Tinder cz.12
2 l
58
Jedziemy z kolejną częścią, jakoś tak się rozpisałem ostatnio, ale nie przyzwyczajajcie się, po prostu miałem trochę wolnego czasu który mogłem przeznaczyć na to co lubię, na pisanie.
W związku z komentarzami pod ostatnią wrzutą muszę na wstępie poruszyć dwie sprawy, które chyba nie dość podkreśliłem. Po pierwsze, historie tu przedstawione miały miejsce kilka lat temu, nie są to historie z wczoraj, czy z przed tygodnia. Punkt drugi i najważniejszy, który trochę wiąże się z tym pierwszym, nie będę nikogo przekonywał czy historie tu przedstawione miały faktycznie miejsce, nie będę pierdolił że "gwarantuje wam że historia autentyk", albo "ziomuś, to szczera prawda", tak nie będzie. Osąd zostawiam wam, tak samo jak osąd co do mojego zachowania, i sposobu realizacji moich celów. No to tyle. Jedziemy.
Otóż w wyniku kilku ostatnich spotkań doszło do pewnej zmiany moich celów jakie postawiłem sobie korzystając z tej chujowej aplikacji randkowej. A nawet może nie celów, a wogóle sensu używania tindera. Metoda na kłamstwa okazała się kompletnie nieskuteczna (no, poza przypadkiem agnieszki, ale jak to mówią, nawet zezowatej zośce czasem chuj się trafi). Do tej pory cele używania tindera były zasadniczo trzy:
1. Złudna nadzieja na zaruchanie/lizanie się z laskami.
2. Ciekawość co się wydarzy.
3. Potrzeba wyjścia z piwnicy do ludzi
Chyba dobra kolejność. Cele chujowe, kosztowne, a przede wszystkim już mnie to zaczęło nudzić. Bo ile można pizzę wpierdalać z jakimiś mało kontaktowymi loszkami? Każdy by kurwa wymiękł. A grubasem nie jestem, to tym bardziej. Postanowiłem zmienić klasyczną, i wypróbowaną już formułę pizzy na coś nowego. Coś co sprawi mi przyjemność, odsieje naciągaczki na pizzę, i ewentualnie zwiększy moje szanse na udany wieczór.
Wiele pomysłów zakołatało mi w mojej pustej głowie, powiem szczerze że echo było głośniejsze niż w jakieś jaskini raj, czy innej kadzielni (akurat z kielc nie jestem, ale bardzo fajne miasto, pozdrawiam). Od razu rzucił mi się jeden: kino. Kurwa, że też wcześniej na to nie wpadłem. Lubię oglądać filmy. Bywały czasy że oglądałem ich po kilka dziennie. I to nie tylko dla rozrywki sensu stricte, a zdarzało mi się podziwiać ich "formę artystyczną". No ale jakoś tak się złożyło że wśród moich znajomych wielu kinomaniaków nie było, a do kina samemu jakoś mi głupio było chodzić, więc byłem zdany na jakieś cda czy inne netflixy, czasem nawet zwykłym telewizorem nie pogardziłem. A teraz pomyślałem że mógłbym z taką loszką iść do kina, na jakiś fajny film, szpanować jakim to nie jestem kinomaniakiem, i co ważnie nie było by to kłamstwo. Kurwa, moje podniecenie perspektywą pójścia do kina z dziewczyną, jak na jakąś randkę, sięgneło zenitu. Może w końcu dowiedziałbym się co to za różnica w pójsciu na film, a pójsciu do kina? Aż sam sobie zazdrościłem swojej genialności. Seks na własną rękę stał się jeszcze przyjemniejszy, w końcu robiłem to z kimś niesamowicie mądrym xd.
Ale wystarczy tego słodzenia, trzeba było zakasać rękawy i, jak to mówią, jechać z tematem. Ze zdziwieniem zaobserwowałem że laski, na pizzę zasadniczo chętne, do kina mają stosunek znacznie bardziej sceptyczny. Z czego to wynika, nie wiem i nawet się nie domyślam. No chuj wie dlaczego tak było, ale tak było. Jeszcze co do plusów kina to jest, nie ukrywajmy, tańsze niż pizza, a zabawy starczy na dłużej. W końcu po jakimś dłuższym czasie poszukiwań (nie pamiętam dokładnie ile, może 2, może 4 tygodnie), udało mi się znaleźć chętną na kino dziewczynę. Doskonale ją pamiętam. Jak się nazywała, skąd była, i jak wyglądała. Dlaczego moja pamięć w jej przypadku nie szwankuje dowiecie się za jakiś czas, w kolejnej części. Trzymajcie się.
W związku z komentarzami pod ostatnią wrzutą muszę na wstępie poruszyć dwie sprawy, które chyba nie dość podkreśliłem. Po pierwsze, historie tu przedstawione miały miejsce kilka lat temu, nie są to historie z wczoraj, czy z przed tygodnia. Punkt drugi i najważniejszy, który trochę wiąże się z tym pierwszym, nie będę nikogo przekonywał czy historie tu przedstawione miały faktycznie miejsce, nie będę pierdolił że "gwarantuje wam że historia autentyk", albo "ziomuś, to szczera prawda", tak nie będzie. Osąd zostawiam wam, tak samo jak osąd co do mojego zachowania, i sposobu realizacji moich celów. No to tyle. Jedziemy.
Otóż w wyniku kilku ostatnich spotkań doszło do pewnej zmiany moich celów jakie postawiłem sobie korzystając z tej chujowej aplikacji randkowej. A nawet może nie celów, a wogóle sensu używania tindera. Metoda na kłamstwa okazała się kompletnie nieskuteczna (no, poza przypadkiem agnieszki, ale jak to mówią, nawet zezowatej zośce czasem chuj się trafi). Do tej pory cele używania tindera były zasadniczo trzy:
1. Złudna nadzieja na zaruchanie/lizanie się z laskami.
2. Ciekawość co się wydarzy.
3. Potrzeba wyjścia z piwnicy do ludzi
Chyba dobra kolejność. Cele chujowe, kosztowne, a przede wszystkim już mnie to zaczęło nudzić. Bo ile można pizzę wpierdalać z jakimiś mało kontaktowymi loszkami? Każdy by kurwa wymiękł. A grubasem nie jestem, to tym bardziej. Postanowiłem zmienić klasyczną, i wypróbowaną już formułę pizzy na coś nowego. Coś co sprawi mi przyjemność, odsieje naciągaczki na pizzę, i ewentualnie zwiększy moje szanse na udany wieczór.
Wiele pomysłów zakołatało mi w mojej pustej głowie, powiem szczerze że echo było głośniejsze niż w jakieś jaskini raj, czy innej kadzielni (akurat z kielc nie jestem, ale bardzo fajne miasto, pozdrawiam). Od razu rzucił mi się jeden: kino. Kurwa, że też wcześniej na to nie wpadłem. Lubię oglądać filmy. Bywały czasy że oglądałem ich po kilka dziennie. I to nie tylko dla rozrywki sensu stricte, a zdarzało mi się podziwiać ich "formę artystyczną". No ale jakoś tak się złożyło że wśród moich znajomych wielu kinomaniaków nie było, a do kina samemu jakoś mi głupio było chodzić, więc byłem zdany na jakieś cda czy inne netflixy, czasem nawet zwykłym telewizorem nie pogardziłem. A teraz pomyślałem że mógłbym z taką loszką iść do kina, na jakiś fajny film, szpanować jakim to nie jestem kinomaniakiem, i co ważnie nie było by to kłamstwo. Kurwa, moje podniecenie perspektywą pójścia do kina z dziewczyną, jak na jakąś randkę, sięgneło zenitu. Może w końcu dowiedziałbym się co to za różnica w pójsciu na film, a pójsciu do kina? Aż sam sobie zazdrościłem swojej genialności. Seks na własną rękę stał się jeszcze przyjemniejszy, w końcu robiłem to z kimś niesamowicie mądrym xd.
Ale wystarczy tego słodzenia, trzeba było zakasać rękawy i, jak to mówią, jechać z tematem. Ze zdziwieniem zaobserwowałem że laski, na pizzę zasadniczo chętne, do kina mają stosunek znacznie bardziej sceptyczny. Z czego to wynika, nie wiem i nawet się nie domyślam. No chuj wie dlaczego tak było, ale tak było. Jeszcze co do plusów kina to jest, nie ukrywajmy, tańsze niż pizza, a zabawy starczy na dłużej. W końcu po jakimś dłuższym czasie poszukiwań (nie pamiętam dokładnie ile, może 2, może 4 tygodnie), udało mi się znaleźć chętną na kino dziewczynę. Doskonale ją pamiętam. Jak się nazywała, skąd była, i jak wyglądała. Dlaczego moja pamięć w jej przypadku nie szwankuje dowiecie się za jakiś czas, w kolejnej części. Trzymajcie się.