Tinder cz.2
2 l
21
No, ciąg dalszy kiedyś musiał nastąpić :) Jak mówiłem zdarzało się że laski same pisały, ale to raczej wyjątki od reguły niż reguła. Ale przejdźmy dalej, do spotkań :) Nie będę opisywał każdego, za dużo ich, i były względnie do siebie podobne, opiszę tylko kilka spotkań które z jakichś względów szczególnie mi zapadły w pamięć. Później też opiszę kilka moich pomysłów na spotkania które realizowałem, i z jakimi wadami i zaletami się wiążą. Co do spotkań, nim pierwszy raz spotkałem się z jakąś laską z tindera, minął pewnie z miesiąc, może dwa. Jak wspominałem na początku szło mi chujowo, później po pojawieniu się fot, i opisu było już DUUUŻO lepiej, uważam że jakieś 2/3 sukcesu to dobre foty, a reszta to umiejętności opowiadania chujowych żartów w formie tekstowej, żeby wyjść na bardziej luzackiego. Swego czasu bardzo lubiłem stand'up, i udało mi się kilka stand'upowych żartów przerobić na formę tekstową, i wydawały mi się całkiem zabawne, także tutaj też upatruję przyczynę tego że jakoś mi na tym chujowym portalu randkowym szło. Z pierwszą laską z jaką się spotkałem było podobnie, z tego co pamiętam oczywiście. Pisałem te chujowe żarty, opowiadałem o swojej pracy (która jest dość specyficzna ze względu na towarzystwo tam pracujące, ale o tym może kiedy indziej), pisząc o pracy starałem się oczywiście opisać ją by brzmiała jak najciekawiej i jak najbardziej intrygująco (coś jak pracownik monopolowego który pracuje przy płynnym złocie), no i jakoś w ten sposób doszedłem (?) z ową dziewczyną do momentu że postanowiliśmy się spotkać. Nie pamiętam z czyjej strony wyszedł ten pomysł ale to nieważne. Umówiliśmy się w amerykańskiej sieci pizzerii, powiązanej z pewną siecią restauracji specjalizującej się w serwowaniu kurczaków na 1000 sposobów. W momencie jak ustaliliśmy gdzie i kiedy pojawił się pierwszy problem, moje spierdolenie. Wcześniej zdażyło mi się wyjśc gdzieś z dziewczyną, ale nigdy w celach stricte towarzyskich. A to weź mi pomóż w lekcjach, a to weź zainstaluj windowsa (bez żadnych podtekstów niestety), a to chodź ze mną do kościoła bo jakieś roraty czy inne święcenia. A do knajpy? Na głupiego kebaba? Nigdy. Jakoś tak jednak się złożyło że dużo gadam, nawet momentami mądrze, lub śmiesznie, toteż niektórzy moi znajomi uważali mnie nawet za względnie przebojowego jak to się mówi. Postanowiłem skontaktować się moim znajomym, który w sprawach "damsko-męskich" miał dużo większe doświadczenie niż ja, więc uznałem że może mi pomóc. Wstyd było jednak przyznać że to spotkanie z tindera, więc powiedziałem mu że idę na "normalną" randkę (później dowiecie się że tinder nie ma nic wspólnego z randkowaniem). Zalecił mi kupienie kwiatów, założenie koszuli. Kurwa, jak o tym teraz myślę to nie wiem czy można się bardziej skompromitować. Gdy przypomnę sobie o tym idąc spać, to już chuj, pół nocy nieprzespane. Na szczęście zrezygnowałem z kwiatów, ale czarną koszulę założyłem. Pamiętam zimno było wtedy jak skurwysyn, mógł być luty, może marzec, jakoś wieczór, ciemno już było. Oczywiście jak to ja przyjechałem na spotkanie autobusem (auta wtedy nie miałem, nawet prawka) z dobre pół godziny wcześniej. Najgorsze wtedy było to że człowiek zastanawia się "wystawi mnie czy nie?", bo wiecie, może się okazać że cały ten tinder to jakieś jaja, mało tego, całe te "randkowanie" to mit, albo coś co jest kompletnie niedostępne dla spierdolin jak ja. No ale, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu przed wejściem do całej tej pseudo-restaracji pierdolonej czekała dziewczyna, pasowała do opisu, a nawet gdy dostałem od niej wiadomość to udało mi się zobaczyć w jej ręce telefon (tak, skitrałem się gdzieś za drzewem czy przystankiem, i patrzyłem czy ktoś przyszedł xd). No i co, podszedłem, powiedziałem cześć próbując wyjśc na w miarę normalnego. Następnie weszliśmy do środka, zamówiliśmy pizzę, a co było dalej to powiem następnym razem. Piszę tak w częściach ze względu na limit znaków także proszę się nie czepiać. No, do następnego razu, i wypierdalam :)