Tinder cz.6
2 l
35
Jedziemy chłopaki z kolejną częścią moich odległych czasowo przygód przegrywa.
Przypomnę, zakończyliśmy kiedy wracałem lekko najebany z obiektem moich zainteresowań - Sylwią, również troszkę zawianą. Szliśmy tak sobie w kierunku przystanku, a ponieważ trochę wypiliśmy to pozwoliłem sobie na więcej, wziąłem ją pod rękę, czasem tu i ówdzie smyrnąłem, ogólnie było mi całkiem miło i przyjemnie, a przyszłość rysowała się w kolorach tęczy LGBT.
No ale tu pojawił się problem. Wsiedliśmy sobie do tramwaju, i zacząłem się zastanawiać, kurwa, jak to się robi. Mam ją spytać, czy mógłbym ją pocałować? Może to jakoś samo wyjdzie jak na jakiś chujowych filmach romantyczno-erotycznych? Może to ona zacznie? Ale skąd wiem że ona coś chce ze mną? Kurwa, wyszła moja spierdolona natura, bo może ona nic nie chce, mi się tylko tak wydaje, niepotrzebnie się napalam, a wrócę do domu i będę wkurwiony? Nie chciałem też pytać czy mogę przejść "krok dalej", bo bałem się odrzucenia, albo wyśmiania, albo nie wiem kurwa, nie wiedziałem czy wogóle pyta się o takie rzeczy? Faktem jest że nigdy, ale to kurwa NIGDY nie pomyślałbym że będę rozważał takie rzeczy, co było samo w sobie zaskakujące, i całkiem przyjemne. Czułem się trochę jak jakiś jebany Chad co to myśli jak tu podejść laskę. Dobra, chuj, jebać to - pomyślałem, i spytam czy mogę. Ale jak mam spytać? Mogę cię pocałować? Mogę cię przytulić? Chcesz być moją dziewczyną? Przypomniałem sobie wszystkie teksty z gimnazjum, i wszystkie teksty na ten temat ze znanego serialu "na wspólnej". Ale każdy wydał mi się żałosny i gimbasiarski (nie wiem czy używa się jeszcze słowa "gimbus", nieważne). Chuj, stwierdziłem że zapytam jakkolwiek, i przynajmniej będę wiedział na czym stoję. Zagaiłem więc nieśmiało:
-Sylwia? A ten, a bo wiesz, a bo tego, a mogę się ciebie coś spytać?
-No jasne anon - odparła
-Bo wiesz, tak sobie myślę
-No co?
-No bo wiesz, bo tak sobie siedzimy w tramwaju
-No siedzimy, i co z tego?
-Bo ja bym chciał spytać, czy wiesz, rozumiesz
Kompletnie nie mogłem się do tego zabrać, i nadal nie wiedziałem jak spytać
-Bo ja chcę spytać czy nadal się będziemy spotykać
-No jasne, będziemy mogli!
Po chwili dotarło do mnie jak chujowe pytanie zadałem. Z samego pytania jak i z odpowiedzi nic kurwa nie wynika, i absolutnie nic nie wnosi. Ale stres był za silny, i już nie miałem ochoty pytać bardziej precyzyjnie. Dojechaliśmy gdzie mieliśmy dojechać, odprowadziłem ją do domu, a gdy i ja wracałem do swojego to myślałem, oj kurwa, myślałem. A nawet nie myślałem że mój mózg ma takie zdolności by prowadzić kilka dialogów równocześnie, i wybierać najlepszy wariant. Ale pod koniec stwiedziłem że i tak się to na chuj nadaje, więc za najlepszą opcję uznałem zapytać mojego kolegę, który przypadkiem był wygrywem, ten sam co zalecił mi założyć koszulę, co okazało się pomysłem, co najmniej, chujowym. Niemniej jednak pewnej znajomości relacji damsko-męskich nie można było mu odmówić, i stanowił dla mnie w tej kwestii większy autorytet niż pierdolenie jakiś randomów w internetach.
Więc zapytałem go jak to mam zrobić, żeby było dobrze, oczywiście porozumiewałem się z nim drogą internetową, kolega bowiem mieszka w innym województwie. Poradził mi żebym zabrał ją gdzieś na piwo czy innego grzańca (był wtedy jakoś listopad-grudzień), a po wszystkim odprowadził pod klatkę, i zapytał wprost, czy chcesz być moją dziewczyną, względnie czy mogę cię pocałować. Kurwa, pamiętam wtedy że samo rozważanie jak mam to zrobić budziło we mnie palpitację serca, i ciężki stres. No ale chuj, stwierdziłem że jak mam realne szanse posiadać prawdziwą dziewczynę to musze to zrobić. Więc zaprosiłem ją na piwo. To tyle na dziś.
Teraz dwie sprawy, sprawa pierwsza, pisanie dialogów idzie mi chujowo, także tego. Sprawa druga, wiem że odeszłem od tematu tindera sensu stricte, ale uznałem że opowiedzenie historii "sylwii" może być ważne dla dalszego toku opowieści o tinderze. Trzymajcie się, teraz już wypierdalam :)
Przypomnę, zakończyliśmy kiedy wracałem lekko najebany z obiektem moich zainteresowań - Sylwią, również troszkę zawianą. Szliśmy tak sobie w kierunku przystanku, a ponieważ trochę wypiliśmy to pozwoliłem sobie na więcej, wziąłem ją pod rękę, czasem tu i ówdzie smyrnąłem, ogólnie było mi całkiem miło i przyjemnie, a przyszłość rysowała się w kolorach tęczy LGBT.
No ale tu pojawił się problem. Wsiedliśmy sobie do tramwaju, i zacząłem się zastanawiać, kurwa, jak to się robi. Mam ją spytać, czy mógłbym ją pocałować? Może to jakoś samo wyjdzie jak na jakiś chujowych filmach romantyczno-erotycznych? Może to ona zacznie? Ale skąd wiem że ona coś chce ze mną? Kurwa, wyszła moja spierdolona natura, bo może ona nic nie chce, mi się tylko tak wydaje, niepotrzebnie się napalam, a wrócę do domu i będę wkurwiony? Nie chciałem też pytać czy mogę przejść "krok dalej", bo bałem się odrzucenia, albo wyśmiania, albo nie wiem kurwa, nie wiedziałem czy wogóle pyta się o takie rzeczy? Faktem jest że nigdy, ale to kurwa NIGDY nie pomyślałbym że będę rozważał takie rzeczy, co było samo w sobie zaskakujące, i całkiem przyjemne. Czułem się trochę jak jakiś jebany Chad co to myśli jak tu podejść laskę. Dobra, chuj, jebać to - pomyślałem, i spytam czy mogę. Ale jak mam spytać? Mogę cię pocałować? Mogę cię przytulić? Chcesz być moją dziewczyną? Przypomniałem sobie wszystkie teksty z gimnazjum, i wszystkie teksty na ten temat ze znanego serialu "na wspólnej". Ale każdy wydał mi się żałosny i gimbasiarski (nie wiem czy używa się jeszcze słowa "gimbus", nieważne). Chuj, stwierdziłem że zapytam jakkolwiek, i przynajmniej będę wiedział na czym stoję. Zagaiłem więc nieśmiało:
-Sylwia? A ten, a bo wiesz, a bo tego, a mogę się ciebie coś spytać?
-No jasne anon - odparła
-Bo wiesz, tak sobie myślę
-No co?
-No bo wiesz, bo tak sobie siedzimy w tramwaju
-No siedzimy, i co z tego?
-Bo ja bym chciał spytać, czy wiesz, rozumiesz
Kompletnie nie mogłem się do tego zabrać, i nadal nie wiedziałem jak spytać
-Bo ja chcę spytać czy nadal się będziemy spotykać
-No jasne, będziemy mogli!
Po chwili dotarło do mnie jak chujowe pytanie zadałem. Z samego pytania jak i z odpowiedzi nic kurwa nie wynika, i absolutnie nic nie wnosi. Ale stres był za silny, i już nie miałem ochoty pytać bardziej precyzyjnie. Dojechaliśmy gdzie mieliśmy dojechać, odprowadziłem ją do domu, a gdy i ja wracałem do swojego to myślałem, oj kurwa, myślałem. A nawet nie myślałem że mój mózg ma takie zdolności by prowadzić kilka dialogów równocześnie, i wybierać najlepszy wariant. Ale pod koniec stwiedziłem że i tak się to na chuj nadaje, więc za najlepszą opcję uznałem zapytać mojego kolegę, który przypadkiem był wygrywem, ten sam co zalecił mi założyć koszulę, co okazało się pomysłem, co najmniej, chujowym. Niemniej jednak pewnej znajomości relacji damsko-męskich nie można było mu odmówić, i stanowił dla mnie w tej kwestii większy autorytet niż pierdolenie jakiś randomów w internetach.
Więc zapytałem go jak to mam zrobić, żeby było dobrze, oczywiście porozumiewałem się z nim drogą internetową, kolega bowiem mieszka w innym województwie. Poradził mi żebym zabrał ją gdzieś na piwo czy innego grzańca (był wtedy jakoś listopad-grudzień), a po wszystkim odprowadził pod klatkę, i zapytał wprost, czy chcesz być moją dziewczyną, względnie czy mogę cię pocałować. Kurwa, pamiętam wtedy że samo rozważanie jak mam to zrobić budziło we mnie palpitację serca, i ciężki stres. No ale chuj, stwierdziłem że jak mam realne szanse posiadać prawdziwą dziewczynę to musze to zrobić. Więc zaprosiłem ją na piwo. To tyle na dziś.
Teraz dwie sprawy, sprawa pierwsza, pisanie dialogów idzie mi chujowo, także tego. Sprawa druga, wiem że odeszłem od tematu tindera sensu stricte, ale uznałem że opowiedzenie historii "sylwii" może być ważne dla dalszego toku opowieści o tinderze. Trzymajcie się, teraz już wypierdalam :)