Kawalerski w Tajlandii
1 1

15
Tajlandia, rok... nie pamiętam, to był ostry okres chlania, ćpania i dupczenia tajlandzkich piękności. Moi kumple prześcigali się w zaliczaniu panienek. Minęły dwa miesiące odkąd wyjechaliśmy na kawalerski z przyszłym panem młodym. Niestety po pierwszych dwóch tygodniach przesadził z tutejszą kuchnią i zmarł w potwornych konwulsjach. Te dwa, a może trzy miesiące to była żałoba po utracie kolegi. Ale melanż kiedyś się kończy. Postanowiliśmy wrócić. Miał zostać tylko Adam i Michał. Wróciliśmy do Polski. No nie powiem, że to był błąd, ale pierwsze dwa miesiące to była ostra depresja. Szukaliśmy pracy, bezskutecznie. W głowach nam szumiało, a przyrodzenia przyzwyczajone do ruchania nie chciały opadać. Panowie... wracamy. Telefon do Michała. Stary szykuj nam kwaterę. Adam podobno się zapodział, ale to nie byłby jego pierwszy raz. Lecimy w melanż, alko, koks, piguły, amfa, a nawet narkotyki. Panienki - najlepsze. Jedna szczególnie wpadła nam w oko. W amoku alkoholowo-narkotykowym postanowiliśmy wziąć ją na 4 baty. Ubraliśmy kowbojskie kapelusze i po amerykańsku szprechamy do niej, czy nie pójdzie z nami na rodeo. Zgodziła się. Piotr zaczął pierwszy od tyłu zwiedzać jej czekoladę, Paweł z przodu pucował jej zęby. Położyłem się pod nią, aby wejść w jej komnatę tajemnic. A co kurwa tu zwisa?! O ja pierdole. Michał kurwa zapalaj światło! Minuta ciszy. O kurwa chłop panowie. Słysząc nasz polski bałkot odzywa się nasza "tajlandzka piękność": Ja pierdole chłopaki, ale się porobiło. To był nasz zaginiony kumpel Adam.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+73

No i wylądował

18
00:00
00:00
Download
1000
1000
400
100
+33
0.14149212837219