Dystymia czyli łągodna przewlekła depresja
Wiedza
4 l
27
Parę razy wspominając o tym pod dzidami osoby pytały mnie o co dokładnie z tym chodzi, a jako że (mam nadzieję) przyszły psycholog chcę pomagać ludziom, uznałem że dodam tutaj posta w którym opiszę przypadłość która według mnie, dolega dużej części naszej społeczności. A więc do rzeczy. "Dystymia - typ depresji charakteryzujący się przewlekłym (trwającym minimum 2 lata lub dłużej) obniżeniem nastroju o przebiegu łagodniejszym niż w przypadku depresji endogennej." Co to oznacza, że przebieg łagodniejszy? Otóż, typowa depresja którą może zdiagnozować psychiatra bądź terapeuta, z reguły objawia się na dwa sposoby. Jest przebieg łagodny, czyli chodzimy przybici, nie mamy siły żeby robić rzeczy które kiedyś sprawiały nam przyjemność, nic nas nie cieszy itp itd, oraz przebieg ciężki, którego głównym objawem jest niemożność wyjścia z łóżka. Czemu więc dystymia oraz depresja o przebiegu łagodnym to nie to samo? W przypadku depresji o przebiegu łagodnym, okres takiego samopoczucia jest znacznie krótszy. Mówi się że jest to minimum 2/3 tygodnie, przy czym warto zaznaczyć że w tym przypadku, pogorszenie nastroju jest praktycznie zauważalne gołym okiem. Stąd też dużo prościej jest leczyć i pomagać osobom z łagodną bądź ciężką depresją, ich jest w stanie odsiać od reszty społeczeństwa każdy bardziej ogarnięty specjalista. Z dystymią nie jest już tak prosto, ponieważ okres obniżonego samopoczucia to MINIMUM 2 lata, a u niektórych może trwać to nawet kilka dekad. Osoba z dystymią może tak bardzo przywyknąć do bycia "przybitym" że nawet nie widzi z tym większego problemu, uznaje to po prostu za swój charakter albo cechę wrodzoną, i nie szuka pomocy bo po co, skoro nie ma potrzeby? Ale potrzeba jest bo nawet jeśli osoba chora nie ma problemu z życiem z dystymią, otoczenie takiej osoby już ma i to spory. Niektórzy będą musieli to sobie wyobrazić, dla innych codzienność ale spójrz na to w ten sposób drogi dzidowcu. Wstajesz rano, nie czujesz szczęścia że to nowy piękny dzień i tyle możesz w nim osiągnąć, nie czujesz smutku że musisz iść do pracy. Po prostu wstajesz, idziesz zaspokoić swoje potrzeby fizjologiczne i idziesz do pracy. Nie masz ochoty zabić szefa bo Ci podniósł ciśnienie, Twoi współpracownicy równie dobrze mogliby dostać zawału w Twojej obecności i nie miało by to dla Ciebie znaczenia. Wracasz do domu, jesz obiad, siadasz na tron, i tak sobie myślisz czy pójść spać czy odpalić Netflixa/Steama i siedzieć tak aż nie pójdziesz spać. Nie odczuwasz smutku, szczęścia, żalu, jedynie negatywne emocje jako reakcja na sytuację która nie poszła po Twojej myśli (np korek albo rozlane piwo). Nie masz żadnych ambicji i nie odczuwasz rozczarowania, no bo przecież jak można się czymś rozczarować jeśli nie masz żadnych oczekiwań od życia? Żyjesz na autopilocie, pusty w środku, niezdolny do odczuwania absolutnie niczego poza gniewem lub złością. Żyjesz tak od wypłaty do wypłaty, bo wolisz takie życie niż alternatywę jaką jest samobójstwo. W końcu wiele osób uzna że lepsze jest jakieś życie niż jego brak. Jeśli doczytałeś do końca i myślisz że możesz się z tym borykać, nie bój się reakcji znajomych czy rodziny, udaj się do psychiatry lub terapeuty, powiedz co czujesz i zacznij terapię. Nam da się pomóc, ale jeśli sami tego nie będziemy chcieć to nikt tego nie zrobi za nas.
Dla osób które myślą teraz kim ten Haser jest że tak pierdoli trzy po trzy. Sam zmagam się z tym od ponad 9 lat. Jestem po próbie samobójczej, w zeszłym roku byłem w szpitalu psychiatrycznym przez prawie 2 miesiące podczas których odkryłem że moim powołaniem w życiu jest pomoc ludziom którzy przeszli przez to samo co ja. Moja terapeutka w szpitalu bardzo mi pomogła i pokazała że tylko terapeuta z trupami w szafie jest w stanie pomóc osobie która faktycznie zmaga się z jakimś gównem. Żadne bananowe dziecko którego rodzice wysłali na studia bo to modne i się opłaca nie będzie w stanie pomóc Tobie czy mnie. Jeśli doczytałeś do końca to trzymaj się tam mordko i powodzenia!
Dla osób które myślą teraz kim ten Haser jest że tak pierdoli trzy po trzy. Sam zmagam się z tym od ponad 9 lat. Jestem po próbie samobójczej, w zeszłym roku byłem w szpitalu psychiatrycznym przez prawie 2 miesiące podczas których odkryłem że moim powołaniem w życiu jest pomoc ludziom którzy przeszli przez to samo co ja. Moja terapeutka w szpitalu bardzo mi pomogła i pokazała że tylko terapeuta z trupami w szafie jest w stanie pomóc osobie która faktycznie zmaga się z jakimś gównem. Żadne bananowe dziecko którego rodzice wysłali na studia bo to modne i się opłaca nie będzie w stanie pomóc Tobie czy mnie. Jeśli doczytałeś do końca to trzymaj się tam mordko i powodzenia!