Tinder cz.8

44
Dobra, wracam w ten śnieżny wieczór, niektórzy z was czekali z niecierpliwością, inni z brakiem nadziei na kolejną część, obie kategorie z was postaram się w jakiś sposób zadowolić. Skończyliśmy na zakończeniu pseudo-związku z Sylwią, i moim powrotem do tindera, po kilkumiesięcznej przerwie. Muszę przyznać że ten śmieszny "romans" trochę mnie zmienił. Stałem się bardziej śmiały, nieco bardziej pewny siebie (ale tylko trochę), ale przede wszystkim bardziej bezwględny, co to znaczy "bezwzględny" dowiecie się za moment.
Wracając do tindera postanowiłem radykalnie zmienić moją taktykę, skończyło się kurwa, teraz postanowiłem sam wybierać laski, a nie umawiać się z każdą co potrafi napisać więcej niż dwa słowa w wiadomości (np. "U mnie spoko", albo "Hehe, spoko"), takie szlaufy od razu wypierdalałem z par, jak to się ładnie nazywało. Jednak z tą wzmocnioną selekcją mam na myśli głównie komunikatywność, i ewentualnie to jak dana laska reagowała na moje żarty, z twarzy nadal brałem wszystko na widok czego nie zwracam śniadania, tudzież obiadu.
Nie powiem, po moim powrocie do tindera brakowało mi jakieś takiej bliskości, i nie chodzi mi tu o ordynarne ruchańsko, a o jakąkolwiek inicjatywę ze strony dziewczyny, jak np żeby sama z siebie mnie przytuliła, albo pocałowała, albo chociaż kurwa powiedziała coś miłego, po mojej przygodzie z Sylwią mocno mi tego brakowało. Ale nie będę udawał "przegrywa z honorem" którego trzeba zdobywać. Gdyby pojawił się cień szansy że zarucham to brałbym na ostro, nawet świniaczka 120+VAT, albo jakąś różowo-włosą lewaczkę, ograniczał by mnie tylko dyndający chuj między nogami.
Tak więc z tymi potrzebami, i z tymi wymaganiami kontynuowałem swoje wojaże w tinderowo-dziwkarskim świecie. Pisałem z kilkoma laskami, jeszcze więcej przesunąłem w prawo, i zdobyłem sparowanie, aż w końcu trafił się mój następny cel. Młody lachon z liceum imieniem, powiedzmy, Agnieszka. Swoją politykę zmieniania imion postaciom prawdziwym będę kontynuował aż do samego końca, bez nerw chłopaki.
Popisaliśmy trochę, i postanowiliśmy się spotkać w pewnej pizzerii niedaleko mojego miejsca zamieszkania. Ona też nie przyjechała z daleka, chociaż pochodziła niby spoza mojej mieściny z liczbą mieszkańców 400,000+, to z tego względu że ja mieszkałem na obrzeżach to ona też daleko nie miała.
Zanim wyszedłem ustaliłem taktykę działania. Koniec kurwa z byciem przegrywem, koniec kurwa z braniem na litość jaki to ja nie jestem samotny i nieszczęśliwy, jak się przekonałem z własnego doświadczenia laski nie chcą mieć wiele do czynienia z życią spierdoliną. Postanowiłem kłamać, udawać, i pierdolić głupoty, jak to mówią, cel uświęca środki. Oczywiście że mam samochód, ale przecież będę pił to nim nie przyjechałem. Oczywiście że mam własne mieszkanie, ale dopiero kupiłem, i narazie mieszkam u mamy. Myślałem nad własną firmą, ale jeszcze nad tym myślę. Tak, tak, jestem po studiach, wyjątkowo trudny kierunek. Tak jak mówiłem, tutaj na jbzd będę pisał jak było, i nie będę owijał w bawełnę, że niby jestem lepszy niż byłem. Może i jestem chujem (a przynajmniej w tych czasach byłem) ale chociaż szczerym.
Dobra, chuj, wrócmy do, jak to się mówi, sedna istoty tej rozprawy. Portfel zapchałem wypłatą, że niby taki bogaty, i pewnym krokiem ruszyłem w stronę miejsca naszego spotkania. Umówiliśmy się że będę czekał na nią na przystanku, konkretnie tramwajowym. Minął jakiś czas i wyszła ona, piękna nastoletnia Agnieszka. Kurwa, żartowałem xd. Wcale nie była kurwa piękna, a zdjęcia kłamały. Tak kurwa, tak się kończy bycie napaleńcem na tinderze. Wiek może i się zgadzał, ciało też niczego sobie, ale ta twarz zryta jakimś kurwa, solarium czy chuj wie czym. Nie był to jakiś paszczur, ale do laski 8/10 też jej trochę brakowało. No ale chuj, powiedziało się "A", trzeba powiedzieć "B". Poszliśmy do pizzerii, i tu, jak się możecie domyśleć kończymy na dziś, pozdro, z fartem, i już wypierdalam
0.058974981307983