Dzidki, prośba o ocenę ;)

11
Siema, jeśli nie masz czasu, scrolluj dalej (sam kazałem już sobie wypierdalać). Jeśli jednak lubisz straszne opowieści, będę wdzięczny za ocenę początku opowiadania:


Znacie pewnie to uczucie, które każdy z nas miał za dziecięcych lat- Ten strach, że zaraz spod łóżka wyjdzie jakaś łapa i chwyci was za stopę. Szczelnie odkrywacie się kołdrą, żeby się przed tym uchronić. Ja nie miałem kołdry. 



Nie wiem, czy wam też, ale mnie zawsze się wydawało, że coś na mnie patrzy zza okna od pięciu minut. Bałem się podnieść wzrok. Co by było, gdybym za szybą zobaczył lewitujący, odcięty łeb swini? Łeb, który się na mnie patrzy. 



Nie wiem dlaczego, ale z czasem po prostu się wyrasta z takich myśli. Ja akurat wyrosłem z nich dopiero w wieku 16 lat. Chyba stosunkowo późno, nie? Zacząłem się bać innych rzeczy. Poważniejszych. Brak pieniędzy, samotność, strach przed odpowiedzią ustną w szkole, albo nawet lęk przed głupim pierwszym dniem w pracy. No cóż- w tamtej chwili leżałem spocony ze strachu, bo dziecięce myśli powróciły. I stały się wszystkie... Realne.



Oto za oknem stoi coś na kształt ogromnej, włochatej małpy z kopytami i rogami. W ciemności wygląda to naprawdę... Imponująco. I naprawdę strasznie, rzecz jasna. 



-To tylko wytwór Twojego umysłu. To tylko wytwór Twojego zasranego umysłu. - powtarzasz do siebie cichutko, żeby diabeł nie usłyszał. 



-Co? Mówiłeś coś? Widzisz tego diabła, co stoi za oknem?- pyta przerażony Piotrek.

-No. To tylko wytwór... Naszych umysłów. 

-No. 



Istnieje cienka granica między realnym, a mitycznym. W tym świecie możliwe jest zobaczenie świecących kul gazu oddalonych od nas o miliardy kilometrów za sprawą podniesienia głowy. Więc wszytko jest chyba możliwe. Granica między jawą, a snem, jest niezauważalna. Nie wiemy, kiedy ją przekraczamy.  Ta granica dla mnie kompletnie zanikła. 



-Powiedz mu, żeby poszedł mi po szlugi. - śmieje się przyjaciel, zaciskając mocniej oczy, żeby tylko na niego nie patrzeć. 



-He. He. - mnie jakoś teraz nie jest do śmiechu. Nie mam pojęcia, dlaczego.
0.043208122253418