Myśli spisane na papierku od pomarańczowych Chesterfieldów vol. 1

16
Jako, że telewizora używam rzadko, a w zasadzie prawie nigdy, jednym z moich domyślnych kanałów informacyjno-rozrywkowych jest YouTube. Jasne, można narzekać, że pełen gówna, że premium, że lewactwo i tak dalej. Spoko, doskonale to rozumiem. Niemniej nieraz można trafić tam na warte uwagi kanały bądź materiały. Jednym z nich jest kanał nazywający się Dama Kier, o historiach typu true crime albo różnych mrocznych wydarzeniach z internetu. Wiecie o jaki typ treści mi chodzi.

No i ostatnio wspomniana babka wrzuciła na kanał następujacy filmik:
Skrót dla tych, którym nie chce się oglądać przez ponad 40 minut:
Materiał opowiada o ludziach, którzy z powodu zaburzeń psychicznych pragną się okaleczyć. Ale nie żyletką czy scyzorem jak jakieś emo, ale na przykład stracić nogę, rękę bądź wzrok.

I teraz pewnie niejeden szanujący się dzidowiec bądź dzidówka zapyta:
,,Typie, a co mnie obchodzą jakieś osoby z zaburzeniami, ja sam/sama mam swoje życie, krzyżyk im na drogę"

Pozornie słuszna uwaga.

Sęk w tym że nie do końca.
To co szczególnie mnie zainteresowało, to fakt, iż ludzie z grupy trans-abled pragną, aby uznać ich za kawałek społęcnzości LGBTresztaklawiatury. Oczywiście dotychczasowi członkowie społeczności się przeciwko temu buntują, jednak to nie jest istotne z punktu widzenia moich rozważań.

To co natomiast jest istotne, to mechanizm zyskiwania przez to zjawisko popularności. Pierwszy przypadek jest dość stary ( zanotowano go w XVIII wieku, co nie znaczy, że nie mogło być ich wcześniej), a w momencie, w którym zrobiło się o nim głośno, pojawiły się kolejne. Z dzisiejszej perspektywy było ich niewiele, ale liczba powolutko rosła, aż w końcu mamy obecny, znacznie wyższy niż pierwotnie poziom. I teraz, po co ja o tym mówię? Z dwóch powodów.
Po pierwsze, bardzo podobny mechanizm miał miejsce w przypadku zachowań takich jak homoseksualizm, biseksualizm czy transseksualizm. Oczywiście poziom szkodliwości społecznej jest kompletnie inny, plus patrzenie na relacje osób tej samej płci był przez wieki mocno zróżnicowany, w zależności od miejsca i kultury. Mimo wszystko jednak choć są to zjawiska stare, pozostawały mocno niszowe, w strefie tabu.

Przełom nastąpił według mnie w XX wieku w ramach prądów myślowych takich jak postmodernizm. Jasne, ruchy postulujące ,,walkę z ciemnogrodem i wszelkimi tabu" pojawiały się już wcześniej, chociażby pod postacią oświecenia. Różnica jednak polega na tym, że zawsze proponowały jakąś alternatywę. Postmodernizm natomiast zakładał dekonstrukcję istniejącego porządku i odkrywanie wszelakich tabu, nie proponując jednak nic w zamian ani nie myśląc, czy prawda aby na pewno była pogrzebana bez powodu. Efektem tego było między innymi społeczne zauważenie zjawisk, jakimi są chociażby inne orientacje seksualne. Po licznych perypetiach, bójkach z policją, przepychankach w polityce etc. doszliśmy ostatecznie do etapu, w którym bycie homo, bi czy trans jest nie tylko mniej lub bardziej społecznie akceptowalne, ale też staje się swoistym trendem. Na portalach takich jak chociazby tik tok bez problemu możemy znaleźć chociażby filmiki z nastolatkami przypinającymi sobie nietypowe identyfikacje seksualne bądź chorobowe, często  celem wyżebrania atencji bądź znalezienia akceptacji.
I tu do akcji wkracza lewica, często używająca argumentu ,,haha, prawaki, to nie jest tak że młodzież zamienia się w tęczowych. Ona zawsze taka była, tylko teraz nie musi się ukrywać". No właśnie moim zdaniem nie do końca. Tu wracamy do wspomnianego na początku materiału. Według mnie ludzie z zaburzeniami seksualności, identyfikowania się ze swoim ciałem etc. jak najbardziej istnieli wcześniej. Tylko że wtedy nie mieli wokół siebie nikogo, kto utwierdzałby ich w przekonaniu, że to z nimi jest wszystko w porządku a to otoczenie jest złe. Czy ktoś robi to ze szczerego serca czy z interesu, nie wiem, nie osądzam, zapewne oba są w jakimś stopniu prawdziwe. Internet jeszcze bardziej ułatwił ludziom z zaburzeniami kontaktowanie się, łączenie w grupy i organizowanie sobie nawzajem ,,pomocy" nawet poza prawem.

I to właśnie tu kryje się moim zdaniem problem. W internecie. Nie zamierzam teraz rzucać jakimś boomerskim tekstem typu ,,kąkuter zuy, technologia zua". Nie. Ona nie jest zła. Nie jest też dobra. Ona po prostu jest. A opisane przeze mnie zjawisko mimowolnej promocji zaburzeń, od stosunkowo nieszkodliwych społecznie po takie mogące skutkować realną fizyczną krzywdą to tylko jeden ze skutków ubocznych jego istnienia, jakich ludzie nie przewidzieli.
Czy można z tego wyciągnąć jakieś wnioski?

Owszem.

Pierwszy z nich jest w sumie dość oczywisty+. Nie dawajcie pociechom smartfona ani komputeraz z dostępem do internetu dopóki nie będą miały tak z 11-13 lat. Zwykła klawiaturówka też dzwoni. Sam jako gówniarz narzekałem na rodziców że dali mi smartfona dopiero w wieku 13 lat, przez co nie umiałem korzystać z internetu, sieci, social mediów itd. Ale po czasie uważam, że jednak mieli rację. Wiedzę łatwo można nadrobić, a w wieku kilkunastu lat mamy już ukształtowaną podstawę kręgosłupa moralno społecznego i umiemy jakoś sobie radzić zarówno w prawdziwym, jak i komputerowym świecie.

Drugi jest dużo bardziej mroczny i pesymistyczny. Nie zatrzymamy przenikania i swoistej popularyzacji coraz to nowych zaburzeń do strefy publicznej. Czy to psychopatia (w końcu Amerykanie mają poważny problem z idolizowaniem przestępców, patrz chociażby przebieranie dzieci za Dahmera na Halloween w okolicach premiery serialu o nim), czy zaburzenia seksualne. Nie wygramy z tym łatwo, bo ułatwienie komunikacji wszystkim ludziom było jednym z podstawowych założeń internetu, jest częścią jego DNA. Co natomiast możemy, to potępiać potencjalnie szkodliwe społecznie ruchy i zjawiska, zgłaszać podejrzane strony lub organizacje do moderatorów wszelkich serwisów żeby choć spróbować spowolnić ich marsz. Ponadto trzeba bardzi pilnować, aby nasze potomstwo nie miało z takimi ludźmi konkatku, zwłasza, jeżeli ma problemy. Nie jestem homofobem, bifobem czy kim tam jeszcze, jest mi idealnie obojętne co kto robi w alkowie. Ale jeżeli ktoś może namawiać do okaleczania się, czy to poprzez tranzycję czy też obcięcie sobie kończyny, jest to człowiek niebezpieczny. Niekoniecznie zły, ale na pewno niebezpieczny.

A na koniec pamiętajcie.

Jeżeli chcecie przerwać jakieś tabu, zastanówcie się kilka, kilkanaście razy czy faktycznie istnieje ono bez powodu.
Zapraszam do dyskusji, wytykania błędów i czego tam jeszcze. Jeżeli wam się spodobało, dajcie znać, może napiszę coś jeszcze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.14003801345825