No to ile "atomu" ma nasz kołchostan?
A całkiem sporo - według Federation of American Scientists liczba głowic jądrowych oscyluje wokół 6 tysięcy - dokładnie 5 977. Szacuje się, że na całym świecie jest około 12 700 takich cacek, czyli nasi onucowscy sąsiedzi są w posiadniu `47% całego potencjału atomowego naszej planety. Robi wrażenie, co nie? No nie, bo teraz musimy sobie zadać pytanie - ile ze wszystkich pocisków balistycznych jest uzbrojone w taką głowicę i jest gotowych do użycia "na już". Ano szacuje się, że stosunkowo niewiele, bo około 2 000 (według źródeł przy siłach operacyjnych rozmieszczonych jest 3 730), czyli `15,75% całego stanu. Ale i tak wystarczy to, żeby pożegnać się ze światem jaki znamy dotychczas.
Zapytacie - hej, a co z pozostałymi? Już odpowiadam!
Reszta to te zmagazynowane (np. do użycia przez pociski/lotnictwo/marynarkę, trzeba trochę czasu, żeby w ogóle ich użyć) oraz głowice wycofane ze stanu, oczekujące na utylizację.
Poniżej grafika dla wszystkich zainteresowanych.
No dobra, wróćmy do kacaplandii.
Jak wynika z grafiki, NATO wcale nie odbiega za bardzo liczbami od II armii na Ukrainie - ale i tak jest to wszystko jednak stosunkowo niewiele w porównaniu do Zimnej Wojny, podczas której arsenał atomowy dwóch zwalczających się bloków był liczony w kilkudziesięciu tysiącach (szczytowy punkt - ok. 80 tysięcy). I wtedy wymyślono coś takiego jak termin "MAD" - Mutual Assured Destruction - gwarantowane wzajemne zniszczenie. Jest to nic innego jak granica powyżej której, kolejne zbrojenie się w głowice niewiele zmienia, ponieważ po wystrzeleniu pewnej ilości pocisków nie ma czego już atakować - jedynie po to, żeby skrócić mękę niedobitków. Doktryna ta ma charakter odstraszający - coś na zasadzie "jak Wy Nas, to My Was". Dalsze zbrojenie ma jedynie wyraz propagandowy na zasadzie - "mojsza racja jest bardziej mojsza niż twojsza, bo ja mam więcej atomówek". Tak strasząc tym atomem na lewo i prawo, ruskie psy z Kremla chyba zapominają, że nawet w tym aspekcie nie mają znaczącej przewagi. Śmiem stwierdzić, że głowice atomowe, w których posiadaniu jest sojusz NATO jest w wiele lepszym stanie niż rosyjskie, a szczególnie po zobaczeniu w jak opłakanym stanie był jeden największych z atutów orkostanu - II armia małego Fiutina.
Jak sami pewnie wiecie, to głowica sama nie poleci, musi zostać przeniesiona za pomocą rakiety/samolotu lub marynarki - podobnie jak bomba cara powyżej. A jak to jest w państwie bez WC i bieżącej wody? Katolicy mają Świętą Trójcę a orki mają triadę jądrową - czyli wyrzutnie lądowe, lotnictwo strategiczne i atomowe okręty podwodne, które przenoszą pociski balistyczne. W Hiroszimie lub w Nagasaki została wykorzystana druga opcja - bombowce strategiczne. Jednak wraz z rozwojem obrony przeciwlotniczej wykorzystanie sił powietrznych do ataku jądrowego nie jest zbyt mądrym posunięciem (cytując Wolskiego - "Rosjanie nie są tak głupi jak zakładaliśmy, są ciut głupsi", dlatego potencjalnie nie można wykluczyć tej metody xD). II armia na Ukrainie posiada na swoim stanie dwa typy maszyn przystosowanych do takiego manewru - Tu-160 (Blackjack) oraz Tu-95MS (Bear H). Ile? Około 70 - w większości są to TU-95MS. Każda z nich może przenieść do 12 pocisków kierowanych z głowicą jądrową. Poniżej - TU-95MS - nie wiem jak Wy, ale patrząc na tę konstrukcję, to mam wrażenie, że jesteśmy w ubiegłym wieku.
Druga opcja, to wojska rakietowe. Ulubiona opcja napierdalania w bezbronnych cywilów przez przyszły nawóz ukraińskich czarnoziemów. Jest to swoista podstawa wspomnianej triady. Około 60 000 ludzi, sprzętu dużo i jeszcze trochę i co najważniejsze - około 400 pocisków balistycznych, które są w stanie przenieść do kilku głowic jądrowych - jak to pomnożymy, to dostaniemy wynik około 1 000. Dodatkowo w kwietniu tego Iwan z Saszką podjęli decyzję, żeby stary złom rodów z ZSRR trochę zmodernizować i mogliśmy usłyszeć o próbie nowej rakiety - Sarmat. Czy jest to jakiś przełom? Nie. Czy wejdzie szybko na uzbrojenie? Nie. Czy to zmieni rozkład sił? Nie. Śmieszki z napromieniowani.pl twierdzą, że dzięki nowej konstrukcji, to może sami orkowie będą trochę bardziej bezpieczni XD. Sumarycznie możemy mówić o kilkuset pociskach balistycznych znajdujących się w silosach i kilkudziesięciu na wyrzutniach mobilnych - `400. Poniżej stara dobra Topola :D.
No i ostatnia gałąź - marynarka. Chodzi tutaj głównie o okręty podwodne.
Ciekawostka - wiedzieliście, że Stalin po II WŚ nakazał budowanie masowo okrętów podwodnych? Sam fakt, że jest to broń ofensywna jest dosyć niepokojąca. Na szczęście Słońce Ciemnego Narodu zabrało swoje plany ze sobą do grobu. I bardzo kurwa dobrze.
W takim razie jak to jest z tymi okrętami? Są dwa typy - Delta IV(radziecka konstrukcja) oraz klasa Borei (nowsza, nazewnictwo NATO) lub jak to woli, okręty podwodne projektu 955 (Kursk był oczko niżej - 949a). Ile ich jest łącznie? A z 10 piękny kawalerze. Mao? Ale, że ten z Chin? Każdy z nich może pomieścić w sobie 16 pocisków (każdy pocisk to więcej niż jedna głowica). Napromieniowani piszą o traktacie New START z 2010, który obligował do tego, żeby flota nie mogła przenosić więcej niż 624 głowice - już widzę jak kacapki tego przestrzegają - tak samo jak stosują się do nie atakowania cywilów białym fosofrem, bronią chemiczną i kasetową (wątpię też, że USA się stosuje do tej liczby swoją drogą). Były jeszcze Tajfuny, ale nie dość, że były drogie w budowie, to jeszcze droższe w utrzymaniu - dlatego obecnie mówi się o jednej sztuce bez możliwości bojowych. Poniżej ta starsza klasa Delta IV - mówcie co chcecie, ale niezły bydlak.
Mają coś jeszcze?
A i owszem, coś jeszcze się znajdzie - torpedy, taktyczne lotnicze pociski jądrowe, środki obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej czy pociski balistyczne krótkiego zasięgu. Zapytacie jaka jest różnica i dlaczego nie są w tzw. triadzie jądrowej? - Proste, moc i zasięg jest znacznie mniejsza, co nie znaczy, że to są jakieś też popierdółki, mogą dalej sporo złego wyrządzić - takie np. Iskandery lub "Toćki". Dlatego też mówimy tutaj o o broni atomowej strategicznej oraz taktycznej - nie ma tutaj granicy w kilotonach, megatonach. Przyjmijmy umownie, że te nośniki wymienione powyżej, to właśnie taktyczna broń jądrowa. Według "ekspertów", to na takie fajerwerki możemy właśnie liczyć na Ukrainie. Czy się doczekamy? Oby nie - moim zdaniem nie należy się bać użycia tego gówna na Ukrainie przez bezmózgich orków - należy się bać odpowiedzi zachodu. Skąd wiem? Bredzę.
No dobra, ale to jebną, czy nie jebną?
U naszych wschodnich sąsiadów, którzy z zazdrością patrzą na ukraińskie pralki i powerbanki historia pt. "czy jebnąć i kiedy jebnąć" jest zagmatwana jak fikołki logiczne w fabule LOTR-a od Amazona - np. siostra Isildura jako silna bohaterka, elfy i krasnale ruchający się z Easterlingami i Haradrimami(bo jak inaczej wyjaśnić czarnych przedstawicieli rasy Elronda czy Thorina, zostają jeszcze orki, ale to już chyba zoofilia xD). Ale do rzeczy, bo znowu bredzę.
Po rozpadzie czerwonej zarazy, w 1993 Orkostan zrezygnował z podejścia "nie jebnę pierwszy" stosowanego jeszcze w czasach Gorbaczowa, na możliwy atak, ale tylko w sytuacji zagrożenia istnienia państwa, być może to na skutek napięcia w Czeczeni oraz słabości zbiorowiska hucznie nazwanego armią rosyjską. Taki stan utrzymywał się do 2000 roku, kiedy to jednak kacapki stwierdziły, że mogą także uderzyć siłami atomowymi, kiedy przeciwko nim albo sojusznikowi zostanie użyta broń masowego rażenia, a także, upraszczając, jeżeli dostaną taki wpierdol bronią konwencjonalną, że już nic innego nie zostanie. Następnie przez prawie 20 lat nihil novi. W 2020 znowu wydano dokument o użyciu broni jądrowej w defensywie, w razie zagrożenia istnienia państwa - co trzeba potraktować z przymrużeniem oka, ponieważ obecnie amatorzy ukraińskiego wyposażenia domów stosują taktykę "eskalacji w celu deeskalacji" - głównie poprzez groźby typu:
"- już, zaraz użyję,
- jeszcze jeden czołg poślecie, to użyję,
- nie no, za te samoloty to już stawiam w stan gotowości wojska jądrowe itd.", ale kto wie, czy nie zobaczymy więcej.
Myślę jednak, że przy obecnym zdeterminowaniu Ukraińców wspomniana deeskalacja nie ma racji bytu. Użycie takiego arsenału zaogni ten konflikt jeszcze bardziej, a dla samego Fiutina byłoby to sambójstwo polityczne - oby nie takie zwykłe, chciałbym zobaczyć jak go wieszają. Należy także pamiętać o tym, że sama decyzja zastosowania broni jądrowej nie zależy tylko od jednego człowieka i może zostać zatrzymana na niższych szczeblach, tak jak to było ze Stanisławem Pietrowem. Poniżej łapcie zdjęcie człowieka, dzięki któremu być może żyjemy w miarę normalnym świecie.
I to na tyle dzidki, trochę długie mi to wyszło, także jeżeli tutaj dotarłeś, to dzięki za przeczytanie moich marnych wypocin. Przepraszam również, jak forma jest mocno nieczytelna, jeżeli zjadłem znaki interpunkcyjne lub wkradły się jakieś literówki - ale robiłem taki wywód tutaj pierwszy raz :D.
Źródła:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Mutual_Assured_Destruction
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojska_Rakietowe_Przeznaczenia_Strategicznego
https://www.benchmark.pl/aktualnosci/miedzykontynentalna-rakieta-balistyczna-sarmat.html
https://en.wikipedia.org/wiki/Delta-class_submarine
https://pl.wikipedia.org/wiki/Okręty_podwodne_projektu_955
https://fas.org/issues/nuclear-weapons/status-world-nuclear-forces/
* Trochę innych stronek ze zdjęciami i opisem potencjalnych sił zbrojny orkolandii, których zapomniałem zapisać.
Odsyłam również do stronki napromieniowanych, skąd zresztą wziąłem pomysł na tę wrzutę - świetne chłopaki i myślę, że to jedyne rzetelne źrodło informacji "o atomie" w polskim internecie :).
Od siebie dodam tylko na koniec jeszcze, że nie wiemy, co się może wydarzyć za miesiąc, dwa, za rok, czy za 10 lat, także temat pozostaje niedomknięty jak trumna Urbana i stawianie śmiałych tez "nie jebnie" i "jebnie" jest jak wróżenie z fusów. Najlepszym miejscem na wojnę nuklearną nie jest górski bunkier ani dobrze zaopatrzona chata głęboko w dziczy. Najlepsze miejsce jest bezpośrednio pod pierwszym wybuchem.
I już wypierdalam. Czołem!