Afera FOZZ - czyli jak zdefraudować dziesiątki miliardów dolarów z majątku publicznego Polski
Przemianę ustrojową z 1989 roku z pełnym przekonaniem można nazwać ,,sprywatyzowaniem PRLu". To właśnie w trakcie tych przemian doszło do licznych nadużyć, machlojek, zawszałaszczaniu lub wyprzedawaniu skarbu państwa. Wśród wielu afer, również tych, które być może jeszcze nie odkryto, jest jedna pramatka wszystkich. Chodzi o aferę FOZZ, która wiąże się z zdefraudowaniem oficjalnie prawie 400 milionów dzisiejszych złotych, a nieoficjalnie z kilkudziesięcioma miliardami dolarów.
Już dziewięć dni po rozpoczęciu obrad okrągłego stołu - 15 lutego 1989 r., został powołany Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Głównym i oficjalnym celem instytucji, była spłata zagranicznego zadłużenia, a rzeczywistym, jego wykupienie po zaniżonych cenach wynikających z niskich notowań długu bocznymi ścieżkami (co było niezgodne z prawem międzynarodowym). Był to więc czas dogodny. Co ciekawe to nie była w cale pierwsza taka instytucja, bowiem ,,pierwszy FOZZ" działał już w latach 1986-1988. Spraw związanych z jego działalnością nie można jednak w żaden sposób przeanalizować, ponieważ nie przetrwała żadna dokumentacja, czyniąc całą instytucję jakby nigdy nieistniejącą.
Już dziewięć dni po rozpoczęciu obrad okrągłego stołu - 15 lutego 1989 r., został powołany Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Głównym i oficjalnym celem instytucji, była spłata zagranicznego zadłużenia, a rzeczywistym, jego wykupienie po zaniżonych cenach wynikających z niskich notowań długu bocznymi ścieżkami (co było niezgodne z prawem międzynarodowym). Był to więc czas dogodny. Co ciekawe to nie była w cale pierwsza taka instytucja, bowiem ,,pierwszy FOZZ" działał już w latach 1986-1988. Spraw związanych z jego działalnością nie można jednak w żaden sposób przeanalizować, ponieważ nie przetrwała żadna dokumentacja, czyniąc całą instytucję jakby nigdy nieistniejącą.
W zarządzie powołanym do kierowania funduszem znalazł się:
Grzegorz Żemek - jako dyrektor generalny (współpracownik komunistycznego wywiadu i służb bezpieczeństwa z ps. „Dik")
Janina Chim - zastępca dyrektora (znała się już wcześniej dobrze z Żemkiem, rodzina silnie związana z PZPR i służbami bezpieczeństwa)
W struktury zarządu wchodziła także rada nadzorcza powołana przez ówczesnego ministra finansów Andrzeja Wróblewskiego. W składzie rady nadzorczej znalazły się w cale nie wybrane z przypadku osoby, a były nimi:
Janusz Sawicki - (Kontakt Operacyjny „Jasa", „Kmityn”, Dep. I), ówczesny wicemister finansów,
Jan Boniuk - (KO ,,donek"), dyrektor departamentu zagranicznego MF,
Grzegorz Wójtowicz - (KO „Camelo„ i ”Camel”), dyrektor departamentu zagranicznego NBP,
Dariusz Rosati - (KO „Buyer”), ekonomista i stary działacz PZPR,
Zdzisław Sadowski - (zar. jako TW „Robert”), ekonomista i osoba odpowiedzialna za wprowadzenie podwalin kapitalizmu,
Jan Wołoszyn - (KO Dep. I ps. „Okal”), ekonomista i wieloletni członek zarządu Banku Handlowego w Warszawie,
Sławomir Marczuk - ekonomista,
Wojciech Misiąg - ekonomista.
Wyjątkowo istotną również osobą w FOZZ-ie był Dariusz Tytus Przywieczerski, którego określa się mózgiem wszystkich przekrętów, co bez wątpienia może być również prawdą patrząc na to, że był doradcą Żemka. Ówcześnie był również szefem przedsiębiorstwa Universal, które będzie istotne w całej aferze.
Grzegorz Żemek - jako dyrektor generalny (współpracownik komunistycznego wywiadu i służb bezpieczeństwa z ps. „Dik")
Janina Chim - zastępca dyrektora (znała się już wcześniej dobrze z Żemkiem, rodzina silnie związana z PZPR i służbami bezpieczeństwa)
W struktury zarządu wchodziła także rada nadzorcza powołana przez ówczesnego ministra finansów Andrzeja Wróblewskiego. W składzie rady nadzorczej znalazły się w cale nie wybrane z przypadku osoby, a były nimi:
Janusz Sawicki - (Kontakt Operacyjny „Jasa", „Kmityn”, Dep. I), ówczesny wicemister finansów,
Jan Boniuk - (KO ,,donek"), dyrektor departamentu zagranicznego MF,
Grzegorz Wójtowicz - (KO „Camelo„ i ”Camel”), dyrektor departamentu zagranicznego NBP,
Dariusz Rosati - (KO „Buyer”), ekonomista i stary działacz PZPR,
Zdzisław Sadowski - (zar. jako TW „Robert”), ekonomista i osoba odpowiedzialna za wprowadzenie podwalin kapitalizmu,
Jan Wołoszyn - (KO Dep. I ps. „Okal”), ekonomista i wieloletni członek zarządu Banku Handlowego w Warszawie,
Sławomir Marczuk - ekonomista,
Wojciech Misiąg - ekonomista.
Wyjątkowo istotną również osobą w FOZZ-ie był Dariusz Tytus Przywieczerski, którego określa się mózgiem wszystkich przekrętów, co bez wątpienia może być również prawdą patrząc na to, że był doradcą Żemka. Ówcześnie był również szefem przedsiębiorstwa Universal, które będzie istotne w całej aferze.
Środki nowego FOZZ-u pochodziły z dotacji budżetu centralnego, dochodów z zagranicznych pożyczek państwowych, lokat Banku Handlowego, wpływów z tytułu udziału FOZZ-u w polskich i zagranicznych spółkach i przedsiębiorstwach, a także z emisji obligacji i działalności kredytowej. Oznaczało to, że Fundusz będzie udzielał kredytów i miał spółki krajowe i zagraniczne. FOZZ miał „gromadzić środki finansowe„, gospodarować nimi i poprzez podstawione podmioty skupować na wolnym rynku długi zagraniczne PRL, notowane na poziomie 20–30 centów za dolara. W istocie chodziło jednak o nielegalne, ale skuteczne i bezkarne „wyprowadzenie spod kontroli państwa sporej części majątku publicznego„. Dyrektor generalny FOZZ Grzegorz Żemek zeznał: „FOZZ powstał między innymi po to, abym mógł kontynuować zadania zlecone mi przez wojskowe służby specjalne„. W raporcie przygotowanym przez Wydział Studiów MSW w maju 1992 r. dla premiera Olszewskiego czytamy: „Wielkie afery finansowe, jak Art-B i FOZZ, były dokonywane pod osłoną i z udziałem oficerów i agentury byłego Zarządu II Sztabu Generalnego WP i Departamentu I MSW
Brak jakichkolwiek planów finansowych i nieprowadzenie księgowości umożliwiły, by pieniądze przeznaczone na FOZZ z majątku publicznego zostały w prosty sposób zdefraudowane. Jedynie 4% z prawie 10 bilionów starych złotych zostało faktycznie wykorzystanych do zlikwidowania części długu. Pozostałe 96% znalazło się natomiast m.in. na: prywatnych kontach poszczególnych osób, przeznaczono na rozwoje współczesnych partii politycznych, wylądowało przy firmach w rajach podatkowych.
Brak jakichkolwiek planów finansowych i nieprowadzenie księgowości umożliwiły, by pieniądze przeznaczone na FOZZ z majątku publicznego zostały w prosty sposób zdefraudowane. Jedynie 4% z prawie 10 bilionów starych złotych zostało faktycznie wykorzystanych do zlikwidowania części długu. Pozostałe 96% znalazło się natomiast m.in. na: prywatnych kontach poszczególnych osób, przeznaczono na rozwoje współczesnych partii politycznych, wylądowało przy firmach w rajach podatkowych.
Pierwsze nieprawidłowości zostały wykryte i upublicznione przez inspektora NIK-u Michała Falzmanna podczas kontroli w przedsiębiorstwie Universal w 1990 r. Falzmann odkrył liczne zafałszowania, gdzie m.in. było prawie 80 transakcji finansowych między przedsiębiorstwem a FOZZ-em (pożyczone pieniądze na łączną sumę 4 mld dolarów bez umowy zwrotu, spłaty pożyczek w zagranicznych bankach). Rozmiar rozkradania pieniędzy pochodzących z portfeli Polaków był ogromny i to tylko na tym przykładzie. Widząc to wszystko Falzmann postanowił napisać artykuł o swoich ustaleniach, który następnie opublikował w czerwcu 1990 r. w czasopiśmie „Głos Wolnego Robotnika".
Rozpętała się prawdziwa burza, która wstępnie poskutkowała kontrolą NIK-u w styczniu 1991 r. Powołano również specjalny zespół, do którego po 3 miesiącach dołączył również Falzmann i stanął na jej czele. W międzyczasie miał on być już zastraszany przez nieustalone osoby poprzez m.in. włamania do domu, czy wysyłanie pogróżek. Młody inspektor NIK-u, jednak nie odpuszczał, czego efektem była zorganizowana 14 czerwca 1991 r. narada w biurze premiera Jana Bieleckiego. Obecni podczas niej byli: Prezes NIK Walerian Pańko, Anatol Lawina (NIK), Leszek Balcerowicz (Minister Finansów), Janusz Sawicki (podsekretarz w MF) oraz oczywiście Michał Falzmann. Ten ostatni przedstawił raport kontrolny prowadzonej kontroli FOZZ-u. Podczas rozmów wywiązać miała się zacięta kłótnia między Falzmannem a ministrem Balcerowiczem, który negować miał ustalenia kontroli (ręka rękę myje).
Następnego dnia Michała Falzmanna odwołano. Pierwszym powodem miało być wysłanie przez niego pisma do Narodowego Banku Polskiego o treści:
”Działając na podstawie upoważnienia nr 01321 z dnia 27 maja 1991 r. Najwyższej Izby Kontroli do przeprowadzenia kontroli w Narodowym Banku Polskim proszę o udostępnienie informacji objętych tajemnicą bankową, o obrotach i stanach środków pieniężnych (gotówkowych i bezgotówkowych) Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego”.
Drugim powodem, który przelał czarę goryczy było zaś spotkanie u premiera. To jednak nie miał być koniec w rozprawieniu się z niewygodnym kontrolerem NIK-u. 18 czerwca podczas większego spotkania Falzmann gorzej się poczuł, a dzień później po trafieniu do szpitala zmarł. Oficjalną przyczyną śmierci 37-latka miał być zawał serca. Tak wspominał to Kornel Mazowiecki, który towarzyszył Falzmannowi w jego ostatnich dniach:
„Zawiozłem Michała do szpitala, ponieważ źle się poczuł na spotkaniu, na którym razem byliśmy. Podczas drogi opowiadał o swoich ustaleniach, wymieniał nazwiska ludzi, którzy czerpali profity z FOZZ. Po przyjęciu do szpitala byłem u niego na drugi dzień – czuł się dużo lepiej i byłem przekonany, że będzie dobrze. Gdy kilka godzin później dowiedziałem się, że nie żyje, nie mogłem w to uwierzyć„
Żona Michała Falzmanna Izabella została od razu po jego śmierci wszelkimi sposobami namawiana by nie przeprowadzać sekcji zwłok. Ta w szoku przystała na nalegania lekarzy, którzy zarzekali się, że śmiercią był zawał.
Następnego dnia Michała Falzmanna odwołano. Pierwszym powodem miało być wysłanie przez niego pisma do Narodowego Banku Polskiego o treści:
”Działając na podstawie upoważnienia nr 01321 z dnia 27 maja 1991 r. Najwyższej Izby Kontroli do przeprowadzenia kontroli w Narodowym Banku Polskim proszę o udostępnienie informacji objętych tajemnicą bankową, o obrotach i stanach środków pieniężnych (gotówkowych i bezgotówkowych) Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego”.
Drugim powodem, który przelał czarę goryczy było zaś spotkanie u premiera. To jednak nie miał być koniec w rozprawieniu się z niewygodnym kontrolerem NIK-u. 18 czerwca podczas większego spotkania Falzmann gorzej się poczuł, a dzień później po trafieniu do szpitala zmarł. Oficjalną przyczyną śmierci 37-latka miał być zawał serca. Tak wspominał to Kornel Mazowiecki, który towarzyszył Falzmannowi w jego ostatnich dniach:
„Zawiozłem Michała do szpitala, ponieważ źle się poczuł na spotkaniu, na którym razem byliśmy. Podczas drogi opowiadał o swoich ustaleniach, wymieniał nazwiska ludzi, którzy czerpali profity z FOZZ. Po przyjęciu do szpitala byłem u niego na drugi dzień – czuł się dużo lepiej i byłem przekonany, że będzie dobrze. Gdy kilka godzin później dowiedziałem się, że nie żyje, nie mogłem w to uwierzyć„
Żona Michała Falzmanna Izabella została od razu po jego śmierci wszelkimi sposobami namawiana by nie przeprowadzać sekcji zwłok. Ta w szoku przystała na nalegania lekarzy, którzy zarzekali się, że śmiercią był zawał.
Śmierć Falzmanna nie doprowadziła jednak do zawieszenia kontroli, która zakończyła się przygotowaniem szczegółowego raportu, który ogłosić zaś miał w sejmie prezes NIK Walerian Pańko. Nagle zginął on jednak 7 października na kilka dni przed w drodze do Warszawy w "wypadku samochodowym", który jednak przeżyła jego żona i kierowca BOR-u. Oficjalną przyczyną kraksy i zgonu Pańki był błąd podczas wyprzedzania, jednak ci którzy przeżyli mówili o wybuchu w momencie uderzenia po stronie, gdzie siedział Pańko. Za winnego oskarżono kierowcę BOR-u, który po krótkiej odsiadce został ułaskawiony przez Prezydenta Kwaśniewskiego, by niecały rok później nagle "popełnić samobójstwo". W wyniku nieszczęśliwego wypadku poprzez utonięcie na rybach w głębokiej na 70 cm sadzawce zginęło również dwóch policjantów, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce wypadku.
W międzyczasie raport NIK-u doprowadził do wszczęcia śledztwa w Warszawskiej Prokuraturze, a postępowaniem kierował prokurator Janusz Kalwas. W wyniku tego postawiono zarzuty Żemkowi i Chim, którzy trafili do aresztu, jednak wyszli z niego już po dwóch latach. W lutym 1993 r. do warszawskiego sądu trafił akt oskarżenia w sprawie FOZZ-u. Objął on Grzegorza Żemka, Janinę Chim, byłego wiceministra finansów Janusza Sawickiego, byłego dyrektora departamentu zagranicznego w Ministerstwie Finansów Jana Boniuka, byłego prezesa Narodowego Banku Polskiego Grzegorza Wójtowicza i znanego wówczas dealera samochodowego Krzysztofa Komornickiego. We wrześniu 1993 r. sąd jednak odesłał sprawę prokuraturze do uzupełnienia, zalecając m.in. sporządzenie opinii biegłych, co odsunęło sprawę, aż o pięć lat, a winni dalej w międzyczasie robili swoje interesy. W tym czasie nagle w wypadku samochodowym zginęła kolejna osoba, która dużo wiedziała o aferze. Ofiarą był Jacek Sz., który był podejrzany w całej aferze.
W międzyczasie raport NIK-u doprowadził do wszczęcia śledztwa w Warszawskiej Prokuraturze, a postępowaniem kierował prokurator Janusz Kalwas. W wyniku tego postawiono zarzuty Żemkowi i Chim, którzy trafili do aresztu, jednak wyszli z niego już po dwóch latach. W lutym 1993 r. do warszawskiego sądu trafił akt oskarżenia w sprawie FOZZ-u. Objął on Grzegorza Żemka, Janinę Chim, byłego wiceministra finansów Janusza Sawickiego, byłego dyrektora departamentu zagranicznego w Ministerstwie Finansów Jana Boniuka, byłego prezesa Narodowego Banku Polskiego Grzegorza Wójtowicza i znanego wówczas dealera samochodowego Krzysztofa Komornickiego. We wrześniu 1993 r. sąd jednak odesłał sprawę prokuraturze do uzupełnienia, zalecając m.in. sporządzenie opinii biegłych, co odsunęło sprawę, aż o pięć lat, a winni dalej w międzyczasie robili swoje interesy. W tym czasie nagle w wypadku samochodowym zginęła kolejna osoba, która dużo wiedziała o aferze. Ofiarą był Jacek Sz., który był podejrzany w całej aferze.
Kolejny akt oskarżenia został ponownie przesłany do sądu dopiero 16 stycznia 1998 r. Na ławie oskarżonych zasiedli: Grzegorz Żemek, Janina Chim, Janusz Sawicki oraz biznesmeni Zbigniew Olawa, Dariusz Przywieczerski, Krzysztof Komornicki i Irena Ebbinghaus.
Postępowanie sądowe rozpoczęło się w 2000 roku, a kierować nią miała sędzia Barbara Piwnik - jedna z najlepszych. Wszystko zawieszeniu uległo jednak znów w 2001 r., kiedy to sędzia Piwnik została nagle powołana przez Leszka Millera na ministra sprawiedliwości. Jej miejsce zajął sędzia Andrzej Kryże - stary sędzia z czasów PRL-u, odpowiedzialny za wyroki na działaczach opozycji (jego ojcem był sędzia Roman Kryże, który m.in. skazał Witolda Pileckiego na karę śmierci).
Sprawa ponownie ruszyła we wrześniu 2002 r. by ciągnąć się przez kolejne 3 lata. Oskarżeni nie stawiali się na rozprawy, składano coraz to nowe wnioski dowodowe, wnioskowano o przekładanie terminów posiedzeń. Dopiero 29 marca 2005 r. wydano nieprawomocny wyrok sądu pierwszej instancji, skazujący oskarżonych na kary więzienia i grzywny. Grzegorz Żemek, któremu zarzucono zagarnięcie 41,9 mln dolarów, 9,5 mln marek niemieckich, 125 tys. franków belgijskich oraz 47,5 tys. zł został skazany na 9 lat i 720 tys. zł grzywny oraz nakazano mu „naprawienie szkody”. Janina Chim, której zarzucono rozporządzanie środkami na cele niezwiązane z FOZZ (m.in. na kupno mieszkania) w łącznej wysokości 3,8 mln dolarów, została skazana na 6 lat i 500 tys. zł grzywny. Z kolei Dariusz Przywieczerski, któremu zarzucono zagarnięcie na szkodę FOZZ 500 tys. dolarów, otrzymał wyrok 3,5 roku więzienia.
Postępowanie sądowe rozpoczęło się w 2000 roku, a kierować nią miała sędzia Barbara Piwnik - jedna z najlepszych. Wszystko zawieszeniu uległo jednak znów w 2001 r., kiedy to sędzia Piwnik została nagle powołana przez Leszka Millera na ministra sprawiedliwości. Jej miejsce zajął sędzia Andrzej Kryże - stary sędzia z czasów PRL-u, odpowiedzialny za wyroki na działaczach opozycji (jego ojcem był sędzia Roman Kryże, który m.in. skazał Witolda Pileckiego na karę śmierci).
Sprawa ponownie ruszyła we wrześniu 2002 r. by ciągnąć się przez kolejne 3 lata. Oskarżeni nie stawiali się na rozprawy, składano coraz to nowe wnioski dowodowe, wnioskowano o przekładanie terminów posiedzeń. Dopiero 29 marca 2005 r. wydano nieprawomocny wyrok sądu pierwszej instancji, skazujący oskarżonych na kary więzienia i grzywny. Grzegorz Żemek, któremu zarzucono zagarnięcie 41,9 mln dolarów, 9,5 mln marek niemieckich, 125 tys. franków belgijskich oraz 47,5 tys. zł został skazany na 9 lat i 720 tys. zł grzywny oraz nakazano mu „naprawienie szkody”. Janina Chim, której zarzucono rozporządzanie środkami na cele niezwiązane z FOZZ (m.in. na kupno mieszkania) w łącznej wysokości 3,8 mln dolarów, została skazana na 6 lat i 500 tys. zł grzywny. Z kolei Dariusz Przywieczerski, któremu zarzucono zagarnięcie na szkodę FOZZ 500 tys. dolarów, otrzymał wyrok 3,5 roku więzienia.
Minął zaledwie miesiąc od wyroku, gdy już pierwsze uległy przedawnieniu. Wyrok Ireny Ebbinghaus (2,5 roku więzienia i 195 tys. zł grzywny) i Krzysztofa Komornickiego (2 lata więzienia i 320 tys. zł grzywny) został uznany za niebyły. Byli oni oskarżeni o przywłaszczenie wspólnie z Żemkiem 3 mln marek i 1,5 mln dolarów. Dalej pozostają wolni.
Pozostali, czując się bezkarnie postanowili zaskarżyć swoje wyroki, do czego przychylił się Sąd Apelacyjny, który zmniejszył kary: Grzegorzowi Żemkowi wymierzył 8 lat i 5 tys. zł grzywny; Chim – 5 lat i 5 tys. zł grzywny, a Przywieczerskiemu – 3 lata i 6 mies. więzienia. Tu jednak pojawił się problem z tym ostatnim, bowiem Przywieczerski zniknął w 2006 r. z kraju. Wystawiono za nim międzynarodowy list gończy, a rok później po odkryciu jego miejsca pobytu, wystosowano do władz USA wniosek o ekstradycję. Nastąpiło wtedy dziwne przedłużanie formalności ze strony władz Stanów i dopiero we wrześniu 2018 r. ścigany przyleciał do Polski i został osadzony w areszcie.
Pozostali, czując się bezkarnie postanowili zaskarżyć swoje wyroki, do czego przychylił się Sąd Apelacyjny, który zmniejszył kary: Grzegorzowi Żemkowi wymierzył 8 lat i 5 tys. zł grzywny; Chim – 5 lat i 5 tys. zł grzywny, a Przywieczerskiemu – 3 lata i 6 mies. więzienia. Tu jednak pojawił się problem z tym ostatnim, bowiem Przywieczerski zniknął w 2006 r. z kraju. Wystawiono za nim międzynarodowy list gończy, a rok później po odkryciu jego miejsca pobytu, wystosowano do władz USA wniosek o ekstradycję. Nastąpiło wtedy dziwne przedłużanie formalności ze strony władz Stanów i dopiero we wrześniu 2018 r. ścigany przyleciał do Polski i został osadzony w areszcie.
Za FOZZ-em ciągną się jeszcze kolejne tajemnicze zgony, które miały miejsce w międzyczasie i są powiązane z tą sprawą. W 2000 roku popełnił samobójstwo Ireneusz Sekuła, który miał oficjalnie sam do siebie strzelić 3 razy. Był on również powiązany z defraudacją pieniędzy w FOZZ. W 2006 roku śmiertelnie pobity został zaś były pracownik NIKu Anatol Lawina, który był w posiadaniu dużej ilości informacji, które przekazał mu jeszcze Falzmann i Pańko. Sprawców nie ustalono.
Rozprawiano się także z tymi, którzy pisali o aferze prawdę. Przekonali się o tym autorzy książki ,,Via Bank i FOZZ" Mirosław Dakowski i Jerzy Przystawa, gdzie pierwszemu z nich przysyłano pogróżki i zadźgano psa. Wydawca tej książki - Marcin Dybowski, został zatrzymany bez powodu na 48 godzin przez policję, a w tym czasie z jego samochodu zginęły ważne dokumenty. Innym razem samochód, którym przewoził książki, został spalony, a on sam cudem uniknął ciężkich obrażeń. Dziennikarz Piotr Bączek, który na początku lat 90. publikował artykuły śledcze na temat afery FOZZ, został napadnięty i pobity przez „nieznanych sprawców”. Co ciekawe, przez wiele lat jedynym skazanym w sprawie FOZZ był redaktor Andrzej Krasnowolski, który w tygodniku „Spotkania” opublikował cykl artykułów odsłaniających kulisy afery FOZZ. By to zablokować, ludzie związani z aferą – m.in. Grzegorz Żemek i Janina Chim – skierowali przeciwko publicyście sprawę do sądu i ten został prawomocnie skazany.
Rozprawiano się także z tymi, którzy pisali o aferze prawdę. Przekonali się o tym autorzy książki ,,Via Bank i FOZZ" Mirosław Dakowski i Jerzy Przystawa, gdzie pierwszemu z nich przysyłano pogróżki i zadźgano psa. Wydawca tej książki - Marcin Dybowski, został zatrzymany bez powodu na 48 godzin przez policję, a w tym czasie z jego samochodu zginęły ważne dokumenty. Innym razem samochód, którym przewoził książki, został spalony, a on sam cudem uniknął ciężkich obrażeń. Dziennikarz Piotr Bączek, który na początku lat 90. publikował artykuły śledcze na temat afery FOZZ, został napadnięty i pobity przez „nieznanych sprawców”. Co ciekawe, przez wiele lat jedynym skazanym w sprawie FOZZ był redaktor Andrzej Krasnowolski, który w tygodniku „Spotkania” opublikował cykl artykułów odsłaniających kulisy afery FOZZ. By to zablokować, ludzie związani z aferą – m.in. Grzegorz Żemek i Janina Chim – skierowali przeciwko publicyście sprawę do sądu i ten został prawomocnie skazany.
Mimo śledztw i wyroków, ci którzy dorobili się na FOZZ-ie czuli i czują się dalej bezkarnie. Jest to związane, choćby z tym, że w całą sprawę były zaangażowane również służby bezpieczeństwa. Wiele nowych informacji i dowodów w sprawie afery FOZZ wniosło opublikowanie raportu z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych, których autorem był ośmieszany do dziś Antoni Macierewicz (ten sam, który odpowiadał za opracowanie listy tajnych współpracowników SB i UB za czasów rządu Olszewskiego). Raport ujawnił nieznane wcześniej przepływy finansowe z FOZZ, osoby zaangażowane w aferę, a przede wszystkim związki Grzegorza Żemka z komunistycznymi służbami wojskowymi, podobnie jak innych „udziałowców” FOZZ.
Oprócz tych z zarządu FOZZ-u, tych którzy się dorobili i tych którzy wiedzieli, a nie powiedzieli trzeba również w ławie oskarżonych postawić tych, którzy oficjalnie powinni to kontrolować. Chodzi tu o członków rządów, a zwłaszcza ówczesnych ministrów finansów tj. Andrzeja Wróblewskiego, a następnie Leszka Balcerowicza.
Faktem jest jedno, sprawa FOZZ-u nie została tak naprawdę przebadana finalnie do dziś, a osoby w nią zamieszane nie zostały należycie lub w ogóle skazane na odpowiednie kary. Pieniądze, które wyprowadzono dzięki FOZZ m.in.: sfinansowały wiele zagranicznych firm na całym świecie, doprowadziły do rozwinięcia się dzisiejszych partii na co są dowody, opłaciły kampanie polityków, rozwinęły majątki najbogatszych dziś ludzi w Polsce, rozwinęły się stacje telewizyjne, itd. Co ciekawe, sam Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego funkcjonował jako Instytucja w likwidacji do końca 2014 r. generując przy tym koszty utrzymania obciążających Polaków na kwotę 1 miliona złotych rocznie.
Źródła:
https://historia.org.pl/2019/07/12/afera-fozz-matka-wszystkich-afer/
Dakowski M. Przystawa J., „Via Bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski”, 1992 r.
„Cała prawda o FOZZ…”, nik.gov.pl
„Oszołom”, 1995, reż. Jerzy Zalewski
Oprócz tych z zarządu FOZZ-u, tych którzy się dorobili i tych którzy wiedzieli, a nie powiedzieli trzeba również w ławie oskarżonych postawić tych, którzy oficjalnie powinni to kontrolować. Chodzi tu o członków rządów, a zwłaszcza ówczesnych ministrów finansów tj. Andrzeja Wróblewskiego, a następnie Leszka Balcerowicza.
Faktem jest jedno, sprawa FOZZ-u nie została tak naprawdę przebadana finalnie do dziś, a osoby w nią zamieszane nie zostały należycie lub w ogóle skazane na odpowiednie kary. Pieniądze, które wyprowadzono dzięki FOZZ m.in.: sfinansowały wiele zagranicznych firm na całym świecie, doprowadziły do rozwinięcia się dzisiejszych partii na co są dowody, opłaciły kampanie polityków, rozwinęły majątki najbogatszych dziś ludzi w Polsce, rozwinęły się stacje telewizyjne, itd. Co ciekawe, sam Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego funkcjonował jako Instytucja w likwidacji do końca 2014 r. generując przy tym koszty utrzymania obciążających Polaków na kwotę 1 miliona złotych rocznie.
Źródła:
https://historia.org.pl/2019/07/12/afera-fozz-matka-wszystkich-afer/
Dakowski M. Przystawa J., „Via Bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski”, 1992 r.
„Cała prawda o FOZZ…”, nik.gov.pl
„Oszołom”, 1995, reż. Jerzy Zalewski