Ojciec w młodości jeździł do ZSRR na handel. Szczególnie do Mińska. Kiedy był tam pierwszy raz, to zastanawiał się jak to jest, że w mieście panuje idealna czystość i porządek, na ulicach nie ma nawet kawałka śmiecia, a nigdzie nie ma koszy nie śmieci. Spalił szluga i pyta kolegi Białorusina, gdzie ma wyrzucić peta, skoro nigdzie nie ma koszy.
- Na ziemie rzuć.
- Tak po prostu?
- No tak.
Rzucił, a wtedy momentalnie pojawił się facet ze szczotką i szufelką i sprzątnął peta.