Tinder cz.10
2 l
19
Taki mały bonus dziś, w tej części mam nadzieję skończyć historię z Agnieszką, i pójść, że tak powiem dalej. Bonus bo nigdy dwóch części na dzień nie wrzuciłem. Dobra, koniec tego pierdolenia, kiedy Sławek był?
Tradycja nakazuje bym zaczął tam gdzie skończyłem, ale tym razem zrobię was w chuja, i wcale tak nie będzie. Cofniemy się trochę w czasie do momentu gdy czekałem sobie na tą nieszczęsną Agnieszkę na przystanku tramwajowym. Tak czekam i czekam, piszemy sobie, prawda, no i w pewnym momencie owa Agnieszka napisała jakąś wiadomość (już nie pamiętam jaką), ale w każdym razie dodała na końcu emotę tego buziaka (wiecie :*). Wiadomo, przez aplikację człowiek śmielszy, toteż odpisałem na to coś w stylu "Będzie jakieś buzi?", na co dostałem odpowiedź "zobaczymy". Chuj, takie niby pierdzieluchy, ale ważne dla dalszego toku tej tinder-randki. Szybko zapomniałem co tam pisaliśmy, spotkanie się potoczyło, i teraz wrócimy do końca poprzedniej części.
Więc stoimy sobie na tym przystanku, godzina późna, ludziów w pobliżu brak. Tylko my dwoje. Nawet kurwa samochodów mało było jakoś. Po lewej stronie ulicy pola z kapustą, po prawej oświetlone bloki. Taka dzielnica. Aż w końcu w oddali widać nadciągający autobus linii, bodajże, 112. Autobus się zbliża, tak na siebie patrzymy, aż w końcu Agnieszka mówi "No to mój autobus, to pa" i tak dalej. W niespotykanym przypływie odwagi pytam więc "co z tym buziakiem?".
Powiem szczerze że zapytałem nawet bez specjalnych nerw, byłem podejrzanie wyluzowany, jedno piwo na mnie tak zwykle nie działa. Może to ta nieco intymna atmosfera tak na mnie zadziałała? A może wmówiłem sobie że jestem wygrywem? A może chciałem tak sobie tylko zażartować, i nie odebrałem powagi tego co mówię. No chuj wie dlaczego tak było. Ale zapytałem. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Miło zaskoczyła. Powiedziała: "to chodź do mnie". Powiem szczerze, zaczeliśmy się ordynarnie, i zachłannie lizać. Może tego mi brakowało? Trwało to chwilę, aż przyjechał autobus. Wsiadłem razem z nią, usiedliśmy na tylnym siedzieniu i kontynuowaliśmy to co zaczeliśmy. Powiem szczerze - tą podróż autobusem, te jebane 20 minut czułem się jak Chad, jak te jebane wygrywy, którym zawsze zazdrościłem. Oczywiście co pomacałem to moje. Ale nie żywiłem wielkich nadziei. Ja mieszkałem z mamą (co zresztą jej powiedziałem), ona też z rodzicami. A jakimś jebanym zwierzęciem nie jestem, ruchać się w autobusie nie będę. Chociaż może i jestem? Może stałem się nim przez sam fakt llizania się z nieznajomą laską w jakimś syfiastym autobusie? Wtedy o tym nie myślałem, takie refleksje nachodzą mnie dopiero po pewnym czasie. No chuj, miałem pisać jak było to piszę. Przejechaliśmy te pięc czy siedem przystanków. Ja wysiadłem, ona została, i tak sobie pojechała do domu. Tyle ją widziałem.
Nie zaskoczy was fakt że nigdy więcej jej nie widziałem. Nie żebym się zakochał czy coś, ale żałuję że nie poruchałem. Skończyło się standardowo, "było miło, ale to nie to, nara anon" czy coś. Standard kurwa. No ale cóż było robić. Zawsze nowe doświadczenie za mną. Zostało mi tylko wrócić do ciemnego mieszkania, i kontynuować tinderowe podboje. Do następnego razu, trzymajcie się.
Teraz jedna kwestia. Chodzi o te moje oznaczenie was w komentarzu. Oczywiście nadal jak ktoś chce to będę go dodawał do mojej małej listy. Niemniej jednak doszły mnie słuchy że czasem przychodzą powiadomienia, czasem nie, chuj jedyny wie dlaczego. Jeden z dzidowców zasugerował inne rozwiązanie, dodajcie którąś z moich wrzut do ulubionych, czy do jakieś innej zakładki, i co jakiś czas patrzcie czy czegoś nowego nie wrzuciłem. Chodzi po prostu o to żebyście niczego nie przegapili, oczywiście to wszystko jeśli tylko chcecie. Narazie, i wypierdalam
Tradycja nakazuje bym zaczął tam gdzie skończyłem, ale tym razem zrobię was w chuja, i wcale tak nie będzie. Cofniemy się trochę w czasie do momentu gdy czekałem sobie na tą nieszczęsną Agnieszkę na przystanku tramwajowym. Tak czekam i czekam, piszemy sobie, prawda, no i w pewnym momencie owa Agnieszka napisała jakąś wiadomość (już nie pamiętam jaką), ale w każdym razie dodała na końcu emotę tego buziaka (wiecie :*). Wiadomo, przez aplikację człowiek śmielszy, toteż odpisałem na to coś w stylu "Będzie jakieś buzi?", na co dostałem odpowiedź "zobaczymy". Chuj, takie niby pierdzieluchy, ale ważne dla dalszego toku tej tinder-randki. Szybko zapomniałem co tam pisaliśmy, spotkanie się potoczyło, i teraz wrócimy do końca poprzedniej części.
Więc stoimy sobie na tym przystanku, godzina późna, ludziów w pobliżu brak. Tylko my dwoje. Nawet kurwa samochodów mało było jakoś. Po lewej stronie ulicy pola z kapustą, po prawej oświetlone bloki. Taka dzielnica. Aż w końcu w oddali widać nadciągający autobus linii, bodajże, 112. Autobus się zbliża, tak na siebie patrzymy, aż w końcu Agnieszka mówi "No to mój autobus, to pa" i tak dalej. W niespotykanym przypływie odwagi pytam więc "co z tym buziakiem?".
Powiem szczerze że zapytałem nawet bez specjalnych nerw, byłem podejrzanie wyluzowany, jedno piwo na mnie tak zwykle nie działa. Może to ta nieco intymna atmosfera tak na mnie zadziałała? A może wmówiłem sobie że jestem wygrywem? A może chciałem tak sobie tylko zażartować, i nie odebrałem powagi tego co mówię. No chuj wie dlaczego tak było. Ale zapytałem. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Miło zaskoczyła. Powiedziała: "to chodź do mnie". Powiem szczerze, zaczeliśmy się ordynarnie, i zachłannie lizać. Może tego mi brakowało? Trwało to chwilę, aż przyjechał autobus. Wsiadłem razem z nią, usiedliśmy na tylnym siedzieniu i kontynuowaliśmy to co zaczeliśmy. Powiem szczerze - tą podróż autobusem, te jebane 20 minut czułem się jak Chad, jak te jebane wygrywy, którym zawsze zazdrościłem. Oczywiście co pomacałem to moje. Ale nie żywiłem wielkich nadziei. Ja mieszkałem z mamą (co zresztą jej powiedziałem), ona też z rodzicami. A jakimś jebanym zwierzęciem nie jestem, ruchać się w autobusie nie będę. Chociaż może i jestem? Może stałem się nim przez sam fakt llizania się z nieznajomą laską w jakimś syfiastym autobusie? Wtedy o tym nie myślałem, takie refleksje nachodzą mnie dopiero po pewnym czasie. No chuj, miałem pisać jak było to piszę. Przejechaliśmy te pięc czy siedem przystanków. Ja wysiadłem, ona została, i tak sobie pojechała do domu. Tyle ją widziałem.
Nie zaskoczy was fakt że nigdy więcej jej nie widziałem. Nie żebym się zakochał czy coś, ale żałuję że nie poruchałem. Skończyło się standardowo, "było miło, ale to nie to, nara anon" czy coś. Standard kurwa. No ale cóż było robić. Zawsze nowe doświadczenie za mną. Zostało mi tylko wrócić do ciemnego mieszkania, i kontynuować tinderowe podboje. Do następnego razu, trzymajcie się.
Teraz jedna kwestia. Chodzi o te moje oznaczenie was w komentarzu. Oczywiście nadal jak ktoś chce to będę go dodawał do mojej małej listy. Niemniej jednak doszły mnie słuchy że czasem przychodzą powiadomienia, czasem nie, chuj jedyny wie dlaczego. Jeden z dzidowców zasugerował inne rozwiązanie, dodajcie którąś z moich wrzut do ulubionych, czy do jakieś innej zakładki, i co jakiś czas patrzcie czy czegoś nowego nie wrzuciłem. Chodzi po prostu o to żebyście niczego nie przegapili, oczywiście to wszystko jeśli tylko chcecie. Narazie, i wypierdalam