Turecki prezydent grozi Izraelowi wojną i pozycjonuje się jako militarny przywódca islamu.
Jego groźby nie są traktowane poważnie w Europie.
To może być fatalny błąd. Erdogan jest pozbawiony skrupułów, ma drugą co do wielkości armię w NATO i, podobnie jak Putin, zamierza dokonać historycznych czynów.
Jest to mieszanka otwartej groźby i wypowiedzenia wojny.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan ogłasza interwencję wojskową w Izraelu.
Gwałtowna interwencja nie jest sformułowana jako możliwość ani w żaden sposób uwarunkowana.
Erdogan nie mówi „moglibyśmy”, „jeśli... to” lub „powinniśmy”, mówi: „zrobimy to”.
Groźba jest krystalicznie jasna: „Tak jak weszliśmy do Górskiego Karabachu, tak jak weszliśmy do Libii, zrobimy to samo z nimi”.
Ponieważ atak Turcji na Izrael pogrążyłby Bliski Wschód w poważnej wojnie militarnej, wielu europejskich dyplomatów bagatelizuje zagrożenie.
Eksperci Erdogana z Bliskiego Wschodu twierdzą, że nie jest on poważny, jest notorycznym awanturnikiem i dużo mówi, gdy dzień jest długi.
Erdogan chce jedynie zdobyć krajowe punkty polityczne u swoich radykalnych wyborców swoją głośną nienawiścią do Izraela i odwrócić uwagę od kryzysu gospodarczego (inflacja wynosi obecnie 71,6%).
W najlepszym razie Erdogan zapewni Palestyńczykom nieco więcej wsparcia.
Taka postawa trywializacji charakteryzowała również niemiecką politykę wobec Turcji przez wiele miesięcy.
Kanclerz federalny Olaf Scholz i prezydent Frank-Walter Steinmeier rozwinęli czerwony dywan dla Erdogana zaledwie kilka tygodni po 7 października, mimo że stał się on międzynarodowym rzecznikiem nienawiści do Izraela i solidarności z Hamasem.
Nowe analizy wywiadowcze ostrzegają obecnie rządy europejskie, że potencjał Erdogana do przemocy może być niebezpiecznie niedoceniany - podobnie jak wojskowe zamiary Putina na krótko przed inwazją na Ukrainę.
Służby wywiadowcze wskazują, że Erdogan bardzo wyraźnie zmienił swoją doktrynę wojskową w kierunku agresji i interwencji.
Operacje wojskowe Ankary w Syrii, Somalii, Libii i Azerbejdżanie były zgodne z neoosmańskim planem ekspansji opartej na wierze.
Ponad 60 000 tureckich żołnierzy jest już aktywnych w misjach zagranicznych, ostatnio w Azerbejdżanie, gdzie brali udział w czystkach etnicznych i wypędzaniu ormiańskich chrześcijan z Górskiego Karabachu.
Erdogan ogłosił już islamistyczny manifest podczas obchodów 100. urodzin Republiki Tureckiej i otwarcie wezwał do wojny religijnej.
Z liczbą około 450 000 aktywnych żołnierzy i 380 000 rezerwistów, Turcja jest drugą najsilniejszą siłą zbrojną w NATO po USA. Erdogan jest zaangażowany w ogromny program zbrojeniowy. W ubiegłym roku wydatki na zbrojenia wzrosły o 37 procent do 16 miliardów dolarów. W bieżącym roku wydatki mają wzrosnąć o 150 procent do ogromnych 40 miliardów dolarów. Od dronów Bayraktar po rakiety krótkiego zasięgu „Tayfun” i myśliwce „Kaan”, samodzielnie opracowany, dumnie prezentowany arsenał. Ogromne uzbrojenie dokumentuje zamiary Erdogana dotyczące wykorzystania jego ogromnej potęgi militarnej, ostrzegają eksperci wojskowi.
„Gaza nie różni się od Adany”
W rzeczywistości Erdogan nie tylko solidaryzuje się z Palestyńczykami w wojnie w Strefie Gazy.
Demonstracyjnie i wyraźnie chwali grupę terrorystyczną Hamas jako „organizację wyzwoleńczą” i porównuje premiera Izraela Benjamina Netanjahu do Hitlera.
Zachód jest mózgiem Izraela, ale Turcja stanie u boku swoich muzułmańskich braci w wierze w tej „historycznej bitwie”. „Odniesiemy sukces i zwycięstwo.
Żadna imperialistyczna potęga nie może temu zapobiec” - powiedział.
Erdogan postrzega siebie jako spadkobiercę Imperium Osmańskiego i otwarcie odnosi się do tego scenariusza: „Niektórzy ludzie mogą postrzegać Gazę jako odległe miejsce, które nie ma z nami nic wspólnego” - powiedział w sobotę. „Ale sto lat temu Gaza nie różniła się dla tego narodu od Adany”.
W rzeczywistości Gaza była kiedyś częścią Imperium Osmańskiego.
Megalomania Erdogana opiera się na przywróceniu osmańskiej wielkości, podobnie jak Putin chce przywrócić imperium sowieckie.
Erdogan od miesięcy otwarcie ostrzega, że Zachód powinien być ostrożny w dalszym wspieraniu Izraela. „Czy Zachód chce kolejnej bitwy między półksiężycem a krzyżem?” - zapytał w swoim przemówieniu z okazji rocznicy powstania państwa.-„Jeśli podejmiesz takie przedsięwzięcie, pamiętaj, że ten naród nie umarł”.
Erdogan postrzega islam jako część globalnej wojny kulturowej, chce skorzystać z nowej masowej świadomości muzułmanów i pozycjonuje się jako przywódca wojskowy swojej wiary. Otwarcie przyznaje również, że polityka zagraniczna Turcji służy temu strategicznemu celowi, więc jego odniesienia do Libii i Górskiego Karabachu są czymś więcej niż tylko słowami.
Erdogan chce uwolnić muzułmanów od „tyranii krzyżowców”
Mało kto w Europie chce przyznać, że Erdogan widzi siebie w aktywnej wojnie religijnej między Wschodem a Zachodem.
Podobnie jak antagonista zorientowanego na Zachód założyciela państwa Mustafy Kemala Atatürka, który stworzył nowoczesną, świecką, demokratyczną Turcję, w której religia została odsunięta od życia publicznego, Erdogan stylizuje się na nowoczesnego wojownika religijnego, który pracuje nad powrotem imperium neoosmańskiego.
Wykorzystuje też każdą okazję, by symbolizować swój islamizm.
Na przykład kazał siłą przekształcić słynny na całym świecie kościół „Świętego Salwatora w Chora” w Stambule, słynący z fresków, w meczet.
Kościół, który znajduje się w północno-wschodniej części starożytnego centrum miasta, jest uważany za jeden z najważniejszych przykładów bizantyjskiej architektury sakralnej na świecie. W ubiegłym roku Erdogan demonstracyjnie przekształcił Hagia Sophia w meczet, aby celowo upokorzyć Zachód.
Kościół jest pomnikiem kultury chrześcijańskiej, przez 1123 lata najważniejszym miejscem kultu prawosławnych, koronowano tu 89 cesarzy, a 125 patriarchów kształtowało historię chrześcijańskiego Bizancjum.
Od Aten po Moskwę, przerażenie było więc ogromne. Ale Erdogan zażartował z islamskiego „zmartwychwstania”.
Pod koniec swojej kampanii odwiedził Hagię Sophię, aby odprawić ostatnią wieczorną modlitwę przed wyborami i pokazać Turkom, co oznacza jego agresywny religijnie program.
Jego gazety propagandowe chwaliły tę prowokację jako „zwiastun wyzwolenia meczetu Al-Aksa w Jerozolimie, muzułmanie wychodzą z fazy bezkrólewia”. Wyzwalają się spod „tyranii krzyżowców”. Być może agenci służb specjalnych mają rację w swoich ostrzeżeniach - a groźby Erdogana należy traktować poważniej.