Zaraz po wjeździe dostrzegam malutkiego jeża, prawie na środku ulicy. Nie rusza się - pewnie obsrany ze strachu dokumentnie. Mijam go i sobie myślę, że zaraz go pewnie jakiś chuj z jakiejś "się błysko bedzie disko" go rozjedzie w tę piątkową noc i jeszcze będzie pizdę cieszył. Szybko się rozejrzałem po ulicy dookoła. Żadnego auta w promieniu 500 metrów. Hamuję, zawracam na czteropasmowej drodze, przecinam podwójną ciągłą i wracam do jeżyka. Zatrzymuję się na chodniku, szybko cyk z auta i lecę do jeżyka. Podnoszę go delikatnie i przenoszę w najbliższe krzaki obok chodnika. Jeżyk uratowany! Wracam do auta, odpalam, odjeżdżam. Towarzyszy mi dobre uczucie. Wydarzyło się coś dobrego, coś dobrego zrobiłem i być może jeżykowi uratowałem właśnie życie. I co? I CHUJ! W lusterku wstecznym, w oddali widzę niebieskie bomby! Myślę, że może nie do mnie... No kurwa, trochę za daleko. Chuja by widzieli przecież. Jadę w takim razie normalnie, po chwili skręcam na skrzyżowaniu w lewo a bagiety za mną, wyprzedzają i pokazują, że mam się zatrzymać. NOSZ KURWA MAĆ! Po prostu nie wierzyłem, no nie wierzyłem... Zatrzymuję się grzecznie, pan samowładza wychodzi z samochodu, podchodzi do mnie do auta, grzecznie się przedstawia, dokumenty itd. i się mnie pyta z jakiego powodu zrobiłem taki manewr przez cztery pasy. Ja słysząc to wszystko, po sekundzie namysłu, kompletnie zrezygnowany wypaliłem mu "Proszę pana... Jeśli bym panu powiedział, że zawróciłem, żeby pomóc przejść małemu jeżykowi przez jezdnię, to by mi Pan uwierzył?". Policjant zgłupiał, oczy z orbit a za oczami, w głowie bluescreen.exe. Minęły 2 sekundy i gość parsknął śmiechem. "Pan poczeka tutaj chwilę" - powiedział. Wrócił się do auta po alkomat. Szybkie dmuchanie w balonik i trzy zera na blacie. Trochę się zdziwił, chyba się spodziewał czegoś innego. "Poważnie się Pan cofał, żeby jeżowi pomóc przejść?" - zapytał. No powiedziałem, że "no kurwa tak - jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało.". Zaczął się śmiać po raz kolejny i się zapytał czy może sprzedawać tę historię kolegom - mówię, że śmiało. "Dobra, jedź Pan, sprawy nie było, jeżyki są spoko." Podziękowałem, zaśmiałem się i pojechałem. A następnego dnia, w przebitym kole nawet jednej dziesiątej bara nie ubyło :D
Dobra, kończę elaborat i wypierdalam.