Tinder cz.3

37
No witam po raz wtóry :) Na wstępie zaznaczę że zgodnie z sugestiami będę starał się jeszcze bardziej przeciągać opisy, i napisać tyle części ile zdołam, i tyle na ile moje chujowe zdolności pisarskie pozwolą. I jeszcze wspomnę że wg mnie nie ma hejtu, jest tylko krytyka i jest ona jak najbardziej przeze mnie pożądana, jak u każdej atencyjnej kurwy. I kolejna sprawa, nie jestem jakimś sztywnym chujem (?) więc piszcie co chcecie, napewno się nie obrażę. Dobra, jedziemy dalej z tematem. Więc usiedliśmy, zamówiliśmy pizzę, jakąś chujową, nie pamiętam, pamiętam natomiast że to ja miałem (i byłem) tym płacącym. Czułem też jakbym ją oszukiwał, że na tinderze zajebiste foty, a tu taki wypłosz zza krzaka przychodzi, z ryjem jak czajnik. Tego typu "poczucie winy" nazwijmy to. Pamiętam że czułem się wtedy jak jakiś przegryw który jest coś winien lasce z którą się spotyka. No bo skoro laska zmuszona jest siedzieć z takim kimś no to coś jej się musi należeć w zamian, ja wywnioskowałem że należy się pizza. Od razu mówię że rozmowa się ni chuja nie kleiła. "No to, yyyy, skąd wracasz?" "eee, to może, co wczoraj robiłaś?". No kurwa, nie ma się co dziwić, w wieku 20-kilku lat pierwszy raz spotkałem się z osobą płci przeciwnej, w celach stricte towarzyskich. Dalej było tylko gorzej. Kolega który zalecił mi koszulę wspomniał coś w stylu "jak laska patrzy w telefon to już wiesz że masz przejebane". Jednak dopiero tego wieczora dowiedziałem się co to znaczy że "mam przejebane". Otóż tak sobie siedzimy, jemy, i prawie nic nie mówimy, kiedy ta kurwa oświadcza że "ty, wiesz co, bo koleżanka jakiś wypadek miała, i muszę jechać". Wstała, i poszła. Do mojego umysłu nie dotarło wtedy co to oznacza. Nie byłem na to kłamstwo kompletnie przygotowany. I ci z was co całe życie w piwnicy stwierdzili niech nie myślą że byliby przygotowani. Pomyślałem wtedy, no chuj, trudno, zdarza się. Dojadłem tą resztę pizzy która została, zapłaciłem, i wyszedłem. Dopiero wracając do domu autobusem linii 191, bądź 178 zdałem sobie sprawę że nie ja dymałem tylko byłem dymany. I to przez kurwa laskę. No dupsko zapiekło, a resztki godności znikły wraz z tym incydentem. Teraz oczywiście z perspektywy lat patrzę na to inaczej, i nie myślę o tej co mnie wystawiła inaczej jak o zwykłej kurwie, gotowej za pół pizzy kłamać i głupoty pierdolić. Pewnie jakiemuś chadowi ciągła by lachę w krzakach, za pół perły export, ale chadem nie byłem, i chyba nadal nie jestem. No ale nieważne. Tak wyglądało moje pierwsze spotkanie na tinderze, taki niezbyt udany początek tej ciekawej, acz kosztownej przygody. Od razu po powrocie do domu napisałem do wspomnianej w niezbyt pochlebnych słowach niewiasty, z pytaniem co się stało wyimaginowanej koleżance, za co oczywiście zostałem usunięty z par (chyba tak to się nazywało). Napisałem w związku z tym na messengerze (w pewnym momencie pisania wymieniliśmy się realnymi nazwiskami, co nie jest specjalnie dziwne, to info dla tych co nie korzystają, a tylko im kolega opowiada), ale na messengerze też mnie zablokowała. Nie mogłem tego kilka dni przeboleć, dupa piekła strasznie. Ale później przyszło ukojenie. Stwierdziłem że, jak to mówią, pierwsze koty za płoty, udowodniłem że na tinderze można się z kimś spotkać w realu (już nie patrząc na przebieg tego spotkania). Pomyślałem że pierwszy raz był chujowy, ale przynajmniej wiem "z czym to się je". Już żadnych pierdolonych czarnych koszul, żadnych stresów jak to wygląda, i jak to się robi, już teraz musi być lepiej. I po tych kilku dniach "doła" zacząłem od nowa szukać swojej randki. Nie liczyłem jednak że zarucham, o nie! Ani nawet o lizanku nie marzyłem. To pierwsze spotkanie obniżyło moje oczekiwania do niskich wartości, bliskich zeru. Liczyłem że przynajmniej rozmowa się choć trochę będzie kleiła, i że może na pożegnanie dostanę jakiegoś przytulaska, lub buzi w policzek. Nie musiałem długo czekać by sprawdzić swoje teorie. Wiele czasu nie minęło, i umawiałem się z następną laską, tym razem zdrowo jebniętą.
0.044358968734741