Dzień dobry,
na wstępnie pragnę zaznaczyć, że wolałbym żeby to w ogóle nie wchodziło i ceny mieszkań wtedy możliwe, że spadłyby do wartości, na które przecietny Kowalski moze sobie pozwolić. Jednak wszyscy wiemy, że sytuacja na rynku mieszkalnym nie ulegnie poprawie, a po tym kredycie, to jedynie pogorszeniu, więc reasumując - weźmiesz kredyt bezpieczny i jakoś go spłacisz tam po 30latach albo nie będziesz miał mieszkania wcale.
Chciałbym zapytać w takim razie Was Panowie, może jakieś Panie, jak zapatrujecie się w ten nowy przyszły kredyt? Podobno ma wejść w drugim kwartale, że bariera dla singla to 10k brutto, po przekroczeniu dostajemy mniej dopłaty "złotówka za złotówkę", czyli jak np. zarabiam 10500 brutto to odejmną nam 500zł z dopłaty, dopłata na singla to 200k, możemy zaciągnąć więcej, ale to już będzie podlegało swojemu własnemu oprocentowaniu, nie temu rządowemu. Dla singla oprocentowanie to 1,5%, dla kredytu z dopłaty, czyli 200k.
No i tak, wchodzi kredyt (niewiadomo czy wejdzie, ale załóżmy, że tak) ceny mieszkań idą ponownie kurewsko w górę, jeśli nie chcemy brać kredytu rządowego to pozostaje nam kredyt z jakiegoś innego źródła, a ten z kolei już nie jest tak korzystny. Jeśli nie bierzemy kredytu to możemy się pocalować w dupę, bo nie wiem jak Wy, ale ja nie mam luźnych pół milniona na mieszkanie. Zadłużamy się na te 400k, bo moim zdaniem taniej w małym mieście nie znajdziemy nic godnego uwagi, przy dobrych wiatrach na ~20lat to spłacimy. Czy jest w ogóle sens? Dajcie znać co o tym myślicie, jeśli już macie mieszkania to dajcie znać co Wy byście zrobili w tym momencie, gdyby przyszło Wam coś szukać? Jak już to kupowac jakies mieszkanie do kogoś, nowe od developera czy może jakieś do remontu? Może by lepiej jebać to, kupić działkę i zacząć samemu stawiać?