Akademicka rzeczywistość po wprowadzeniu polityki progresywnej vol. 3
Od momentu wprowadzenia polityki progresywnej na mojej uczelni (III i VI rok moich studiów) nagle dostawałam wiele wezwań z powodu zażaleń składanych do dziekanatu przez studentki w związku z prowadzonymi przeze mnie w ramach praktyk zajęciami. Przez pierwsze dwa lata moich praktyk był względny spokój - wprawdzie zawsze znalazła się jakaś bojownicza aktywistka, która co chwilę przeszkadzała mi w prowadzeniu zajęć, ale poza gadaniem nie było żadnych chorych sytuacji.
Jednak począwszy od III roku, po oficjalnym wprowadzeniu progresywnej polityki, żeby zapobiec dyskryminacji mniejszości, ich stygmatyzacji i izolowaniu, zaczęło się wszystko komplikować. Warto tutaj zaznaczyć, że w etyce zmienili nam parę rzeczy i nie mogliśmy używać skrótu krótszego, niż "LGBTQ+" mówiąc o tej społeczności.
W przeciągu zaledwie 2 lat wpłynęło aż 8 zażaleń pod moim adresem związanych jedynie z tym, że użyłam sformułowania "LGBT" zamiast "LGBTQ+". Dostawałam pouczenia, że część studentek poczuła się urażona moją ignorancją, gdyż identyfikują się jako queer, panseksualne itp. (poza tymi dwoma nazwami reszty nawet nie pamiętam, jak się nazywały te tożsamości, więc mi wybaczcie - było to dla mnie dosyć nowe i poza tymi dwoma w miarę popularnymi nie byłam w stanie zapamiętać całej reszty). I ile to razy słyszałam, że muszę obowiązkowo używać tego skrótu z literą "Q", bo mamy na uczelni sporo studentów queer, a także tego "+", żeby inne mniejszości nie poczuły się pominięte albo izolowane z grupy.
Napłynęły też aż 3 skargi na to, że umniejszam kobietom. Chodziło tutaj akurat o to, że używałam sformułowania "gracze" albo zapytana, czy gra tyle samo mężczyzn i kobiet, mówiłam, że raczej jest nieco więcej mężczyzn, a co najmniej tak pokazują na razie badania i że zależy od gry, bo są też takie zdominowane przez kobiety. Pojawiło się wtedy wiele zażaleń, że szufladkuję ludzi, bo twierdzę, że kobiety i mężczyźni mają inne upodobania co do gier.
I jeszcze wpłynęły 3 zażalenia w sprawie wspomnianej już przeze mnie wcześniej niebinarnej Kasi, ale tutaj nie będę przytaczać tego po raz kolejny. Za to jeszcze w semestrze letnim spotkałam kolejną ciekawą osobę, ale już nie w trakcie zajęć, które prowadziłam, a podczas których miałam hospitacje. Przeprowadzałam wtedy ankietę do badań. Po rozdaniu kartek jedna dziewczyna stwierdziła, że jej nie rozwiąże, bo są tylko dwie płcie w metryczce: kobieta i mężczyzna. Stwierdziła, że jest wykluczana, bo nie może zaznaczyć żadnej. Na co wykładowczyni poprosiła mi, żebym przerwała ankiety, poprawiła metryczkę, jeszcze raz wydrukowała i przyniosła za tydzień wszystkim poprawionym, bo może jest ktoś jeszcze, kto nie uzewnętrznił się jeszcze ze swoją tożsamością. Zrobiłam tak, jak kazali - poprawiłam ankietę dodając trzecią opcję: "Inna". Tydzień później przyniosłam, ale ta sama studentka miała znowu problem z ankietą, bo poczuła się urażona przez sformułowanie "Inna", nawet jeśli było pole na wpisanie, jaka, bo poczuła, że się w ten sposób jej umniejsza. Na co powiedziałam, że może nie rozwiązywać w takim razie, jeden respondent mniej to nic takiego albo może nie wypełniać i oddać pustą, to unieważni się i tyle. Po ponad tygodniu wpłynęło zażalenie odnośnie tamtej sytuacji, że studentka czuła się wyizolowana z grupy, bo pominęłam ją w ankiecie, a ona też chciała wziąć udział w badaniu, jak inni. I że poczuła, że jej się uwłacza przez sformułowanie jej tożsamości płciowej jako "Inna". Zostałam upomniana, ale... na tym na szczęście skończyło się, nie musiałam dawać ankiety do ponownego wypełnienia.
I jeszcze jedna ciekawostka - jedna kobieta ze studiów III stopnia rok niżej ode mnie wypisała wszystkie 50-parę płci w swojej ankiecie do badań i miała potem problem z opracowaniem danych, bo metryczka była zbyt obszerna i nie zdążyła na czas. Po usłyszeniu tego, nawet cieszyłam się, że ja nie dałam się aż tak zwariować i mimo tego, że zdarzyły się pojedyncze komplikacje, swoje wyniki udało mi się opracować w czasie.
Jednak począwszy od III roku, po oficjalnym wprowadzeniu progresywnej polityki, żeby zapobiec dyskryminacji mniejszości, ich stygmatyzacji i izolowaniu, zaczęło się wszystko komplikować. Warto tutaj zaznaczyć, że w etyce zmienili nam parę rzeczy i nie mogliśmy używać skrótu krótszego, niż "LGBTQ+" mówiąc o tej społeczności.
W przeciągu zaledwie 2 lat wpłynęło aż 8 zażaleń pod moim adresem związanych jedynie z tym, że użyłam sformułowania "LGBT" zamiast "LGBTQ+". Dostawałam pouczenia, że część studentek poczuła się urażona moją ignorancją, gdyż identyfikują się jako queer, panseksualne itp. (poza tymi dwoma nazwami reszty nawet nie pamiętam, jak się nazywały te tożsamości, więc mi wybaczcie - było to dla mnie dosyć nowe i poza tymi dwoma w miarę popularnymi nie byłam w stanie zapamiętać całej reszty). I ile to razy słyszałam, że muszę obowiązkowo używać tego skrótu z literą "Q", bo mamy na uczelni sporo studentów queer, a także tego "+", żeby inne mniejszości nie poczuły się pominięte albo izolowane z grupy.
Napłynęły też aż 3 skargi na to, że umniejszam kobietom. Chodziło tutaj akurat o to, że używałam sformułowania "gracze" albo zapytana, czy gra tyle samo mężczyzn i kobiet, mówiłam, że raczej jest nieco więcej mężczyzn, a co najmniej tak pokazują na razie badania i że zależy od gry, bo są też takie zdominowane przez kobiety. Pojawiło się wtedy wiele zażaleń, że szufladkuję ludzi, bo twierdzę, że kobiety i mężczyźni mają inne upodobania co do gier.
I jeszcze wpłynęły 3 zażalenia w sprawie wspomnianej już przeze mnie wcześniej niebinarnej Kasi, ale tutaj nie będę przytaczać tego po raz kolejny. Za to jeszcze w semestrze letnim spotkałam kolejną ciekawą osobę, ale już nie w trakcie zajęć, które prowadziłam, a podczas których miałam hospitacje. Przeprowadzałam wtedy ankietę do badań. Po rozdaniu kartek jedna dziewczyna stwierdziła, że jej nie rozwiąże, bo są tylko dwie płcie w metryczce: kobieta i mężczyzna. Stwierdziła, że jest wykluczana, bo nie może zaznaczyć żadnej. Na co wykładowczyni poprosiła mi, żebym przerwała ankiety, poprawiła metryczkę, jeszcze raz wydrukowała i przyniosła za tydzień wszystkim poprawionym, bo może jest ktoś jeszcze, kto nie uzewnętrznił się jeszcze ze swoją tożsamością. Zrobiłam tak, jak kazali - poprawiłam ankietę dodając trzecią opcję: "Inna". Tydzień później przyniosłam, ale ta sama studentka miała znowu problem z ankietą, bo poczuła się urażona przez sformułowanie "Inna", nawet jeśli było pole na wpisanie, jaka, bo poczuła, że się w ten sposób jej umniejsza. Na co powiedziałam, że może nie rozwiązywać w takim razie, jeden respondent mniej to nic takiego albo może nie wypełniać i oddać pustą, to unieważni się i tyle. Po ponad tygodniu wpłynęło zażalenie odnośnie tamtej sytuacji, że studentka czuła się wyizolowana z grupy, bo pominęłam ją w ankiecie, a ona też chciała wziąć udział w badaniu, jak inni. I że poczuła, że jej się uwłacza przez sformułowanie jej tożsamości płciowej jako "Inna". Zostałam upomniana, ale... na tym na szczęście skończyło się, nie musiałam dawać ankiety do ponownego wypełnienia.
I jeszcze jedna ciekawostka - jedna kobieta ze studiów III stopnia rok niżej ode mnie wypisała wszystkie 50-parę płci w swojej ankiecie do badań i miała potem problem z opracowaniem danych, bo metryczka była zbyt obszerna i nie zdążyła na czas. Po usłyszeniu tego, nawet cieszyłam się, że ja nie dałam się aż tak zwariować i mimo tego, że zdarzyły się pojedyncze komplikacje, swoje wyniki udało mi się opracować w czasie.