Płakały drzewa, niebo płakało,
Dziś jest historią to co się stało.
Czy ktoś pamięta rzeź niewiniątek,
Mord banderowców dał jej początek. Popatrz tatusiu- czy to sąsiedzi?
Tata nie zdążył dać odpowiedzi.
Do domu wpadła banda Bandery,
Głowę przecięło ostrze siekiery.
Nastał krzyk żony, dzieci płakały,
Lecz co ich czeka to nie wiedziały.
Takie niewinnie, życia spragnione,
Śmiercią męczeńską zamordowane.
Pierwsza w kolejce, dziewczynka mała,
Na nic się zdało że tak płakała.
A banderowcy zabawę mieli,
Najpierw paluszki, wszystkie obcięli;
Dziecię piszczało, oddech zapiera,
Gdy twarz ćwiartował, straszny bandera. Takich boleści nie wytrzymało,
Biedne dzieciątko życie oddało.
Następny chłopak z ogromnym krzykiem,
W ręku oprawcy z jego językiem.
Też musiał doznać wiele katuszy,
Gdy obcinano mu nos i uszy.
Zakończył życie po wielkiej męce,
Teraz już z siostrą idą za ręce.
Choć już promienni, lecz jeszcze smutni,
W domu zostali, sprawcy okrutni.
Czekają jeszcze na brata swego,
choć tak niedawno, urodzonego.
Płakał jak zawsze, bez świadomości,
Choć ból miał wielki łamanych kości.
Nie płacz dzieciątko, zaraz się skończy,
Z siostrą i bratem znów cię połączy.
Małe serduszko, już bić przestało,
Gdy o podłogę się roztrzaskało.
Śmiercią męczeńską, poszła gromadka,
Na koniec jeszcze została matka.
Ona już wiele się nacierpiała,
Śmierć własnych dzieci i męża widziała.
Najpierw zgwałcili, oczy wykłuli,
Jeszcze na koniec jej brzuch rozpruli.
W krwawym potoku, gdy tak leżała,
Jako ostatnia, życie oddała.
Chodźcie dzieciątka - mężu kochany,
Razem pójdziemy w niebieskie łany,
I jeszcze wielu do nas dołączy okrutnym Mordem swe życie skończy.
Dziś pamiętajmy z Wołynia ludzi,
Gdy w naszych sercach rozpacz się budzi,
Żyć w innym czasie to szczęście mamy,
Lecz czy my wszyscy ich pamiętamy?