Pomyślcie...

23
Siemka dzidki złapały mnie mocne przemyślenia i chciałem się podzielić, szczególnie z tymi co mają podobną sytuację, a pewnie tacy się znajdą

Jestem na trzecim roku studiów, wyjechałem z miasta rodzinnego, wychowała mnie praktycznie sama mama (ojciec zrobił mnie na boku, ma swoją żonę i mieszkanie gdzie indziej) Przez czas technikum gimnazjum i zwlasza technikum nie spędziłem z nią dużo czasu, głównie siedziałem w pokoju na słuchawkach albo wychodziłem z kumplami
Siostra jest podobnym typem człowieka i integruje się tylko ze swoimi koleżankami. Siostra mamy mieszka w innym mieście a i tak mają mieszane relacje. Babcia żyć wiecznie nie będzie a też nie dawno zmarł kot którego miesiąc temu adoptowała co mi torche uświadomiło tą kruchość życia...

I teraz z perspektywy czasu żałuję że więcej z nią czasu nie spędzałem, nawet pogadać po prostu albo obejrzeć coś wspólnie. Wszystko wskazuje że nie zamieszkam znów w tym mieście co daje jeszcze mniej widywań i boli mnie że kiedyś zostanie tam sama a odwalila kawał wielkiej i trudnej roboty, sama wychowała dwójkę dzieci z pomniejszymi pomocami i widzę jak się starała i była cały czas dla nas dobra i nie uważam żeby po tym wszystkim zasługiwała na samotność... Narazie nie wiem co z tym zrobić i nie chce żebyście to odebrali jako jakieś pseudo porady... ale nie marnujcie czasu z rodzicami bo dziewczyn możecie poznać pięć ale rodziców ma się tylko dwoje (albo jednego solidnego jak w moim przypadku)
0.039446115493774