Tinder cz.11
2 l
67
Po części dziesiątej nadszedł najwyższy czas na okrągłą, jedenastką już część. Szybko zleciało, nie? Tak sobie piszę i piszę, i zdaję sobie sprawę że nawet w połowie nie jesteśmy, także tego, czas iść dalej.
Opowiadanie swojej smętnej historii skończyłem na niedoszłym stosunku około-erotycznym z dziewoją nazwaną przez nas roboczo "Agnieszka". Nie ukrywam że Agnieszka zmieniła w sposób znaczy moje spojrzenie na świat, czy też inaczej światopogląd. Dotychczas uważałem że wiecie, poznam jakąś laskę, porucham, zrobi mi mokrego loda, tego typu rzeczy i, albo wezmę sobie następną, albo zostanę przy tej. W obu przypadkach stwierdziłem że osiągnę coś czego pragnąłem, mianowicie szczęście. Taki chuj, jak ciotki dwie. Nawet gdybym wtedy ową Agnieszkę zaliczył, to stwierdziłem że nic by to nie zmieniło. Bowiem po tym lizanku na przystanku, a potem w autobusie, gdy emocje już opadły i gdy wróciłem do domu poczułem uczucie, a raczej myśl że "kurwa, to wszystko co życie oferuje? Nic już nie ma? Tylko do roboty od poniedziałku do soboty, a w międzyczasie spotykanie się z jakimiś gówniarami? Udawanie przed nimi chuj wie kogo, i po co? Kurwa jego mać". Jakas taka pustka nastała w moim sercu że się tak poetycko-psychologicznie wyrażę. Doszedłem do przerażającego dla mnie wniosku, że ruchanie czy lizanie się z laskami wcale szczęśliwym nie czyni. Ale może tylko ja tak uważam. Chuj z tym, to takie moje przemyślenia.
Po przygodzie z Agnieszką, pomyślałem że metoda przeze mnie wymyślona może być skuteczna. Wciskaj kit, pierdol głupoty, to może ci się uda. Taki wtedy wymyśliłem sposób na tindera. Zawsze byłem dosyć wyszczekany, toteż uznałem że korzystam tylko z danych mi przez los i naturę umiejętności. Pozwalało to też zrekompensować wady w postaci mordy jak ruski termos, zębów krzywych jak wieża w piździe, i tego typu spraw.
I powiem wam że no tak, chuj mi w dupę. Nic to nie dało. Następnych kilka lasek skutecznie oparło się moim wdziękom, i kłamliwej, zdradzieckiej naturze. Z czego przy jednej z grona tych pizd zatrzymamy się na dłużej.
Był to ewenement, w całej mojej karierze z taką kurwą się nie spotkałem. Karypel, nie wyższa niż półtora metra, karakan można powiedzieć. Morda też niewyględna, po pijaku MOŻE 2/10 bym dał, ale tak z litości. Ale co ja pierdolę, dla takiej nie powinno być litości. Umawiamy się jak zwykle w pizzerii, normalna sprawa, tak samo jak to że ja płacę. Kiedyś zrobię podsumowanie ile kosztował mnie tinder, ale nie teraz. I tak sobie gadamy jak zwykle, ja coś tam pierdolę, o penthouse'ach, o mercedesach w AMG, o tym ile to trzepię kapuchy, no innymi słowy nawijam makaron na uszy.
Po moim pierdolamento, ta kurwa oświadcza, i to tak ni z pizdy, ni z chuja, że wiecie, ona ma chłopaka, i on jest w pracy. To ja mówię coś w stylu że "co z tego?", ale zaraz ciekawość bierze górę i zapytuję czy ów chłopak nie ma nic przeciwko że się tu z kolesiami z tindera umawiasz? To ten kurwiszon oświadcza że "wiesz, trzeba sobie w życiu radzić". Zmieszała i zaskoczyła zarazem mnie ta odpowiedź, więc pytam "ale że co?". Więc ta dziwka wyjaśnia "no, przyjechałam stąd, i stąd, z jakieś wiochy, i nie będę robiła jak idiotka w jakimś Grycanie, Burgekingu, czy innym Housie, tylko sobie znalazłam faceta, który opłaca mieszkanie, a sama szukam sponsorów". Słowo w słowo tak nie powiedziała, ale czyniąc długą historię krótką, laska mi oświadcza, wprost, i bez skrępowania że jest dziwką, i za kasę mogę ją puknąć.
Wiecie, gdybym chciał ruchać za kasę to zamiast na tindera, wchodziłbym na odloty, czy inną roksę. Więc tutaj moja wątpliwa moralność "wyruchać za wszelką cenę" nie miała zastosowania. Rzuciłem jakiś banknot na stół (mniej niż tyle co za dwie pizze, acz więcej niż za moją), i poszedłem stamtąd w pizdu, to znaczy na tramwaj. Także i takie kurwiska bywają na tinderach. Strzeżcie swojej duszy, i swojego portfela. Tyle na dziś, narazie.
Opowiadanie swojej smętnej historii skończyłem na niedoszłym stosunku około-erotycznym z dziewoją nazwaną przez nas roboczo "Agnieszka". Nie ukrywam że Agnieszka zmieniła w sposób znaczy moje spojrzenie na świat, czy też inaczej światopogląd. Dotychczas uważałem że wiecie, poznam jakąś laskę, porucham, zrobi mi mokrego loda, tego typu rzeczy i, albo wezmę sobie następną, albo zostanę przy tej. W obu przypadkach stwierdziłem że osiągnę coś czego pragnąłem, mianowicie szczęście. Taki chuj, jak ciotki dwie. Nawet gdybym wtedy ową Agnieszkę zaliczył, to stwierdziłem że nic by to nie zmieniło. Bowiem po tym lizanku na przystanku, a potem w autobusie, gdy emocje już opadły i gdy wróciłem do domu poczułem uczucie, a raczej myśl że "kurwa, to wszystko co życie oferuje? Nic już nie ma? Tylko do roboty od poniedziałku do soboty, a w międzyczasie spotykanie się z jakimiś gówniarami? Udawanie przed nimi chuj wie kogo, i po co? Kurwa jego mać". Jakas taka pustka nastała w moim sercu że się tak poetycko-psychologicznie wyrażę. Doszedłem do przerażającego dla mnie wniosku, że ruchanie czy lizanie się z laskami wcale szczęśliwym nie czyni. Ale może tylko ja tak uważam. Chuj z tym, to takie moje przemyślenia.
Po przygodzie z Agnieszką, pomyślałem że metoda przeze mnie wymyślona może być skuteczna. Wciskaj kit, pierdol głupoty, to może ci się uda. Taki wtedy wymyśliłem sposób na tindera. Zawsze byłem dosyć wyszczekany, toteż uznałem że korzystam tylko z danych mi przez los i naturę umiejętności. Pozwalało to też zrekompensować wady w postaci mordy jak ruski termos, zębów krzywych jak wieża w piździe, i tego typu spraw.
I powiem wam że no tak, chuj mi w dupę. Nic to nie dało. Następnych kilka lasek skutecznie oparło się moim wdziękom, i kłamliwej, zdradzieckiej naturze. Z czego przy jednej z grona tych pizd zatrzymamy się na dłużej.
Był to ewenement, w całej mojej karierze z taką kurwą się nie spotkałem. Karypel, nie wyższa niż półtora metra, karakan można powiedzieć. Morda też niewyględna, po pijaku MOŻE 2/10 bym dał, ale tak z litości. Ale co ja pierdolę, dla takiej nie powinno być litości. Umawiamy się jak zwykle w pizzerii, normalna sprawa, tak samo jak to że ja płacę. Kiedyś zrobię podsumowanie ile kosztował mnie tinder, ale nie teraz. I tak sobie gadamy jak zwykle, ja coś tam pierdolę, o penthouse'ach, o mercedesach w AMG, o tym ile to trzepię kapuchy, no innymi słowy nawijam makaron na uszy.
Po moim pierdolamento, ta kurwa oświadcza, i to tak ni z pizdy, ni z chuja, że wiecie, ona ma chłopaka, i on jest w pracy. To ja mówię coś w stylu że "co z tego?", ale zaraz ciekawość bierze górę i zapytuję czy ów chłopak nie ma nic przeciwko że się tu z kolesiami z tindera umawiasz? To ten kurwiszon oświadcza że "wiesz, trzeba sobie w życiu radzić". Zmieszała i zaskoczyła zarazem mnie ta odpowiedź, więc pytam "ale że co?". Więc ta dziwka wyjaśnia "no, przyjechałam stąd, i stąd, z jakieś wiochy, i nie będę robiła jak idiotka w jakimś Grycanie, Burgekingu, czy innym Housie, tylko sobie znalazłam faceta, który opłaca mieszkanie, a sama szukam sponsorów". Słowo w słowo tak nie powiedziała, ale czyniąc długą historię krótką, laska mi oświadcza, wprost, i bez skrępowania że jest dziwką, i za kasę mogę ją puknąć.
Wiecie, gdybym chciał ruchać za kasę to zamiast na tindera, wchodziłbym na odloty, czy inną roksę. Więc tutaj moja wątpliwa moralność "wyruchać za wszelką cenę" nie miała zastosowania. Rzuciłem jakiś banknot na stół (mniej niż tyle co za dwie pizze, acz więcej niż za moją), i poszedłem stamtąd w pizdu, to znaczy na tramwaj. Także i takie kurwiska bywają na tinderach. Strzeżcie swojej duszy, i swojego portfela. Tyle na dziś, narazie.