Tinder cz.20

36
No, po raz wtóry miałem krótką przerwę spowodowaną pewnymi problemami zdrowotnymi, ale nie martwcie się, ziemia wszystko wyciągnie. Jedziemy.
W ostatniej części zawarłem głównie moje pierwsze przeżycie erosomańskie, a także przemyślenia związane z ruchańskiem. Nadszedł czas byście się dowiedzieli co było dalej z Asią. Wstaliśmy w niedzielę, godzina koło 10-11, gorąc jak skurwysyn, każdy kurwa spocony, a część także lekko skacowana (mnie jakoś tak wyszło że kac raczej omija). Śniadanie? Zapomnij pan. Może w myśl zasady "jakie ruchanie, takie śniadanie" zasłużyłem tylko na siedzenie o suchym pysku. Nie no, przepraszam, Asia zrobiła kawę, znaczy nie było tak beznadziejnie jak mogłem przypuszczać. Pożegnaliśmy się czule, i razem z tym michałem całym pierdolonym udaliśmy się na dworzec PKP. Mimo niedzieli Michał miał jakąś robotę w moim mieście (które jest centralnym punktem tej aglomeracji), także zabrał się ze mną. Wróciłem do domu, zjadłem, pospałem, tyle z tego weekendu.
Od poniedziałku czułem że coś jest źle. Zazwyczaj spotykałem się z Asią co 2-3 dni, przyjeżdzałem do tej jej wiochy, w tym tygodniu było jednak inaczej. Jakoś tak dziwnie odpisywała na moje wiadomości, jej głos w słuchawce też jakiś mętny. Mówiła że coś tam złapała, i się gorzej czuje, i że nie przyjeżdżaj M. "No dobra, w innym terminie zarucham drugi raz" - możliwe że tak wtedy pomyślałem, ale powiem wam szczerze że coś tam do niej czułem, i to jeszcze przed tą nocą z ruchaniem. Związek z nią był jakiś taki żywszy, i bliższy. Chuj wie z czego to wynika. Ja byłem bardziej śmiały? Może dziewczyna była normalniejsza, bardziej obeznana? No nieważne.
Cały tydzień był taki jak poniedziałek. Jakoś długo mi ten czas zlatywał. Nie wiedziałem czy faktycznie źle się czuje, czy może ja coś zjebałem, a może to kwestia czegoś innego? Byłem wówczas za mało doświadczony w związkowych sprawach żeby zgadywać takie rzeczy.
Aż w końcu przyszła sobota. Asia zaproponowała spotkanie na mieście, żeby gdzieś tam pójść. Dziwne mi się to wydało ale chuj, zgodziłem się, chciałem ją zobaczyć. Umówiliśmy się na dworcu z którego w innej sytuacji wyjeżdżałbym do tej jej mieściny, tym razem jednak to ona miała przyjechać do mojego miasta. Moja podróż tam zajęła słuszną ilość czasu. Im byłem bliżej tym czas zaczął jakby zwalniać, takie uczucie jak idziecie przez pasy i samochód na pełnej kurwie jedzie w waszą stronę. Przeżyję? Nie przeżyję? Zdążę? W takiej sytuacji czas tak samo spowalnia. Byłem zestresowany, nie wiedziałem czego się spodziewać? Normalnego spaceru? A może poważnej rozmowy? A może wogóle rozstania?
Czekałem na Asię na peronie, w swoim stylu byłem kilkanaście minut przed czasem. Doczekałem się. Wyglądała faktycznie tak jak pisała, mianowicie chujowo. Blada, mętna, bywa że trupy lepiej wyglądają. Wyszliśmy z dworca, poszliśmy zapalić. Jednak trzecia opcja. Asia powiedziała że tak sobie myśli i tego, i wogóle i że nie pasujemy do siebie, że nie chce mnie ranić, takie pierdoły. Było mi smutno, nie powiem. Zaproponowałem pójście na kawę. Poszliśmy, wypiliśmy, przytuliliśmy się na pożegnanie. Tyle z moich uczuć i z mojego ruchania.
Powiem wam jednak że nie byłem na nią zły. Rzadko się tak czuję ale wtedy poczułem się jak dorosły, dojrzały człowiek, który w cywilizowany i bardzo kulturalny sposób jest informowany przez swoją partnerkę o końcu związku. Poczułem że ktoś kogo sam zapoznałem obdarzył mnie jakimś szacunkiem i to osoba która wcale nie musiała, bo skoro ma zamiar zerwać to co to kurwa za różnica? Asia zadała sobie w końcu trud i postanowiła godzinę jechać jakimś pierdolonym pociągiem by mi to powiedzieć co usłyszałem. Wróciłem do domu smutniejszy niż jechałem na dworzec i, jak się pewnie domyślacie, po niedługim czasie wróciłem na tindera. Do następnego razu.
0.20081496238708