Gówno-rozkmina o świecie gier

76
Mam taką gówno-rozkminę na temat gier i jestem ciekaw co sądzicie o temacie.

Zauważyliście, że od dawna w branży nie pojawił się żaden bohater, któremu można by nadać statusu "ikonicznego"?

Wszystkie najbardziej rozpoznawalne postacie z gier, znane doskonale nawet ludzoim nie grającym w ich przygody, tacy jak Lara Croft, Kratos, Dante, Shepard czy Solid Snake to postacie które swój debiut miały przynajmniej naście lat temu, o bardziej maskotkowych bohaterach pokroju Sonica czy Mario nie wspominająć. Niby jest też parę bardziej znanych assasynów, czy protagonistów gier Rockstar, ale tu mam wrażenie, że one są znane główne dlatego, że pojawiły się w chuj znanych markach, i nie istnieją w świadomości społeczeństwa bez tych marek.

I tu wcale nie chodzi tylko o to, że te znane postacie są po prostu stare, więc teraz uznajemy je z automatu za ikoniczne. Kampanię remlanowe drugich i trzecich cześći Devil May Cry i God of War były w chuj koncentrowane na ich protagonistach, ludzie już wtedy jarali się wizją nawet nie tyle znów zagrania w lubianą serię, co ponownego wcielenia się w ich bohaterów. 

Chyba ostatnią postacią, która ma jakąś większą rozpoznawalność, to nasz wspaniały patriotyczny wieśmak, ale no kurwa z tego co się orietnuje to on tak średnio jest postacią z gry xD.

Ale do czego dążę to to, że od już jakiegoś czasu bohaterowie w których wcielamy się na łamach nawet dobrych gier są kurwa tak nijacy, że ja pierdolę. 

Parę lat temu ogrywałem pierwszego Horizona i choć gra sama w sobie naprawdę zacna, tak nasza protagnonistka była po prostu... no była xD. Nie była nawet jakimś ulra feministycznym wyobrażeniem silnej kobiety, nie była nawet tym. Nie wkurwiała, nie irytowała i dało się bez żadnego bólu w nią wcielać, ale po prostu pasywnie "istniała". Ciężko mi sobie przypomnieć jakąkolwiek bardziej znaną scenę z jej udziałem, czy jakiś jej tekst, który można by wielokrotnie przerabiać na memy. 

Jebanym żartem są też niemalże wszyscy protagoniści Far Cry. Niby mają jakąś historię, jakieś motywacje, ale po prostu są takimi piłeczkami odbijającymi się od filarów fabuły, nie dorzucając do niej niemal nic, poza przywilejem zajebania głównego złola. Z oboma Dying Lightami jest w zasadzie tak samo. Niby te typy (chyba Kayle i Aiden, ale już naprawdę nie pamiętam) są jakimiś biegaczami i tajnymi agentami, ale nie mają żadnej maniery, żadnej osobowości która pozwoliłaby im wybrzmieć. Jeśli napotykają na swej drodze jakiegoś wkurwiającego NPC-a to po prostu dają mu być irytującym, zamiast, bo ja wiem, przynajmniej kazać mu zamknąć mordę. W Falloucie 4 miałem ten sam problem, bo niby gra zbudowana jest na filarze RPG-a gdzie nasza postać jest po prostu naszym wyobrażeniem, ale z dugiej strony przez to że miała jakąś (tak sztamową, że ja pierdolę) tragiczną historię, i nienatchionego aktora głosowego wylpuwającego z siebie tak nijakie teksty, to nie dało sie go ani polubić jako pełnoprawną postać, ani wcielić w niego jako nasze wyobrażenie. V z Cyberpunka też było trochę podobnie, ale ta gra jest przynajmniej nieźle napisana więc to aż tak nie bolało.

Ale no kurwa to jest naprawdę jakiś dramat. Teraz w zasadzie jaramy się dokłądnie tymi samymi bohaterami, co naście lat temu, nowe częsći God of War i DMC zbierają nowe rzesze fanów, bo nikt nowy\ciekawszy się nie pojawił. Mam wrażenie że się nie pojawi bo o ile te parę lat temu stworzenie ciekawego protagonisty było kwestią być a nie być marki, tak teraz przez ogólną grzeczność niemalże całej popkultury, ciężko znalesć kogokolwiek, kto byłby *jakikolwiek*.
0.043234825134277