglądając Dzidkę, puszczając filmy na kąkuterze oraz porządkując domową biurokrację.

Chcąc znaleźć pewien przelew, zacząłem ryć po kontach, jak pani Dorota pod dębem, w poszukiwaniu żołędzi. Przekopawszy osobiste i firmowe, przeglądałem wspólne i natrafiłem na dziwny zapis.

Odbiorca: Kwiaciarnia Flower Power, ulica Kwiatkowa 13, miasto XYZ, Kraina nad Wisłą.

"Ki zbój", pomyślałem, drapiąc się po łbie. 

Owszem, niedawno była rocznica śmierci mojej pierwszej żony, ale kwiaty zawsze zamawiam w innym miejscu i płacę z konta osobistego. 

Przy okazji, gdy dzwoniła Czarnowłosa, zapytałem, czy może coś o tym wie. I dostałem odpowiedź, że owszem, bo to ona zamówiła wraz ze złożeniem, ponieważ chciała uhonorować pamięć osoby, która przez lata czyniła swoją miłością mój świat pięknym...

Dlaczego piszę o tak osobistej sprawie? Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że to chyba jedyny teraz dostępny sposób, by wzruszenie rozluźniło żelazny chwyt na moim gardle, po drugie, bo wiem, że choćbym stanął na uszach i klaskał pośladkami, to nic bardziej zajebistego nie zrobię, a po trzecie i ostatnie, że już wiem, jak wygląda definicja klasy, elegancji i empatii.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.27689218521118